- Teraz to już z nim nie wygrasz. Uparty, że ja nie mogę. – bąknęła
Mistaki. W ciągu tego dnia nieco lepiej ją poznałam i trochę się z nią
zżyłam.
- Jak możesz z nim na codzień wytrzymać? – zadrwiłam
- Czasem jest na prawdę trudno, na serio. – odpowiedziała kotka i
potrząsnęła głową. Wpatrywałam się w Kaila oddalającego się pokracznie.
- O co mu wogóle chodzi? – spytałam wracając do zbierania owoców
- Ech, on ma swoje sprawy, które są tak zakręcone, że czasem nawet ja
ich do końca nie rozumiem. – usiadła przy wejściu do jaskini. –
Wystarczy, nie zbieraj już. – powiedziała cicho. Koszyk wypełniony
owocami wstawiłam do wnętrza jaskini, a potem usiadłam obok Mistaki,
która westchnęła głęboko.
- Co jest? – spytałam widząc, że Misi markotnieje
- Nic... – odrzekła wymijająco, a ja próbowałam otulić ją ramieniem, co
było wyjątkowo trudne, bo aktualnie przybywała w postaci ducha. – Bo ja
po prostu chcę dla Kaila jak najlepiej, a nie mam pojęcia jak mu pomóc.
Wiele rzeczy mogłabym zmienić, ale jak? – mówiła powoli i smutnie
- Kail ma jakieś tam swoje poglądy na różne sprawy, których nie dasz
rady zmienić. Pozatym widzę, że starasz się mu pomagać. Ale on sam jest
już dorosły i chyba potrafi sam decydować o sobie. Myślę, że nie możesz
przekroczyć pewnej granicy, bo uwierz mi, sporo dla niego robisz. –
powiedziałam z uśmiechem, ale jej ciągle nie poprawił się humor. – Jest
coś do roboty? – spytałam
- Raczej nie. – odpowiedziała. Weszłam trochę wgłąb jaskini poszukać
czegoś mimo wszystko. Wszystko było jednak raczej wysprzątane, więc
wróciłam do kota.
- Tak wogóle to mam iść? Bo tak tu jestem od jakichś dwudziestu czterech godzin i...
- Nie, nie, zostań. – odrzekła i spojrzała w moją stronę. – Alba, mam pomysł. – powiedziała z błyskiem w oczach
- Słucham panią.
- Ja pójdę za nim. Tak, żeby mnie nie zobaczył. Spróbuję jakoś go tu
przyciągnąć, bo ja się o niego boję. Albo nie, po prostu będę w pobliżu.
Tak więc nawet na łapę* mi będzie jak tu zostaniesz.
- Ale proszę, zrób to tak, aby nikt się o niczym nie dowiedział. Tylko
ja i ty. – powiedziałam, a ona skinęła łebkiem na tak. Uśmiechnęła się
dziarsko, stała się niewidzialna i... i nie wiem co, bo była
niewidzialna. Zasiadłam przy wejściu do jaskini i zaczęłam „wzrastać”
kwiatki. Zawsze fajnie jest sobie przypomnieć dawno nieużywane moce.
<Kail? *Mówi się, że coś jest na rękę, to u wilków chyba będzie że coś jest na łapę >
wtorek, 17 lutego 2015
wtorek, 3 lutego 2015
Od Kail' a cd historii Alby
Odsunąłem delikatnie jej łapę.
- Nie musiałaś - szepnąłem z bólem, który starałem się zamaskować jak tylko się da. Wadera popatrzyła na mnie z politowaniem któe tak bardzo mnie irytuje. Nie znoszę kiedy patrzy się na mnie jak na przegranego. - Nic już nie mów. Odpocznij.. - powiedziała cicho i uniosła delikatnie kącik warg. Już chciałem zaprzeczyć i wstać ale skarcił mnie Misi oczywiście w myślach
~ Nawet o tym nie myśl! Nie odzywaj się i śpij! I tak nie pozwolimy ci wyjść! - w sumie to ma racje. Trudno mi to przyznawać ale taka jest prawda. Poza tym mam za mało siły żeby cokolwiek zrobić. Szybko zasnąłem. Jak zwykle nawiedziły mnie koszmary więc nie powiem żebym się wyspał. Przespałem cały dzień. Obudziłem się dopiero o 20, albo coś koło tego. Wiedziałem że dzisiaj muszę wyjść wcześniej. W takim stanie oddalenie się dość daleko zajmie mi 2 razy tyle czasu co zawsze. Podniosłem lekko jedną powiekę. Dziewczyn nie było. I tak musiałbym się wymknąć więc stwierdziłem że to dobry moment. Podniosłem się z wielkim bólem ale nie mogłem dać zwyciężyć. Zrobiłem kilka kroków, bardzo powolnych kroków żeby podłapać równowagę. Trochę średnio mi to wyszło ale jako tako szedłem. Kierowałem się do wyjścia z jaskini. Coś czułem że nie będzie tak łatwo. Za rogiem wejścia stały obie samice i zbierały jakieś owoce. Cichaczem starałem się udać w drugą stronę ale średnio mi to wyszło...
- Kail? - powiedziała trochę zdziwiona Misi i w sekunde pojawiła się przed moim nosem - gdzie się wybierasz?
- Dobrze wiesz - rzuciłem sucho.
- Nie możesz wychodzić. Wracaj tam i odpoczywaj - podeszła wadera.
- Nic mi nie jest. Muszę iść.
- Kail! Nie możesz! - zdenerwowała się Alba
- Muszę! - warknąłem
- Kail... Może faktycznie powinieneś zostać? - spytała Mistaki. Strasznie mnie tym zdenerwowała.
- Dobrze wiesz czemu muszę iść! I wiesz że muszę! Więc zostaw mnie w spokoju i daj mi iśc jeśli chcecie jeszcze żyć! - rzuciłem jej gniewne spojrzenie. Byłem wściekły. Dobrze zna te historie! Po co tak gada skoro wie że to nie możliwe!
- Przynajmniej daj mi z tobą iść! - upierała się kocica.
- Nie! Nie możesz! Nikt nie może! To zbyt ryzykowne!
- Kail... Poradzę sobie. Wiesz że... - kontynuowała ale ja nie chciałem jej słuchać.
- Nie chce ci zrobić krzywdy! - krzyknąłem.
- Ukryje cię. Chce mieć cię tylko na oku...
- Jak chcesz się ukryć?! On wie dokładnie to co ja, widzi to co ja i czuje to co ja! On to ja! Nie ukryjesz się! A ja nie wybaczę sobie jeśli tobie albo jej się coś stanie! - krzyknąłem i odbiegłem. To musiało wyglądac bardzo pokracznie bo co chwile się potykałem i nie miałem tyle sił żeby faktycznie biec więc to był taki szybki chód w którym się co chwila potykałem. Po chwili zwolniłem. Nie dałbym rady dalej biec ale chciałem żeby myślały że odbiegłem i mnie nie goniły. Nie mogły ze mną iść...
<Alba? Tylko on faktycznie musi iść ;) >
- Nie musiałaś - szepnąłem z bólem, który starałem się zamaskować jak tylko się da. Wadera popatrzyła na mnie z politowaniem któe tak bardzo mnie irytuje. Nie znoszę kiedy patrzy się na mnie jak na przegranego. - Nic już nie mów. Odpocznij.. - powiedziała cicho i uniosła delikatnie kącik warg. Już chciałem zaprzeczyć i wstać ale skarcił mnie Misi oczywiście w myślach
~ Nawet o tym nie myśl! Nie odzywaj się i śpij! I tak nie pozwolimy ci wyjść! - w sumie to ma racje. Trudno mi to przyznawać ale taka jest prawda. Poza tym mam za mało siły żeby cokolwiek zrobić. Szybko zasnąłem. Jak zwykle nawiedziły mnie koszmary więc nie powiem żebym się wyspał. Przespałem cały dzień. Obudziłem się dopiero o 20, albo coś koło tego. Wiedziałem że dzisiaj muszę wyjść wcześniej. W takim stanie oddalenie się dość daleko zajmie mi 2 razy tyle czasu co zawsze. Podniosłem lekko jedną powiekę. Dziewczyn nie było. I tak musiałbym się wymknąć więc stwierdziłem że to dobry moment. Podniosłem się z wielkim bólem ale nie mogłem dać zwyciężyć. Zrobiłem kilka kroków, bardzo powolnych kroków żeby podłapać równowagę. Trochę średnio mi to wyszło ale jako tako szedłem. Kierowałem się do wyjścia z jaskini. Coś czułem że nie będzie tak łatwo. Za rogiem wejścia stały obie samice i zbierały jakieś owoce. Cichaczem starałem się udać w drugą stronę ale średnio mi to wyszło...
- Kail? - powiedziała trochę zdziwiona Misi i w sekunde pojawiła się przed moim nosem - gdzie się wybierasz?
- Dobrze wiesz - rzuciłem sucho.
- Nie możesz wychodzić. Wracaj tam i odpoczywaj - podeszła wadera.
- Nic mi nie jest. Muszę iść.
- Kail! Nie możesz! - zdenerwowała się Alba
- Muszę! - warknąłem
- Kail... Może faktycznie powinieneś zostać? - spytała Mistaki. Strasznie mnie tym zdenerwowała.
- Dobrze wiesz czemu muszę iść! I wiesz że muszę! Więc zostaw mnie w spokoju i daj mi iśc jeśli chcecie jeszcze żyć! - rzuciłem jej gniewne spojrzenie. Byłem wściekły. Dobrze zna te historie! Po co tak gada skoro wie że to nie możliwe!
- Przynajmniej daj mi z tobą iść! - upierała się kocica.
- Nie! Nie możesz! Nikt nie może! To zbyt ryzykowne!
- Kail... Poradzę sobie. Wiesz że... - kontynuowała ale ja nie chciałem jej słuchać.
- Nie chce ci zrobić krzywdy! - krzyknąłem.
- Ukryje cię. Chce mieć cię tylko na oku...
- Jak chcesz się ukryć?! On wie dokładnie to co ja, widzi to co ja i czuje to co ja! On to ja! Nie ukryjesz się! A ja nie wybaczę sobie jeśli tobie albo jej się coś stanie! - krzyknąłem i odbiegłem. To musiało wyglądac bardzo pokracznie bo co chwile się potykałem i nie miałem tyle sił żeby faktycznie biec więc to był taki szybki chód w którym się co chwila potykałem. Po chwili zwolniłem. Nie dałbym rady dalej biec ale chciałem żeby myślały że odbiegłem i mnie nie goniły. Nie mogły ze mną iść...
<Alba? Tylko on faktycznie musi iść ;) >
poniedziałek, 2 lutego 2015
Od Alby cd historii Kail' a
- Alba? – usłyszałam głosik z wnętrza jaskini
- Ach, tu jestem. – powiedziałam i odwróciłam się w stronę Mistaki.
- Chodź. – szybkim krokiem wyszła z jaskini
- Co jest? – spytałam kotkę i poszłam za nią
- Chodzi o Kaila. On... nocami się włóczy... um, nie ważne, chodź. – rozporządziła i przyśpieszyła kroku, a ja za nią. Szłyśmy szybko (albo nawet biegłyśmy) w ciszy przez jakiś czas. W końcu kotka zauważyła wilka i zawołała – Tam jest! – pokazała łapką na leżącego wilczura. Był nim Kail. Podeszłyśmy do niego. Cały był posiniaczony, jego jedna łapa krwawiła, a sam był ledwo żywy. Ten widok na chwilę odebrał mi mowę, a potem jednocześnie chciałam zapytać czy bardzo go boli, co mam robić i co mu się stało. Mimo wszystko wybrałam jeszcze inną opcję. Wzięłam go na grzbiet, mimo że próbował zaprzeczyć i chciał iść sam, co było pomysłem bardzo śmiesznym.
- Prowadź, nie pamiętam drogi. – rzekłam do Mistaki, a ona pokiwała głową i pospiesznie wróciła do jaskini. A ja oczywiście musiałam za nią pędzić. Bardzo mało mówiłam. Myślałam o Kailu i o tym, co mu się stało. Czarne myśli siedziały w mojej głowie. Weszliśmy do jaskini. Delikatnie położyłam wilka na posłaniu z mchu. Mistaki biegała tam i spowrotem nie wiedząc co robić, a ja magią próbowałam tamować ranę na łapie, łagodzić zadrapania, ale moje moce były zdecydowanie za małe. On natomiast nie odzywał się. Czułam, że wszystko go boli, ale nie okazywał tego. Przypomniałam sobie coś.
- Kail, zaraz wracam. Nie ruszaj się i staraj się trzymać łapę w górze. Kocie, pilnuj go. – powiedziałam spokojnie i biegiem rzuciłam się w stronę mojej „skrytki” na zioła i mikstury, przy rzece. Biegłam starając się zapamiętać drogę. Na szczęście trafiłam do tego miejsca, wzięłam wszystko, co mogłoby się przydać, by chociaż trochę zmniejszyć ból Kaila. Zdyszana, z różnymi rzeczami w pysku biegłam spowrotem do jaskini poturbowanego. Wbiegłam nagle do owej jaskini. Mistaki przestraszyła się, ale posłusznie oddaliła się trochę, pozwalając mi pomóc skrzydlatemu. Polewałam rany miksturami i wcierałam w nie zioła tak szybko jak mogłam. Po parunastu minutach z tych największych ran już nie sączyła się krew, a te mniejsze stały się jeszcze mniejsze. Westchnęłam i oddaliłam się nieco w głąb jaskini. Byłam z siebie trochę... dumna. Basior wstał. Syknął, łapa jeszcze go bolała. W jaskini było cicho i... dziwnie. Tak jakby każdy się bał czegokolwiek powiedzieć.
- Nie współczuj mi. – powiedział w końcu Kail. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zasłoniłam mu buzię.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się delikatnie.
<Kail? :3>
- Ach, tu jestem. – powiedziałam i odwróciłam się w stronę Mistaki.
- Chodź. – szybkim krokiem wyszła z jaskini
- Co jest? – spytałam kotkę i poszłam za nią
- Chodzi o Kaila. On... nocami się włóczy... um, nie ważne, chodź. – rozporządziła i przyśpieszyła kroku, a ja za nią. Szłyśmy szybko (albo nawet biegłyśmy) w ciszy przez jakiś czas. W końcu kotka zauważyła wilka i zawołała – Tam jest! – pokazała łapką na leżącego wilczura. Był nim Kail. Podeszłyśmy do niego. Cały był posiniaczony, jego jedna łapa krwawiła, a sam był ledwo żywy. Ten widok na chwilę odebrał mi mowę, a potem jednocześnie chciałam zapytać czy bardzo go boli, co mam robić i co mu się stało. Mimo wszystko wybrałam jeszcze inną opcję. Wzięłam go na grzbiet, mimo że próbował zaprzeczyć i chciał iść sam, co było pomysłem bardzo śmiesznym.
- Prowadź, nie pamiętam drogi. – rzekłam do Mistaki, a ona pokiwała głową i pospiesznie wróciła do jaskini. A ja oczywiście musiałam za nią pędzić. Bardzo mało mówiłam. Myślałam o Kailu i o tym, co mu się stało. Czarne myśli siedziały w mojej głowie. Weszliśmy do jaskini. Delikatnie położyłam wilka na posłaniu z mchu. Mistaki biegała tam i spowrotem nie wiedząc co robić, a ja magią próbowałam tamować ranę na łapie, łagodzić zadrapania, ale moje moce były zdecydowanie za małe. On natomiast nie odzywał się. Czułam, że wszystko go boli, ale nie okazywał tego. Przypomniałam sobie coś.
- Kail, zaraz wracam. Nie ruszaj się i staraj się trzymać łapę w górze. Kocie, pilnuj go. – powiedziałam spokojnie i biegiem rzuciłam się w stronę mojej „skrytki” na zioła i mikstury, przy rzece. Biegłam starając się zapamiętać drogę. Na szczęście trafiłam do tego miejsca, wzięłam wszystko, co mogłoby się przydać, by chociaż trochę zmniejszyć ból Kaila. Zdyszana, z różnymi rzeczami w pysku biegłam spowrotem do jaskini poturbowanego. Wbiegłam nagle do owej jaskini. Mistaki przestraszyła się, ale posłusznie oddaliła się trochę, pozwalając mi pomóc skrzydlatemu. Polewałam rany miksturami i wcierałam w nie zioła tak szybko jak mogłam. Po parunastu minutach z tych największych ran już nie sączyła się krew, a te mniejsze stały się jeszcze mniejsze. Westchnęłam i oddaliłam się nieco w głąb jaskini. Byłam z siebie trochę... dumna. Basior wstał. Syknął, łapa jeszcze go bolała. W jaskini było cicho i... dziwnie. Tak jakby każdy się bał czegokolwiek powiedzieć.
- Nie współczuj mi. – powiedział w końcu Kail. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zasłoniłam mu buzię.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się delikatnie.
<Kail? :3>
Subskrybuj:
Posty (Atom)