Patrzyłam na La Sirpa śmiejąc się trochę. Kiedy go spotkałam był taki poważny, a teraz wariuje z Mistaki chociaż o tym nie wie.
- Mistaki zlituj się nad nim. - powiedziałam z uśmiechem na pysku.
Kotka poszła trochę dalej i wróciła do normalnej postaci. Sirp stał zaszokowany trochę, ale potem zrozumiał kto się z nim droczył i wrócił to swojej poważnej postawy.
- Jak się czujesz Ayame ? - zapytał
- Potrafisz normalnie mówić ? - powiedziałam zdumiona. - Byłam pewna, że mówisz tylko w swoim języku.
- Umiem mówic praktycznie w każdym języku. - odpowiedział.
- No to fajnie. Ze mną jest dobrze.
Popatrzyłam na Mistaki i powiedziałam
- Gdzie Kail ?
- Nie wiem... - powiedziała smutna Mistaki. - Nie wzywał mnie.
- Oby było z nim wszystko dobrze. - powiedziałam - Ale na mnie już czas. Dzięki za pomoc Alba.
- Nie ma sprawy. Jak coś to zapraszam - powiedziała i poszła schować miskę.
Postanowiłam przejść się do lasu Ke'rei na coś zapolować. Sirp złapał kilka zajęcy i zjadł. Ja zauważyłam młodego jelonka. Zaczęłam się skradać i skoczyłam. Od razu zatopiłam moje kły w jego szyi i po chwili już nie żył. Kiedy zaczęłam się posilać zauważyłam, że na wielkim kamieniu, który wystawał nad małą polanką stoi Kail. Przetarłam oczy łapą nie mogąc w to uwierzyć, a kiedy znowu popatrzyłam, nie było go już. Byłam oszołomiona. Stałam i patrzyłam w tamte miejsce. Nie wiedziałam czy tam był, czy moje oczy kłamały. Poszłam na kamień się upewnić, ale naprawdę nikogo nie było. Musiałam ochłonąć i poszłam nad jezioro się wykąpać. Sirp leżał na piasku odpoczywając po posiłku. Kiedy zanurkowałam, coś pociągnęło mnie za łapę. Zdążyłam zauważyć tylko błysk czerwonych oczu i zemdlałam z powodu braku powietrza. Ocknęłam się w jaskini na dnie jeziora.
<Kto o czerwonych oczach chciałby dokończyć ?>
poniedziałek, 4 maja 2015
Od Neyi
Długo mnie nie było na terenach watahy. Błąkałam się tu i ówdzie, poszukując wciąż informacji na temat własnego życia, a raczej życia mocy, która wydawała się niezjednoczona ze mną. Zagłębiałam się w kolejne puste tereny, raz po raz napotykając się na jakieś istnienie.. Słońce zmierzało ku zachodowi co przypominało mi o kończącym się dniu. Wiatr rozproszył piasek wokół mnie, a mój wzrok próbując podążyć za nim natknął się na widok widnokręgu, którego kolory zachwycały. Błękit jasnego nieba przeszyty był różem i czerwienią a posępnie wyglądające białe chmury powodowały, że obraz widziany w ten sposób stawał się jeszcze bardziej realny. Ustałam wśród traw niedaleko wznoszących się obok brzegu zamoczonego przez wodę jeziora o przejrzysto jasnej toni. Położyłam się na pokrytej już zżółkłymi liśćmi ziemi. Zimny wiatr przeszył mnie swoim oddechem. Zadrżałam, jednak nie podniosłam się z ziemi byłam zbyt zamyślona by wykonać jakikolwiek ruch. Mój wzrok przeniósł się na przeciwległy brzeg jeziora. Wodę ze zbiornika popijała powoli sarna, której ciemne oczy wciąż penetrowały terytorium jak gdyby była nieprzerwanie goniona. Burczenie mojego brzucha, przypomniało mi o głodzie, który odczuwałam od paru dni. Obróciłam się bezszelestnie by ułatwić sobie wstanie. Mój wzrok szybko zauważył w jak idealnej pozycji znalazłam się w tej sytuacji. Problem był tylko jeden, jeśli chciałam posilić się tak smakowitą przekąską musiałam użyć moich mocy.
