Spojrzałam na niego znacząco:
- Czego oczekiwałeś? Że będę małym, słodkim szczeniakiem, który boi się wszystkiego?
- Citrina, citrina!
- Pfy, tak kończy każdy kto mnie ocenia wedle starych stereotypów. - odparłam i dumnie uniosłam pysk.
Następnie ruszyłam. Niestety poprzedni gest utrudniał mi kierowanie moim ciałem, zwłaszcza, że oczy zamknęłam i wyszło, że stanęłam mu na łapę, którą on automatycznie uniósł. Straciłam równowagę i upadłam. Problem był jednak taki, że widząc dół pode mną, gorączkowo chwyciłam się zombiaka i pociągnęłam go za sobą. Razem zaczęliśmy się turlać w dół...
- Citrina! Citrina! Citrinaaaaaaa! - darł się non stop.
Wczepiłam się, więc w jego żebra i wolną łapą zatkałam pysk. Co prawda przez ten ruch tylko ja obijałam się o ziemię i cierpiałam, ale było warto - moje bębenki przeżyły jakoś całą tą podróż i wpadnięcie do jakiegoś tunelu.
- Au! - westchnęłam, pocierając obolałe części.
Wstaliśmy. Znaczy tylko ja bo mój przypadkowy towarzysz stracił trochę ciałka i upadł. Jednak on również oglądał dziwne pomieszczenie...
< Citrio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz