Poddałam się. Po prostu. Nie chciałam walczyć, bo wiedziałam, że się nie uda. Tak jakby całe powietrze ze mnie uleciało.
- Idź z nim. - wskazał łapą na wilczura - Sabal?
- Tak, panie? - rzekł czarny jak smoła wilk o świecących zielonych oczyskach
- Zaprowadź ją do sali 132.
- Oczywiście. - popchnął mnie w stronę wyjścia. Szłam, gdzie mi kazano. Przechodziliśmy jakimiś dziwnymi korytarzami i doszliśmy w końcu do sali 132. Plecy bolały mnie jeszcze po biczach.
- Wchodź. - rzekł twardo rozsuwając kraty. - Masz zabić to wszystko co tu widzisz i jeszcze oczyścić to z piór czy tam z futra. - powiedział i wyszedł. Dookoła mnie były porozstawiane klatki z kurami i zającami a wszystko to robiło ogromny hałas i smród. Na początku chciałam uciec, ale szybko zorientowałam się, że to niemożliwe. Otworzyłam jedną klatkę wyjęłam szamotającą się kurę.
- Skąd oni to wszystko mają? - mruknęłam i wbiłam pazury w zwierzę. Zrobiło mi się niedobrze, gdy popatrzyłam na to wszystko co miałam obrobić. Oskubałam niechętnie ptaka i odłożyłam mięso na bok. Brałam po kolei kurczaki i szło mi to z coraz większą wprawą, ale sprawiało mi to coraz większy dyskomfort. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok innych, którzy patrzyli na moją pracę przez kraty. W pewnym momencie się zdenerwowałam.
- Cieszy cię to gdy na mnie patrzysz? - warknęłam w stronę istoty po drugiej stronie krat. On nie odpowiedział. Jeszcze chwilę patrzył się na mnie a potem odszedł. Wróciłam do pracy. Źle się czułam z taką ilością śmierci, którą musiałam zadać. Ale co mi pozostało...? Gdy skończyłam z kurami zajrzał do mnie ten "główny".
- Ładnie, ładnie... - mruknął tylko. Odszedł. Ja musiałam zająć się zającami. Zerknęłam na kupę mięsa obok mnie. Chciało mi się wymiotować. Wyciągnęłam zająca z klatki, a ten zaczął wszędzie kicać.
- Nosz kurr... wracaj tu! - bąknęłam łapiąc go i zabijając. Z futra jest trudniej obierać, ale dałam radę. - Grzeczny zającz... - nie dokończyłam, bo rzygnęłam do miski obok. Zapach w tym momencie w pomieszczeniu był okropny. Wzięłam się za oprawianie drugiego. Tak przez najbliższe... nawet nie wiem ile. W każdym razie po chyba dość długim czasie zrobiłam wszystko. Było mi niedobrze, niekomfortowo, źle i okropnie. Po prostu miałam na sumieniu ogromną ilość duszyczek. Wstałam powoli, by rozprostować kości.
- Skończyłam. - powiedziałam donośnie. Chwilę potem zajrzał do mnie jeden ze strażników z tym... jak on miał na imię? Nie ważne, z tym szefem.
- Dokładnie obrałaś?
- Tak. - powiedziałam smętnie. On wszedł do tej celi i przeglądnął mięso.
- Niech będzie... ale mogło być lepiej. - rzekł i uderzył mnie dwa razy biczem i chciał mnie jeszcze parę razy uderzyć, ale odskoczyłam. Spojrzałam na niego gniewnie, ale on nic sobie z tego nie robił. - A tę krew na podłodze będziesz potem sprzątać, kochana. - ja na samą myśl zwymiotowałam do tej miski co wcześniej. On się wzdrygnął z obrzydzenia. - I to naczynie też będziesz myć. Weź ją do celi. - tym razem wadera, ale potężna wzięła mnie do mojego "mieszkanka" jak to nazwała.
- Jak to jest być jedyną waderą w takiej "branży"?
- Nie powinno cię to obchodzić. - rzekła sucho. - Właź. - wepchnęła mnie do pomieszczenia - Ciesz się, że masz chwilkę wolnego. - zamknęła mnie na kłódkę i odeszła. Odetchnęłam. Chwilka odpoczynku. Położyłam się. Popatrzyłam w bok. Woda. Napiłam się. Była inna niż zwykle. Czysta. Czułam podstęp. Ale nie myślałam nawet o tym, tylko zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Nie mogłam, cały czas dręczyły mnie czarne myśli. Zatęskniłam za Kinajem. Czułam się winna, że podałam ten bicz. Mogłam nim uderzyć tego... Kairo, właśnie, Kairo. W sumie, to mogłam uciec. Ale wtedy miałabym wyrzuty sumienia, że zostawiłam sama Kinaja. Myślałam intensywnie o tym jak spotkać się z Kinajem, aby razem obmyślić plan i uciec. Zaczęłam odzyskiwać pewność siebie. Chodziłam tam i z powrotem po celi. Gdyby tak "podlizywać się" Kairo, być "grzeczną" tak aby szybko powiedzmy awansować, a gdy zdobędzie moje zaufanie uwolnić Kinaja i uciec? Nie, to głupie, przecież to by trwało, trwało i trwało i po paru miesiącach dopiero moglibyśmy się wydostać. A może Kinaj coś wcześniej wymyśli? Usiadłam z nadmiaru pomysłów. Czułam, że za niedługo to wszystko się skończy i będzie dobrze. Miałam nadzieję, że to nie tylko przeczucie, ale na prawdę tak się stanie...
<Kinaj?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz