Szłam wzdłuż rzeki szukając czegoś, czym mogłabym się zająć. Raz po raz stawałam by napić się trochę wody nagrzanej od ciepła panującego dookoła. Ale się cieszę, że moja jasna sierść odbija słońce. Po pewnym czasie przycupnęłam w cieniu pod drzewem i położyłam głowę na chłodnej, wilgotnej ziemi. Przymknęłam oczy i kaszlenęłam, wiedziałam, że jeszcze nie do końca jestem zdrowa. Po chwili poczułam, że coś usiadło na moim nosie, więc otworzyłam powoli oczy i gdy już miałam odgonić owada łapą, zorientowałam się, że to przepiękny motyl. Ostrożnie wstałam, by nie przestraszyć stworzonka. Radośnie fruwało dookoła mnie i tak jakby w swoim niesłyszalnym języku zawołało swoich przyjaciół, znalazłam się wśród chmary cudownych, małych kreaturek. Patrzyłam i nie dowierzałam, jak takie piękno może istnieć. Powoli istotki zaczęły się oddalać, gdy wbiegł w tą cudowną chmarkę jakiś wilk.
- Hej, uważaj! – zawołałam gdy był już sporą odległość ode mnie. Odwrócił się w moją stronę i powoli doszedł do mnie.
- Mówiłaś coś? – zapytał.
- Tak. Mówiłam, żebyś uważał, bo nie wiem czy wiesz, ale wbiegłeś w chmarę pięknych motyli.
- Aha. To... ja będę już leciał – rzekł śnieżnobiały wilk szykując się do dalszego biegu. W sumie z wyglądu bardzo podobny do mnie.
- Czekaj. – nie wiem co we mnie wstąpiło, ale czułam, że muszę go zatrzymać. Posłał mi pytające spojrzenie. – Czy pokażesz mi co jest tam dalej? – wymyśliłam jakiś pretekst do zapoznania się z kimkolwiek, padło na niego.
- Ym, nie – gdy już miał ruszać w dalszą podróż, jednak się jeszcze do mnie odezwał – Nigdy cię tu nie widziałem. Jesteś nowa?
- Tak. Ale plątam się wszędzie, więc małe było prawdopodobieństwo, że byśmy się kiedykolwiek wcześniej spotkali.
- No tak... – po tych słowach nastała chwila ciszy. Nagle coś wyrosło z ziemi. Przyjżałam się temu bliżej i powiedziałam:
- Patrz, czy to sopel? – nawet nie spojrzał, ale skinął głową. Skąd niby mógł wiedzieć, skoro nie raczył nawet rzucić okiem?
- To chyba już sobie pójdę – czekał na moją odpowiedź. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że skądś go znałam. Chciałam mieć czas na przypomnienie sobie, więc powiedziałam:
- Nie, nie odchodź jeszcze... – powiedziałam to najmilej jak potrafiłam. – Dobrze?
- Ale po co mam tu stać?
- Bo chyba skądś cię znam. Mogę się jeszcze chwilkę zastanowić skąd?
- Nie znamy się. Żegnaj. – powiedział surowo i odszedł. Czyli zostałam znowu sama. Nie mogłam na to pozwolić. Podbiegłam do niego.
- Proszę, poczekaj! – nawet na mnie nie popatrzył, więc sama musiałam sprawić, by na mnie spojrzał. Skoczyłam tak zręcznie, że wylądowałam tuż przed jego nosem, by dobrze mu się przyjżeć.
- Co ty robisz wariatko?! – odskoczył w tył
- Dlaczego od razu waria... – olśniło mnie. Zaczęłam sobie wszystko przypominać. To, jak brat mówił do mnie wariatko, gdy chciałam się z nim bawić, jego śnieżnobiałą sierść... czy to możliwe, że to on? Prawie nic nie pamiętałam z okresów szczenięcych. Usiadłam z nadmiaru wrażeń. Może naprwadę jestem wariatką i przez moją przeszłość coś mi się miesza we łbie, ale co jeśli jednak nie?
- No co? – zapytał patrząc na mnie
- Czy... czy ty przypadkiem nie masz młodszej siostry? Białej młodszej siostry, z którą nie lubiłeś się bawić gdy była szczeniakiem?
<Chion?>