-Nie zawiedźcie mnie- powiedziałam wręcz do siebie. Zerwałam się do biegu, który szybko nabrał odpowiedniej prędkości. Prawym brzegiem, między drzewami niczym duch o niezauważalnym ruchu ruszałam na moją ofiarę. Moja zdobycz, po nie mijającej długo chwili, zdała sobie sprawę z zagrożenia i zerwała się do ucieczki. Jej szybkie kopyta wyznaczały mi drogę, którą poruszałam się nieustannie. Tereny mijane przeze mnie, były już znane, kierowała się niczym do watahy.. Zamknęłam na chwilę oczy odpalając moc. Niebieskie płomienie szybko wypełniły moje futro od nasady aż po końce, przeszywając mnie na wylot. Oczy momentalnie zabłysły przesączone narastającą potęgą. Wszystko co mijałam zostało delikatnie podpieczone jednak nic nie zostało spalane, a nawet na najmniejszej części uszkodzone.. Panowałam nad tym, w końcu opanowałam chodź w najmniejszej części moją moc.. Byliśmy w wąwozie, ja i moja ofiara w niedokończonej jeszcze gonitwie.. Drzewa wystające niczym ze ścian obniżenia terenu byłby niezwykłą przeszkodzą dla sarny, która wręcz już była w moich pazurach. Ona jednak nie chciała tak łatwo przegrać i nagle skręciła na ogromną polane, zalaną przez zachodzące słońce.. Jeszcze kawałek tak biegliśmy jakbyśmy się nie gonili, ale to nie była prawda. To był wyścig o życie.. W końcu poczułam jak wchodzę na tereny mojej watahy, tak bardzo utęsknionej przeze mnie. Czułam woń znanych wilków oraz tych, których jeszcze nie znałam. Byłam wtedy w lesie Ke’rei. Liście ułożone warstwami na ziemi spowalniały mój ruch, wciąż przeskakiwałam nad przeszkodami , które poukrywane były przed moim wzorkiem. Teren zdawał się zbiegać w dół niczym ku jakiejś przepaści.. Nagle ziemia osunęła się spod moich łap, nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje.. Sarna wykonała idealny skok pozwalający jej na dalszą ucieczkę ja jednak nie zdążyłam zareagować.. Zaczęłam odkręcać się w powietrzu starając się jakoś wylądować. Zaczęłam się zniżać ku ziemi, która już za chwile tarła o moje futro i wyrywała je z mojego ciała powodując przeszywający ból.. Świat na chwile zmienił się tylko w czarny obraz, po którym tylko ból poranionych miejsc na ciele wskazywał, że jeszcze żyje. Otworzyłam zamknięte dotąd oczy i ostatkami sił podniosłam wzrok w stronę, w którą pobiegła sarna..
-To moja zdobycz!- wrzasnęłam do wilka, który zamiast mnie upolował zwierzę, podnosząc się na łapach, z których ciekła krew. Kręciło mi się w głowie, a każdy krok był prawie moim upadkiem, jednak w końcu nieobliczalny dla mnie krok właśnie się nim stał. Upadłam zachowując tylko przytomność.
<Ktoś?>
-Nie zawiedźcie mnie- powiedziałam wręcz do siebie. Zerwałam się do biegu, który szybko nabrał odpowiedniej prędkości. Prawym brzegiem, między drzewami niczym duch o niezauważalnym ruchu ruszałam na moją ofiarę. Moja zdobycz, po nie mijającej długo chwili, zdała sobie sprawę z zagrożenia i zerwała się do ucieczki. Jej szybkie kopyta wyznaczały mi drogę, którą poruszałam się nieustannie. Tereny mijane przeze mnie, były już znane, kierowała się niczym do watahy.. Zamknęłam na chwilę oczy odpalając moc. Niebieskie płomienie szybko wypełniły moje futro od nasady aż po końce, przeszywając mnie na wylot. Oczy momentalnie zabłysły przesączone narastającą potęgą. Wszystko co mijałam zostało delikatnie podpieczone jednak nic nie zostało spalane, a nawet na najmniejszej części uszkodzone.. Panowałam nad tym, w końcu opanowałam chodź w najmniejszej części moją moc.. Byliśmy w wąwozie, ja i moja ofiara w niedokończonej jeszcze gonitwie.. Drzewa wystające niczym ze ścian obniżenia terenu byłby niezwykłą przeszkodzą dla sarny, która wręcz już była w moich pazurach. Ona jednak nie chciała tak łatwo przegrać i nagle skręciła na ogromną polane, zalaną przez zachodzące słońce.. Jeszcze kawałek tak biegliśmy jakbyśmy się nie gonili, ale to nie była prawda. To był wyścig o życie.. W końcu poczułam jak wchodzę na tereny mojej watahy, tak bardzo utęsknionej przeze mnie. Czułam woń znanych wilków oraz tych, których jeszcze nie znałam. Byłam wtedy w lesie Ke’rei. Liście ułożone warstwami na ziemi spowalniały mój ruch, wciąż przeskakiwałam nad przeszkodami , które poukrywane były przed moim wzorkiem. Teren zdawał się zbiegać w dół niczym ku jakiejś przepaści.. Nagle ziemia osunęła się spod moich łap, nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje.. Sarna wykonała idealny skok pozwalający jej na dalszą ucieczkę ja jednak nie zdążyłam zareagować.. Zaczęłam odkręcać się w powietrzu starając się jakoś wylądować. Zaczęłam się zniżać ku ziemi, która już za chwile tarła o moje futro i wyrywała je z mojego ciała powodując przeszywający ból.. Świat na chwile zmienił się tylko w czarny obraz, po którym tylko ból poranionych miejsc na ciele wskazywał, że jeszcze żyje. Otworzyłam zamknięte dotąd oczy i ostatkami sił podniosłam wzrok w stronę, w którą pobiegła sarna..
-To moja zdobycz!- wrzasnęłam do wilka, który zamiast mnie upolował zwierzę, podnosząc się na łapach, z których ciekła krew. Kręciło mi się w głowie, a każdy krok był prawie moim upadkiem, jednak w końcu nieobliczalny dla mnie krok właśnie się nim stał. Upadłam zachowując tylko przytomność.
<Ktoś?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)