Leżałam w pomieszczenio - klatce ponieważ jakiś tydzień temu stwierdzono że nie jestem taka groźna na jaką wyglądałam na początku w związku z czym z klatki przeniesiono mnie do pokoju. Był całkiem sobię... Dość spory, biały pod ścianą było łóżko, poidełko, mały stoliczek. Jakby jeszcze nie było krat w oknach i drzwi zamykanych na milion spustów to mogłabym tu zamieszkać. Ale mniejsza o pokój... mam teraz ważniejsze zmartwienie... Od tygodnia nie wiem co się dzieje z Kill' em. Wiem tylko że miał te całe tortury ale nic poza tym... Zginął tam? Cos poważnego mu się stało? Bardzo cierpi? Takie pytania łaziły mi po głowie a ja nie mogłam na nie odpowiedzieć. Rozmyślałam tak przez kilka godzin po czym jakoś udało mi się zasnąć.
***
- Ines, Ines! - wołał i potrząsał mną ktoś najwyraźniej bardzo zdenerwowany. Nie chciałam otwierać oczu ale uświadomiłam sobie że to może być coś poważnego
- Taak? - lekko uchyliłam powieki i zobaczyłam stojącą nade mną Margaret - Coś się stało - mówiłam śpiącym głosem i dalej nie podnosiłam się z łóżka.
- Kill..
- Co z nim? - zerwałam się na równe nogi
- Nie jest najlepiej... Kill ma zakażenie... i to poważne -powiedziała przybitym głosem
- Co?! - wystraszyłam się - Ale jak to?! Mówiłaś że nic mu nie będzie! Że wiesz co robisz! - zaczęłam krzyczeć na waderę
- Uspokój się! Ma je już od tygodnia... Nic nie wiedziałam bo ciągle leżał w jednym miejscu i ewentualnie szedł coś zjeść lub się napić. Nikt nic nie zauważył. Strażnicy mówią że trochę zgnilizną śmierdziało ale myśleli że się zesr... To znaczy załatwił... Nikt nie podejrzewał że to poważne zakażenie... Po paru dniach w ogóle przestał się przemieszczać i tylko leżał tyłem do strażników a kiedy oni weszli by zobaczyc czy w szystko w porządku i obrócili Kill' a zauważyli potworną ranę na łapie... Od razu zabrano go zamkowego szpitala niestety dalej jest nie przytomny...
- Gdzie on jest?! Chce mówić z lekarzem! Zaprowadź mnie tam! - krzyknęłam a wadera najwyraźniej zrozumiała że nic nie zdoła zrobić by mnie zatrzymać więc po dobroci zaprowadziła mnie do lekarza Kill' a.
- Mogę zobaczyć Kill' a - zapytałam pielęgniarki
- Nie wiem czy... - zaczęła ale zacięła się kiedy zobaczyła u mego boku Margaret. - To znaczy... oczywiście że tak - poprawiła się i zaprowadził nas do sali z kilkoma półkami leków profesionalnym sprzętem oraz ławką na przeciw której stało łóżkiem na którym leżał Kill. Podbiegłam do basiora ale był nie przytomny. Jego łapy były schowane pod pościelą. Odsunęłam kołdrę i zobaczyłam paskudną ranę dookoła której był obrzęk, zaczerwienienie i pojawiły się jakieś bąble. Z rany wyciekała paskudna ciecz która pachniała zgnilizną.
- Co mu jest - zapytałam pielęgniarkę która okazała się panią doktor.
- Może wyjdźmy a ja wszystko pani wytłumaczę - wyszłyśmy - Więc tak... Podejrzewamy 2 choroby... Tężec i zgorzel gazowa. Do pierwszej z nich dochodzi przez zanieczyszczenia rany ziemią, a z tego co wiem pacjęt przez jakiś czas był po ziemi prowadzony... Jej objawami są : uczucie drętwienia i mrowienia w mięśniach żuchwy, ból głowy przez który najprawdopodobniej pacjent zemdlał... Druga z chorób czyli zgorzel gazowa jest bardzo poważną chorobą... Wokół rany pojawia się obrzęk, zaczerwienienie i pęchcerze wypełnione gazem. Ponadto z rany wycieka ropa mająca zgniły zapach. Jej objawy to : przyspieszenie tętna, spadek ciśnienia krwii i zamroczenie. Pacjent posiada wszystki objawy tej choroby... Nie wykluczamy opcji że Kill ma oba zakarzenia które połączyły się w jedno ale jakże okropne... Najprawdopodobniej do infekcji zaszło przez 2 różne czynniki które połączyły się dając śmiertelny efekt
- Co to znaczy?! On nie przeżyje?!!
- No cóż... Oba zakażenia nawet samotnie są śmiertelne a co dopiero w połączeniu... Będziemy walczyć ale nieunikniona jest operacja... możliwe że nie jedna...
- Dobrze... w takim razie czyy ja moogę z nim posiedzieć - zapytałam starając się nie wpaść w panikę...
- Eeemm - spojrzała na Margaret - Oczywiście - zaprowadziła mnie z powrotem do sali a ja usiadłam na ławce i zaczęłam popłakiwać. Wtem przypomniałam sobie o bardzo ważnej sprawie... Ja mogę go uratować! Kiedy zaszła noc i wszyscy poszli spać, podeszłam do łóżka Kill' a, wyciągnęłam małą buteleczkę z magiczną wodą <zawsze nosi ją niezauważalnie przypiętą do łapy> Jej oczy jak i łapy zaświeciły się na błękitno. Wylała wodę na świecące łapy a woda obeszła je dookoła. Przyłożyła łapki razem z wodą do zakażenia basiora i zaczęła szeptać jakieś słowa. cała woda weszła w ranę, a tak liczne objawy zaczęły znikać. Ropa przestała wyciekać i wydawać okropny zapach, pęcherze tak jak obrzęk i zaczerwienieni zniknęły, tętno i ciśnienie krwii wróciło do normy. Oczywiście został ślad po paskudnej ranie, na pewno będzie boleć, swędzieć i nie sądze by Kill mógł na razie jakkolwiek stawać na tej łapie ale przeżyje i to jest najważniejsze. Poszłam spać z świadomością że z basiorem będzie dobrze.
***
Usłyszałam jakiś pomruk dochodzący z łóżka basiora
- Kill? -spytałam niepewnie
<Kill? Ciut się rozpisałam xD A pozatym może w następnym opo opowiem ci mój plan xD tylko nie rób nic z Margaret xD Ona jest istotna i ze 2 razy prawie rozwaliłeś mi plan ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz