- Och, rozumiem... – powiedziałam i trochę posmutniałam. Bo nie
wiedziałam co mam robić, czy mam za nim iść i próbować nawiązać kontakt,
czy zostawić go z tym wszystkim i nie wracać.
- Dziękuję, że próbowałaś z nim gadać i ten, no ale ma powiedzmy zły
dzień. To ja już będę lecieć, bo zaraz się jeszcze gdzieś zgubi... -
kotka mówiąc to była trochę zmieszana, chociaż to nie jej wina. Nawet
nie jego, ani moja. Tak wyszło. Pożegnałam się ze zwierzakiem, a on stał
się niewidzialny i gdzieś sobie tam poleciał. Wzięłam głęboki wdech.
Może kiedyś się jeszcze zobaczymy. Z opuszczoną głową zaprzątaną różnymi
myślami szłam powoli w stronę jaskini. Nigdzie mi się nie spieszyło.
Chodziłam od drzewa do drzewa patrząc ciągle na glebę. Czas mi się
dłużył i dłużył, a mi coraz bardziej się nudziło. W końcu doszłam do
upragnionej jaskini. Usłyszałam z głębi jakieś dźwięki. Powoli i
bezszelestnie skradałam się, by zobaczyć kto to. Jakież było moje
ździwienie, gdy zobaczyłam tam Kaila. On mnie jeszcze nie widział. Nie
miałam pojęcia czy wyjść, czy się z nim przywitać i udawać, że się nie
znamy, czy kulturalnie wyprosić, czy co...
- To znowu ty. – powiedziałam bez emocji. Basior zastrzygł uszami.
- Kto to? – pytając wstał.
- Ja. – powiedziałam wyjaniając się. On wydał dźwięk w stylu „ugh.” I powiedział:
- Czy ty mnie śledzisz?
- Ja? Skądże. I wiesz, tak się składa, że tu mieszkam, ale możesz tu
narazie być jeśli chcesz. – mówiłam cały czas bez jakichkolwiek emocji.
<Kail?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz