Patrzyłam na La Sirpa śmiejąc się trochę. Kiedy go spotkałam był taki poważny, a teraz wariuje z Mistaki chociaż o tym nie wie.
- Mistaki zlituj się nad nim. - powiedziałam z uśmiechem na pysku.
Kotka poszła trochę dalej i wróciła do normalnej postaci. Sirp stał zaszokowany trochę, ale potem zrozumiał kto się z nim droczył i wrócił to swojej poważnej postawy.
- Jak się czujesz Ayame ? - zapytał
- Potrafisz normalnie mówić ? - powiedziałam zdumiona. - Byłam pewna, że mówisz tylko w swoim języku.
- Umiem mówic praktycznie w każdym języku. - odpowiedział.
- No to fajnie. Ze mną jest dobrze.
Popatrzyłam na Mistaki i powiedziałam
- Gdzie Kail ?
- Nie wiem... - powiedziała smutna Mistaki. - Nie wzywał mnie.
- Oby było z nim wszystko dobrze. - powiedziałam - Ale na mnie już czas. Dzięki za pomoc Alba.
- Nie ma sprawy. Jak coś to zapraszam - powiedziała i poszła schować miskę.
Postanowiłam przejść się do lasu Ke'rei na coś zapolować. Sirp złapał kilka zajęcy i zjadł. Ja zauważyłam młodego jelonka. Zaczęłam się skradać i skoczyłam. Od razu zatopiłam moje kły w jego szyi i po chwili już nie żył. Kiedy zaczęłam się posilać zauważyłam, że na wielkim kamieniu, który wystawał nad małą polanką stoi Kail. Przetarłam oczy łapą nie mogąc w to uwierzyć, a kiedy znowu popatrzyłam, nie było go już. Byłam oszołomiona. Stałam i patrzyłam w tamte miejsce. Nie wiedziałam czy tam był, czy moje oczy kłamały. Poszłam na kamień się upewnić, ale naprawdę nikogo nie było. Musiałam ochłonąć i poszłam nad jezioro się wykąpać. Sirp leżał na piasku odpoczywając po posiłku. Kiedy zanurkowałam, coś pociągnęło mnie za łapę. Zdążyłam zauważyć tylko błysk czerwonych oczu i zemdlałam z powodu braku powietrza. Ocknęłam się w jaskini na dnie jeziora.
<Kto o czerwonych oczach chciałby dokończyć ?>
poniedziałek, 4 maja 2015
Od Neyi
Długo mnie nie było na terenach watahy. Błąkałam się tu i ówdzie, poszukując wciąż informacji na temat własnego życia, a raczej życia mocy, która wydawała się niezjednoczona ze mną. Zagłębiałam się w kolejne puste tereny, raz po raz napotykając się na jakieś istnienie.. Słońce zmierzało ku zachodowi co przypominało mi o kończącym się dniu. Wiatr rozproszył piasek wokół mnie, a mój wzrok próbując podążyć za nim natknął się na widok widnokręgu, którego kolory zachwycały. Błękit jasnego nieba przeszyty był różem i czerwienią a posępnie wyglądające białe chmury powodowały, że obraz widziany w ten sposób stawał się jeszcze bardziej realny. Ustałam wśród traw niedaleko wznoszących się obok brzegu zamoczonego przez wodę jeziora o przejrzysto jasnej toni. Położyłam się na pokrytej już zżółkłymi liśćmi ziemi. Zimny wiatr przeszył mnie swoim oddechem. Zadrżałam, jednak nie podniosłam się z ziemi byłam zbyt zamyślona by wykonać jakikolwiek ruch. Mój wzrok przeniósł się na przeciwległy brzeg jeziora. Wodę ze zbiornika popijała powoli sarna, której ciemne oczy wciąż penetrowały terytorium jak gdyby była nieprzerwanie goniona. Burczenie mojego brzucha, przypomniało mi o głodzie, który odczuwałam od paru dni. Obróciłam się bezszelestnie by ułatwić sobie wstanie. Mój wzrok szybko zauważył w jak idealnej pozycji znalazłam się w tej sytuacji. Problem był tylko jeden, jeśli chciałam posilić się tak smakowitą przekąską musiałam użyć moich mocy.
-Nie zawiedźcie mnie- powiedziałam wręcz do siebie. Zerwałam się do biegu, który szybko nabrał odpowiedniej prędkości. Prawym brzegiem, między drzewami niczym duch o niezauważalnym ruchu ruszałam na moją ofiarę. Moja zdobycz, po nie mijającej długo chwili, zdała sobie sprawę z zagrożenia i zerwała się do ucieczki. Jej szybkie kopyta wyznaczały mi drogę, którą poruszałam się nieustannie. Tereny mijane przeze mnie, były już znane, kierowała się niczym do watahy.. Zamknęłam na chwilę oczy odpalając moc. Niebieskie płomienie szybko wypełniły moje futro od nasady aż po końce, przeszywając mnie na wylot. Oczy momentalnie zabłysły przesączone narastającą potęgą. Wszystko co mijałam zostało delikatnie podpieczone jednak nic nie zostało spalane, a nawet na najmniejszej części uszkodzone.. Panowałam nad tym, w końcu opanowałam chodź w najmniejszej części moją moc.. Byliśmy w wąwozie, ja i moja ofiara w niedokończonej jeszcze gonitwie.. Drzewa wystające niczym ze ścian obniżenia terenu byłby niezwykłą przeszkodzą dla sarny, która wręcz już była w moich pazurach. Ona jednak nie chciała tak łatwo przegrać i nagle skręciła na ogromną polane, zalaną przez zachodzące słońce.. Jeszcze kawałek tak biegliśmy jakbyśmy się nie gonili, ale to nie była prawda. To był wyścig o życie.. W końcu poczułam jak wchodzę na tereny mojej watahy, tak bardzo utęsknionej przeze mnie. Czułam woń znanych wilków oraz tych, których jeszcze nie znałam. Byłam wtedy w lesie Ke’rei. Liście ułożone warstwami na ziemi spowalniały mój ruch, wciąż przeskakiwałam nad przeszkodami , które poukrywane były przed moim wzorkiem. Teren zdawał się zbiegać w dół niczym ku jakiejś przepaści.. Nagle ziemia osunęła się spod moich łap, nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje.. Sarna wykonała idealny skok pozwalający jej na dalszą ucieczkę ja jednak nie zdążyłam zareagować.. Zaczęłam odkręcać się w powietrzu starając się jakoś wylądować. Zaczęłam się zniżać ku ziemi, która już za chwile tarła o moje futro i wyrywała je z mojego ciała powodując przeszywający ból.. Świat na chwile zmienił się tylko w czarny obraz, po którym tylko ból poranionych miejsc na ciele wskazywał, że jeszcze żyje. Otworzyłam zamknięte dotąd oczy i ostatkami sił podniosłam wzrok w stronę, w którą pobiegła sarna..
-To moja zdobycz!- wrzasnęłam do wilka, który zamiast mnie upolował zwierzę, podnosząc się na łapach, z których ciekła krew. Kręciło mi się w głowie, a każdy krok był prawie moim upadkiem, jednak w końcu nieobliczalny dla mnie krok właśnie się nim stał. Upadłam zachowując tylko przytomność.
<Ktoś?>
-Nie zawiedźcie mnie- powiedziałam wręcz do siebie. Zerwałam się do biegu, który szybko nabrał odpowiedniej prędkości. Prawym brzegiem, między drzewami niczym duch o niezauważalnym ruchu ruszałam na moją ofiarę. Moja zdobycz, po nie mijającej długo chwili, zdała sobie sprawę z zagrożenia i zerwała się do ucieczki. Jej szybkie kopyta wyznaczały mi drogę, którą poruszałam się nieustannie. Tereny mijane przeze mnie, były już znane, kierowała się niczym do watahy.. Zamknęłam na chwilę oczy odpalając moc. Niebieskie płomienie szybko wypełniły moje futro od nasady aż po końce, przeszywając mnie na wylot. Oczy momentalnie zabłysły przesączone narastającą potęgą. Wszystko co mijałam zostało delikatnie podpieczone jednak nic nie zostało spalane, a nawet na najmniejszej części uszkodzone.. Panowałam nad tym, w końcu opanowałam chodź w najmniejszej części moją moc.. Byliśmy w wąwozie, ja i moja ofiara w niedokończonej jeszcze gonitwie.. Drzewa wystające niczym ze ścian obniżenia terenu byłby niezwykłą przeszkodzą dla sarny, która wręcz już była w moich pazurach. Ona jednak nie chciała tak łatwo przegrać i nagle skręciła na ogromną polane, zalaną przez zachodzące słońce.. Jeszcze kawałek tak biegliśmy jakbyśmy się nie gonili, ale to nie była prawda. To był wyścig o życie.. W końcu poczułam jak wchodzę na tereny mojej watahy, tak bardzo utęsknionej przeze mnie. Czułam woń znanych wilków oraz tych, których jeszcze nie znałam. Byłam wtedy w lesie Ke’rei. Liście ułożone warstwami na ziemi spowalniały mój ruch, wciąż przeskakiwałam nad przeszkodami , które poukrywane były przed moim wzorkiem. Teren zdawał się zbiegać w dół niczym ku jakiejś przepaści.. Nagle ziemia osunęła się spod moich łap, nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje.. Sarna wykonała idealny skok pozwalający jej na dalszą ucieczkę ja jednak nie zdążyłam zareagować.. Zaczęłam odkręcać się w powietrzu starając się jakoś wylądować. Zaczęłam się zniżać ku ziemi, która już za chwile tarła o moje futro i wyrywała je z mojego ciała powodując przeszywający ból.. Świat na chwile zmienił się tylko w czarny obraz, po którym tylko ból poranionych miejsc na ciele wskazywał, że jeszcze żyje. Otworzyłam zamknięte dotąd oczy i ostatkami sił podniosłam wzrok w stronę, w którą pobiegła sarna..
-To moja zdobycz!- wrzasnęłam do wilka, który zamiast mnie upolował zwierzę, podnosząc się na łapach, z których ciekła krew. Kręciło mi się w głowie, a każdy krok był prawie moim upadkiem, jednak w końcu nieobliczalny dla mnie krok właśnie się nim stał. Upadłam zachowując tylko przytomność.
<Ktoś?>
piątek, 24 kwietnia 2015
Od Wasko - Ukochana (Do Blood)
Kilka miesięcy temu musiałem opuścić tereny watahy. Zmusiły mnie do tego sprawy rodzinne. Zostawiłem moją ukochaną watahę, moją najkochańszą Blood. Bardzo za nią tęskniłem, jak za nikim innym. Całymi dniami o niej myślałem. Chciałem wrócić...
W końcu nastał dzień, w którym mogłem już powrócić. Ujrzeć znowu ukochaną. Byłem gotowy zrobić dla niej wszystko. Przygotowałem się też na najgorsze wiadomości... Uświadomiłem sobie, że jej może już nie być w stadzie, może mieć kogoś innego i być szczęśliwa. Mimo wszystko postanowiłem wrócić.
Nocą dotarłem przed główne wejście watahy. Zawahałem się się, ale po chwili pewnym krokiem wszedłem. Po cichu udałem się pod jaskinię Alphy, zawyłem cicho. Chwilę po tym wyłoniła z jaskini wyszła Sher, chyba jej nie obudziłem...
-Wasko? Ty wróciłeś? - nie ukrywała zdziwienia.
-Wróciłem - powiedziałem cicho.
-Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz... Blood najdłużej miała nadzieję, ona czekała i chyba czeka nadal - uśmiechnęła się.
-Przyjmiesz mnie? - zapytałem spokojnie.
-Pewnie - zaśmiała się. - Idź do Blood, pewnie jeszcze nie śpi...
Ruszyłem w stronę mojej dawnej jaskini, w której mieszkałem z Blood. Znów wróciły wspomnienia z tamtych cudownych dni... Kiedy ganialiśmy się po łąkach, kiedy kąpaliśmy się w jeziorach, kiedy mówiłem 'kocham'... Kiedy całowałem i przytulałem...
Tęskniłem za tym, tęskniłem za nią... Bardzo tęskniłem. Kocham ją ponad życie.
Poczułem jak moje oczy wilgotnieją... Łzy zaczęły spływać po moim pysku.
Zbliżyłem się do jaskini, zobaczyłem ją... Leżała przed jej wejściem. Miała zamknięte oczy, ale czuwała. Była piękna jak zawsze. Jednak na jej pysku widać było zmartwienie...
Stanąłem naprzeciw jej. Otworzyła wtedy oczy i spojrzała prosto w moje...
<Blood?>
czwartek, 23 kwietnia 2015
Od Dejli cd historii Subaru
Nic nie rozumiałam z całej tej sytuacji z tamtym wilkiem. Przecież nic mu nie zrobiłam, a sam na mnie naskoczył. Jakbym była jakimś jego wrogiem, a prawda była taka, że w ogóle mnie nie znał.
Po wczorajszym postanowiłam wybrać się nad jezioro, żeby przemyśleć. Widziałam, że ktoś się w nim kąpie, ale kompletnie nie przyszło mi do głowy, że to może być on... Nieświadoma niczego leżałam sobie na ciepłym pisaku przy brzegu jeziora i zastanawiałam się dlaczego tak wszyło jak wyszło. W końcu stwierdziłam, że najwidoczniej los tak chciał i tak już musiało być. Ale jednak los nie chciał, żebyśmy wpadli na siebie tylko raz. Postanowił zrobić to znowu...
Usłyszałam jak wilk wcześniej kąpiący się w wodzie, teraz się z niej wynurzał. Podniosłam wzrok i zobaczyłam tego samego wilka co wczoraj. Patrzył na mnie i znów zmierzał w moją stronę...
To nie będzie miłe spotkanie - pomyślałam, kiedy zatrzymaj się tuż przede mną.
-Cześć - rzucił krótko, ale widać było, że nie zamierzał odejść.
-Hey - odpowiedziałam. Nastała długa cisza. Patrzył na mnie. Nie wiedziałam co robić, zaczęłam panikować... W końcu odwrócił wzrok. Odetchnęłam... Spojrzałam na jezioro. Lustro wody było gładkie niczym aksamit. Poczułam, że znów na mnie patrzy... Głupia sytuacja. Czułam się niezręcznie z myślą, że stoi nade mną basior dwa razy ode mnie większy i na mnie patrzy. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię...
Zaczęłam gorączkowo myśleć co by zrobić, żeby wybrnąć z tej sytuacji. Burza... To jedyne co mi przyszło do głowy. Skupiłam się... 'Burza, proszę... Burza! Błagam! Chociaż deszcz' - zaczęłam myśleć. Ale niebo cały czas było pogodne... Cholera!
-Dlaczego wczoraj mnie tak dziwnie unikałeś? - wymsknęło mi się i nagle zaczął lać deszcz...
<Subaru?>
wtorek, 21 kwietnia 2015
Od Subaru cd historii Dejli
Po zjedzeniu zająca postanowiłem wrócić do jaskini, wybrałem inną drogę, ale po chwili z trawy wyskoczyła jakaś wadera, wyglądała jak by się czegoś bała.
Patrzyła mi prosto w oczy, dziwnie się czułem w tej sytuacji, próbowałem odwrócić wzrok, ale ona wciąż na mnie patrzyła.
- Coś nie tak? Pomóc w czymś? - zapytałem, a następnie podeszłem trochę bliżej.
- Ymm, nie, nie! Wszystko jest ok. - uśmiechnęła się.
Wadera była trochę dziwna, ale wydawała się nawet sympatyczna, jednak jak zwykle i tak mi się tylko wydaje.
Odwróciłem się i zacząłem iść w stronę jaskiń, po chwili zorjentowałem się, że ona idzie za mną.
Zatrzymałem się i podeszłem do wadery.
- Będziesz za mną chodzić? - zapytałem.
Wadera była najwidoczniej zaszkoczona, otworzyła usta ale zaraz je zamknęła.
- Nie mam ochoty na pogaduszki, żegnam. - powiedziałem i poszedłem szybszym tempem w stronę jaskiń.
Gdy dotarłem do jaskini zacząłem zastanawiać się po co ona za mną szła, może miała mi coś ważnego do powiedzenia... Z resztą, co mnie to obchodzi, nic. Położyłem się, przed zaśnięciem zdecydowałem, że lepiej będzie jak będe się od niej trzymał z daleka.
Rano postanowiłem, że popływam w najbliższym jeziorzę. Po chwili zacząłem iść w stronę jeziora.
Było cicho i spokojnie, pobiegłem do wody i zanurkowałem, było super, było...
Na brzegu siedziała wadera, ale nie jakaś wadera ale Ta wadera. Miałem nadzieje, że mnie nie zauważy ale jednak.
Podeszłem do niej.
( Dejla )
Patrzyła mi prosto w oczy, dziwnie się czułem w tej sytuacji, próbowałem odwrócić wzrok, ale ona wciąż na mnie patrzyła.
- Coś nie tak? Pomóc w czymś? - zapytałem, a następnie podeszłem trochę bliżej.
- Ymm, nie, nie! Wszystko jest ok. - uśmiechnęła się.
Wadera była trochę dziwna, ale wydawała się nawet sympatyczna, jednak jak zwykle i tak mi się tylko wydaje.
Odwróciłem się i zacząłem iść w stronę jaskiń, po chwili zorjentowałem się, że ona idzie za mną.
Zatrzymałem się i podeszłem do wadery.
- Będziesz za mną chodzić? - zapytałem.
Wadera była najwidoczniej zaszkoczona, otworzyła usta ale zaraz je zamknęła.
- Nie mam ochoty na pogaduszki, żegnam. - powiedziałem i poszedłem szybszym tempem w stronę jaskiń.
Gdy dotarłem do jaskini zacząłem zastanawiać się po co ona za mną szła, może miała mi coś ważnego do powiedzenia... Z resztą, co mnie to obchodzi, nic. Położyłem się, przed zaśnięciem zdecydowałem, że lepiej będzie jak będe się od niej trzymał z daleka.
Rano postanowiłem, że popływam w najbliższym jeziorzę. Po chwili zacząłem iść w stronę jeziora.
Było cicho i spokojnie, pobiegłem do wody i zanurkowałem, było super, było...
Na brzegu siedziała wadera, ale nie jakaś wadera ale Ta wadera. Miałem nadzieje, że mnie nie zauważy ale jednak.
Podeszłem do niej.
( Dejla )
niedziela, 19 kwietnia 2015
Od Alby cd historii Ayame
- Ej, patrz, obudziła się. – zawołała mnie cicho Mistaki. Podeszłam bliżej do wilczycy.
- Och, wspaniale. – szepnęłam – Cześć, jestem Alba. Dowiedziałam się od Mistaki wszystkiego. – powiedziałam spokojnie
- Cześć... Ayame. – przywitała się zaspanym głosem. Podałam jej miskę z wodą. Podziękowała i wzięła parę łyków, a następnie przeszła w pozycję siedzącą.
- Kail jeszcze nie wrócił. – orzekła Mistaki przyglądając się dziwnemu wężowi przy waderze
- Boli cię coś? – zapytałam
- Tylko trochę głowa... reszta jest w porządku. – uśmiechnęła się nieśmiało – A wiesz może czemu zemdlałam? – zwróciła się w stronę Misi wyraźnie zainteresowanej towarzyszem Ayame
- Nie wiem, po prostu słabo ci się zrobiło. Ale wszyscy wyszli z tego cali, tylko nie do końca wiadomo co z Kailem. Ale raczej da sobie radę, dzielny chłopak. – zaśmiała się kotka.
- Jak się nazywa towarzysz? – spytałam i wskazałam na węża
- La Sirp. – odparła – Może to dziwne, ale potrafię z nim rozmawiać.
- Czemu dziwne? Właśnie fajne. Chciałabym tak rozmawiać ze zwierzętami... – rozmarzyłam się
- Hej, pewnie masz inne ciekawe moce.
- Ach, właśnie. Nie ruszaj się przez chwilę i nic nie mów. – poprosiłam i położyłam łapy na jej łebku. Skupiłam się mocno i zanuciłam w głowie jedną pieśń, która miała ją uleczyć. Po chwili zdjęłam łapy. – Jeszcze cię boli głowa?
- Ym... nie. – odparła wilczyca – Nieźle. – pochwaliła mnie, co spowodowało, że delikatnie się zarumieniłam
- Ych, Misa? – powiedziała po chwili Aya. Kotka droczyła się z La Sirpem. Całe szczęście, że była właśnie w postaci ducha, a nie tej „zmaterializowanej”, bo inaczej już by była przez niego pogryziona.
- Taak? – odparła natychmiast poważniejąc
- Węże nie lubią chyba takich zabaw, wiesz? – powiedziałam do Mistaki
<Ayame/Kail/Mistaki?>
- Och, wspaniale. – szepnęłam – Cześć, jestem Alba. Dowiedziałam się od Mistaki wszystkiego. – powiedziałam spokojnie
- Cześć... Ayame. – przywitała się zaspanym głosem. Podałam jej miskę z wodą. Podziękowała i wzięła parę łyków, a następnie przeszła w pozycję siedzącą.
- Kail jeszcze nie wrócił. – orzekła Mistaki przyglądając się dziwnemu wężowi przy waderze
- Boli cię coś? – zapytałam
- Tylko trochę głowa... reszta jest w porządku. – uśmiechnęła się nieśmiało – A wiesz może czemu zemdlałam? – zwróciła się w stronę Misi wyraźnie zainteresowanej towarzyszem Ayame
- Nie wiem, po prostu słabo ci się zrobiło. Ale wszyscy wyszli z tego cali, tylko nie do końca wiadomo co z Kailem. Ale raczej da sobie radę, dzielny chłopak. – zaśmiała się kotka.
- Jak się nazywa towarzysz? – spytałam i wskazałam na węża
- La Sirp. – odparła – Może to dziwne, ale potrafię z nim rozmawiać.
- Czemu dziwne? Właśnie fajne. Chciałabym tak rozmawiać ze zwierzętami... – rozmarzyłam się
- Hej, pewnie masz inne ciekawe moce.
- Ach, właśnie. Nie ruszaj się przez chwilę i nic nie mów. – poprosiłam i położyłam łapy na jej łebku. Skupiłam się mocno i zanuciłam w głowie jedną pieśń, która miała ją uleczyć. Po chwili zdjęłam łapy. – Jeszcze cię boli głowa?
- Ym... nie. – odparła wilczyca – Nieźle. – pochwaliła mnie, co spowodowało, że delikatnie się zarumieniłam
- Ych, Misa? – powiedziała po chwili Aya. Kotka droczyła się z La Sirpem. Całe szczęście, że była właśnie w postaci ducha, a nie tej „zmaterializowanej”, bo inaczej już by była przez niego pogryziona.
- Taak? – odparła natychmiast poważniejąc
- Węże nie lubią chyba takich zabaw, wiesz? – powiedziałam do Mistaki
<Ayame/Kail/Mistaki?>
wtorek, 14 kwietnia 2015
Od Dejli - Pewien basior... (do Subaru)
Obudziłam się wcześnie rano z myślą, że tego dnia wreszcie wrócę do życia. Szybko więc ogarnęłam się i poszłam upolować sobie coś do jedzenia. Miałam ochotę na coś innego, niedużego. Ruszyłam w kierunku lasu, który znajdował się tuż za moją jaskinią. To najlepsze miejsce na polowania. Kiedy dotarłam na miejsce, schowałam się w bujnej trawie i czekałam aż coś mnie zainteresuje. Widziałam stado saren, ale to nie na to miałam ochotę. Później dziki, ale one zbyt duże jak dla mnie. Kiedy zobaczyłam niewielkie stadko zajęcy, zawahałam się... Jednak po chwili stwierdziłam, że zające dzisiaj też odpadają. Leżałam dalej.
Usłyszałam szelest niedaleko mnie, potem świst powietrza. A za chwilę zobaczyłam basiora z przyczepioną czaszką do ogona, który rzuca się na zające. Jednym silnym chwytem zębów złapał ofiarę za głowę i zmiażdżył ją. Krew trysnęła wysoko w górę i rzucił martwym stworzeniem o ziemię. Zając poruszał jeszcze delikatnie łapką, ale chwilę potem całkowicie się nie ruszał. Przeszył mnie dźwięk rozpruwanej skóry...
Przyglądałam się bacznie jak wilk pochłania świeże mięso. Gdy basior gwałtownymi ruchami odrywał kawałki zająca, krew wzlatywała wysoko w górę tworząc czerwony deszcz, po czym spadała na jego grzbiet i zieloną trawę. Sierść niegdyś sucha i jasna teraz była mokra i czerwona. Posiłek basiora dobiegł końca. Ze ślicznego białego zająca zostało teraz kilka kostek i futerko poplamione krwią. Usiadł na chwilę by widocznie odpocząć.
Siedział pyskiem w moją stronę, mogłam mu się teraz bliżej przyjrzeć. Kojarzyłam go, ale osobiście nie znałam... Wiedziałam, że należał do naszej watahy, ale rzadko go widywałam, raczej nie rozmawiał z innymi wilkami. Był niepozorny, zwykle traktowałam go obojętnie. Nie miałam z nim żadnego kontaktu, nawet wzrokowego. Jednak zaintrygował mnie teraz swoją siłą. Takiej siły jeszcze nie widziałam, żeby bez żadnego wysiłku tak załatwić zająca. Podobało mi się to jego obojętne podejście do ofiary. Imponowała mi jego siła. Od zawsze ciekawiły mnie tajemnicze basiory. Miały w sobie to coś, że chciałam poznać. Chciałam odkryć ich tajemnicę.
Z rozmyślań wyrwał mnie lekki podmuch wiatru... Spojrzałam w stronę wilka. Teraz już nie siedział tylko zakopywał resztki ze swojego posiłku. Ruszył w drogę powrotną, jednak nie spodziewałam się, że wybierze akurat trasę, na której znajdowała się moja kryjówka. Szedł w moją stronę nieświadomy, że ktoś mu się przyglądał. Z daleka wydawał się, że jest normalnych rozmiarów. Jednak, gdy zbliżał się, stawał się coraz większy... Usłyszałam jak wchodzi w trawę, w której się ukryłam. Był coraz bliżej... Nie wiedziałam jaki jest, nie wiedziałam jak zareaguje na widok samicy ukrytej w trawie. Bałam się...
Przedostał się wreszcie na niewielki plac ziemi otoczony wysoką trawą, na którym leżałam. Wystraszona gwałtownie skoczyłam na łapy. Przeraziłam się, basior był naprawdę duży i umięśniony. Zatrzymał się nagle...
Spojrzeliśmy sobie w oczy... Widziałam w nich zdziwienie, ale jednocześnie coś w rodzaju bólu... Zapanowała cisza...
<Subaru? :) >
Usłyszałam szelest niedaleko mnie, potem świst powietrza. A za chwilę zobaczyłam basiora z przyczepioną czaszką do ogona, który rzuca się na zające. Jednym silnym chwytem zębów złapał ofiarę za głowę i zmiażdżył ją. Krew trysnęła wysoko w górę i rzucił martwym stworzeniem o ziemię. Zając poruszał jeszcze delikatnie łapką, ale chwilę potem całkowicie się nie ruszał. Przeszył mnie dźwięk rozpruwanej skóry...
Przyglądałam się bacznie jak wilk pochłania świeże mięso. Gdy basior gwałtownymi ruchami odrywał kawałki zająca, krew wzlatywała wysoko w górę tworząc czerwony deszcz, po czym spadała na jego grzbiet i zieloną trawę. Sierść niegdyś sucha i jasna teraz była mokra i czerwona. Posiłek basiora dobiegł końca. Ze ślicznego białego zająca zostało teraz kilka kostek i futerko poplamione krwią. Usiadł na chwilę by widocznie odpocząć.
Siedział pyskiem w moją stronę, mogłam mu się teraz bliżej przyjrzeć. Kojarzyłam go, ale osobiście nie znałam... Wiedziałam, że należał do naszej watahy, ale rzadko go widywałam, raczej nie rozmawiał z innymi wilkami. Był niepozorny, zwykle traktowałam go obojętnie. Nie miałam z nim żadnego kontaktu, nawet wzrokowego. Jednak zaintrygował mnie teraz swoją siłą. Takiej siły jeszcze nie widziałam, żeby bez żadnego wysiłku tak załatwić zająca. Podobało mi się to jego obojętne podejście do ofiary. Imponowała mi jego siła. Od zawsze ciekawiły mnie tajemnicze basiory. Miały w sobie to coś, że chciałam poznać. Chciałam odkryć ich tajemnicę.
Z rozmyślań wyrwał mnie lekki podmuch wiatru... Spojrzałam w stronę wilka. Teraz już nie siedział tylko zakopywał resztki ze swojego posiłku. Ruszył w drogę powrotną, jednak nie spodziewałam się, że wybierze akurat trasę, na której znajdowała się moja kryjówka. Szedł w moją stronę nieświadomy, że ktoś mu się przyglądał. Z daleka wydawał się, że jest normalnych rozmiarów. Jednak, gdy zbliżał się, stawał się coraz większy... Usłyszałam jak wchodzi w trawę, w której się ukryłam. Był coraz bliżej... Nie wiedziałam jaki jest, nie wiedziałam jak zareaguje na widok samicy ukrytej w trawie. Bałam się...
Przedostał się wreszcie na niewielki plac ziemi otoczony wysoką trawą, na którym leżałam. Wystraszona gwałtownie skoczyłam na łapy. Przeraziłam się, basior był naprawdę duży i umięśniony. Zatrzymał się nagle...
Spojrzeliśmy sobie w oczy... Widziałam w nich zdziwienie, ale jednocześnie coś w rodzaju bólu... Zapanowała cisza...
<Subaru? :) >
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Od Diego cd historii Nedveny
Obawiałem się, że o to zapyta. Coś o mnie... Nienawidziłem tej historii. Historii o głupocie, która zrujnowała życie moje, mojej rodziny i Jej... Na samo wspomnienie przeszłości zrobiło mi się smutno. Wszystko wokół jakby poszarzało. Spojrzałem w górę. Na niebie zaczęły się zbierać rzędy chmur. Pierwsze krople deszczu uderzały o suche liście. Powietrze już pachniało świeżością burzy.
- Powinnyśmy poszukać jakiegoś schronienia, Pogodynko. Zaczyna padać.- powiedziałem cicho. Wadera chciała się jeszcze o coś zapytać, ale zrozumiała co mówił jej mój osowiały wzrok. Bez słowa ruszyliśmy przed siebie.
~~~
Było już niemal zupełnie ciemno. Co chwila gdzieś w oddali odzywała się zbliżającą burza. Szliśmy szybko. Mimo to nie znaleźliśmy jeszcze żadnego schronienia. Krople deszczu z każdą chwilą były coraz większe i coraz zimniejsze. Zerwał się wiatr. Spojrzałem na waderę, która szła beztrosko przed siebie. Jej roześmiane oczy skakały po kroplach deszczu, jakby chciała uchwycić piękno każdej z osobna. Uśmiechnąłem się lekko i opuściłem wzrok. Ziemia pod moimi łapami zaczęła przesiąkać wodą. Kałuże zmieniały się w niewielkie jeziora. Wilczyca zatrzymała się. Spojrzałem w stronę w którą patrzyła. Przez deszcz zobaczyłem jaskinię. Zerknąłem na waderę. Ona uśmiechnęła się i pobiegła przed siebie. Starałem się dotrzymać jej kroku, ale i tak zostałem w tyle.
W jaskini było sucho. Niestety sucho nie zawsze znaczy przytulnie. Otrzepałem się z wody i usiadłem by odpocząć po biegu. Wciąż dręczyło mnie pytanie wadery. Wiedziałem, że powinienem jej to opowiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Wiele wilków które poznało tę historię, oddalało się potem ode mnie. Może to było jedno z działań klątwy... nie wiem. Ale nie mogłem okłamywać wadery. I tak wcześniej czy później musiał bym jej to opowiedzieć.
- ... Miała na imię Margaret... - powiedziałem. Nedvena spojrzała na mnie pytając. - Pytałaś o moją historię... Margaret jest jej częścią i... można by powiedzieć, że niemal całością...
Opowiedziałem jej o moim dzieciństwie, o przyjaźni, o tym jak... ją zdradziłem, o klątwie, wygnaniu... o wszystkim tym, co mi się przytrafiło zanim dotarłem tu. Kiedy skończyłem na dworze już nie padało. Zapadła cisza. Wiał tylko wiatr jak widmo minionej burzy... i historii. Wiatr który towarzyszy każdemu, od narodzin, aż do śmierci... w chwilach upadków i wielkich zwycięstw. Przypomniały mi się słowa Nedveny o lataniu. O emocjach jakie temu towarzyszą. O wolności, po którą ptaki sięgają codziennie a o której ja do dziś tylko marzyłem. O chmurach, ciepłych zachodach i chłodnych porankach. I poczułem się wolny. Po tylu latach poczułem ulgę. Nie dręczyło mnie już poczucie winy i ból. Całe moje ciało i serce wypełniło miłe ciepło, jakby właśnie moja dusza nauczyła się latać. Jakbym w końcu uwolnił się od przeszłości i mógł nareszcie zacząć żyć jutrem.
<Nedvena? Przepraszam, że to tyle trwało :< >
- Powinnyśmy poszukać jakiegoś schronienia, Pogodynko. Zaczyna padać.- powiedziałem cicho. Wadera chciała się jeszcze o coś zapytać, ale zrozumiała co mówił jej mój osowiały wzrok. Bez słowa ruszyliśmy przed siebie.
~~~
Było już niemal zupełnie ciemno. Co chwila gdzieś w oddali odzywała się zbliżającą burza. Szliśmy szybko. Mimo to nie znaleźliśmy jeszcze żadnego schronienia. Krople deszczu z każdą chwilą były coraz większe i coraz zimniejsze. Zerwał się wiatr. Spojrzałem na waderę, która szła beztrosko przed siebie. Jej roześmiane oczy skakały po kroplach deszczu, jakby chciała uchwycić piękno każdej z osobna. Uśmiechnąłem się lekko i opuściłem wzrok. Ziemia pod moimi łapami zaczęła przesiąkać wodą. Kałuże zmieniały się w niewielkie jeziora. Wilczyca zatrzymała się. Spojrzałem w stronę w którą patrzyła. Przez deszcz zobaczyłem jaskinię. Zerknąłem na waderę. Ona uśmiechnęła się i pobiegła przed siebie. Starałem się dotrzymać jej kroku, ale i tak zostałem w tyle.
W jaskini było sucho. Niestety sucho nie zawsze znaczy przytulnie. Otrzepałem się z wody i usiadłem by odpocząć po biegu. Wciąż dręczyło mnie pytanie wadery. Wiedziałem, że powinienem jej to opowiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Wiele wilków które poznało tę historię, oddalało się potem ode mnie. Może to było jedno z działań klątwy... nie wiem. Ale nie mogłem okłamywać wadery. I tak wcześniej czy później musiał bym jej to opowiedzieć.
- ... Miała na imię Margaret... - powiedziałem. Nedvena spojrzała na mnie pytając. - Pytałaś o moją historię... Margaret jest jej częścią i... można by powiedzieć, że niemal całością...
Opowiedziałem jej o moim dzieciństwie, o przyjaźni, o tym jak... ją zdradziłem, o klątwie, wygnaniu... o wszystkim tym, co mi się przytrafiło zanim dotarłem tu. Kiedy skończyłem na dworze już nie padało. Zapadła cisza. Wiał tylko wiatr jak widmo minionej burzy... i historii. Wiatr który towarzyszy każdemu, od narodzin, aż do śmierci... w chwilach upadków i wielkich zwycięstw. Przypomniały mi się słowa Nedveny o lataniu. O emocjach jakie temu towarzyszą. O wolności, po którą ptaki sięgają codziennie a o której ja do dziś tylko marzyłem. O chmurach, ciepłych zachodach i chłodnych porankach. I poczułem się wolny. Po tylu latach poczułem ulgę. Nie dręczyło mnie już poczucie winy i ból. Całe moje ciało i serce wypełniło miłe ciepło, jakby właśnie moja dusza nauczyła się latać. Jakbym w końcu uwolnił się od przeszłości i mógł nareszcie zacząć żyć jutrem.
<Nedvena? Przepraszam, że to tyle trwało :< >
piątek, 10 kwietnia 2015
Metamorfoza!
Żegnajcie beztroskie lata, żegnaj szczenięca głupoto...
Witajcie dni dorosłości, pełne dojrzałych decyzji ale z dużą dawką przygód!
środa, 8 kwietnia 2015
Od Ayame cd historii Kaila ( Mistaki)
Od Ayame cd historii Mistaki
> Biegłam jak najszybciej umiałam. Byłam przerażona tym co ujrzałam. Wciąż miałam przed oczami Kail'a, a raczej Scar'a. Nie wiedziałam co o tym sądzić. Bałam się odwrócić i zobaczyć czy Mistaki ciągle za mną biegnie, ale wiedziałam, że tak. Kiedy byliśmy już naprawdę daleko, zobaczyłam, że ogień. Ponieważ to był mój żywioł, płomienie mnie nie raniły. Weszłam w ogień i ujżałam węża, który płonął, ale widać było, że go to nie raniło. Stworzenie przecięło mnie wzrokiem i podpełzło do mnie. Wciąż stałam w płomieniach.Nagle coś mnie pchnęło i uklękłam przed nim okazując mu szcunek. Zaczął syczeć:
> - Ssssiiii jjjjaaaa sssssaaaammmbboo - i wpatrywał się w moje oczy.
> - Ssssiiii jjjjaaaa sssssaaaammmbboo eeesss nnnnnaaaassssss - odpowiedziałam.
> Nie mogłam uwierzyć. Rozmawiałam z wężem w jego języku. Nagle powiedział normalnym głosem:
> - Ognista wilczyca.... Okazałaś mi szcunek jako jedna z niewielu. Jestem La Sirp.
> W tem cały ogień dookoła nas znikł. Zza krzaków wyłonił się Scar. Znowu poczułam ten wzrok chcący się na mnie rzucić. Kiedy już miał na mnie skoczyć i zaatakował, wąż popełznął w jego kierunku w zabójczej szybkosci i oplótł jego ciało. Zdążył tylko syknąc "sssssiiiii mmmmmaaaiii" co oznaczało "uciekaj". Wtedy pojawiła się Mistaki i szybko mnie stamtąd zabrała. Byłyśmy około 10 metrów od nich i w ułamku sekundy zauważyłam jak Scar paryzł na mnie, a La Sirp ranił, atakował i walczył z nim żeby tylko nie dopuścić go do mnie.
> - AYAME ! - zawołała Mistaki szybko.
> Odwróciłam się i pobiegliśmy na tereny watahy. Ciągle myślałam o spotkaniu tego stworzenia i modliłam się, aby nic mu nie było. Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę watahy zemdlałam. Obudziłam się w jaskini Alby. Koło mnie leżał La Sirp.
> <Alba albo Mistaki ? Coś o moim towarzyszu też >
> Biegłam jak najszybciej umiałam. Byłam przerażona tym co ujrzałam. Wciąż miałam przed oczami Kail'a, a raczej Scar'a. Nie wiedziałam co o tym sądzić. Bałam się odwrócić i zobaczyć czy Mistaki ciągle za mną biegnie, ale wiedziałam, że tak. Kiedy byliśmy już naprawdę daleko, zobaczyłam, że ogień. Ponieważ to był mój żywioł, płomienie mnie nie raniły. Weszłam w ogień i ujżałam węża, który płonął, ale widać było, że go to nie raniło. Stworzenie przecięło mnie wzrokiem i podpełzło do mnie. Wciąż stałam w płomieniach.Nagle coś mnie pchnęło i uklękłam przed nim okazując mu szcunek. Zaczął syczeć:
> - Ssssiiii jjjjaaaa sssssaaaammmbboo - i wpatrywał się w moje oczy.
> - Ssssiiii jjjjaaaa sssssaaaammmbboo eeesss nnnnnaaaassssss - odpowiedziałam.
> Nie mogłam uwierzyć. Rozmawiałam z wężem w jego języku. Nagle powiedział normalnym głosem:
> - Ognista wilczyca.... Okazałaś mi szcunek jako jedna z niewielu. Jestem La Sirp.
> W tem cały ogień dookoła nas znikł. Zza krzaków wyłonił się Scar. Znowu poczułam ten wzrok chcący się na mnie rzucić. Kiedy już miał na mnie skoczyć i zaatakował, wąż popełznął w jego kierunku w zabójczej szybkosci i oplótł jego ciało. Zdążył tylko syknąc "sssssiiiii mmmmmaaaiii" co oznaczało "uciekaj". Wtedy pojawiła się Mistaki i szybko mnie stamtąd zabrała. Byłyśmy około 10 metrów od nich i w ułamku sekundy zauważyłam jak Scar paryzł na mnie, a La Sirp ranił, atakował i walczył z nim żeby tylko nie dopuścić go do mnie.
> - AYAME ! - zawołała Mistaki szybko.
> Odwróciłam się i pobiegliśmy na tereny watahy. Ciągle myślałam o spotkaniu tego stworzenia i modliłam się, aby nic mu nie było. Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę watahy zemdlałam. Obudziłam się w jaskini Alby. Koło mnie leżał La Sirp.
> <Alba albo Mistaki ? Coś o moim towarzyszu też >
wtorek, 7 kwietnia 2015
Od Kinaj' a cd historii Fazie
Od rana wraz z Kowu (jeden z strażników) byliśmy w sali tortur. Co jakiś czas przyprowadzali do nas nowych więźniów którym została wymierzona kara w tej sali.Ja tu dowodziłem ale wszystkie prace wykonywał Kowu. Ja tylko sporadycznie sprawdzałem jak mu idzie. Nagle do sali weszła wadera. Z początku nie przyglądałem się jej a nawet to olałem. Ktoś już wspominał że mamy tu wadery. Ale kiedy zaczęła kręcić się po sali spojrzałem na nią i bez problemu rozpoznałem kto to. Fazie?! Co ona tu robi? Byłem zły. Nie wiedziałem co ona kombinuje ale byłem pewny że nie wyjdzie jej to na dobre.
- Ej, gdzie jest Kinaj - zwróciła się do mnie. Uśmiechnąłem sie kpiąco.
- Kim jesteś - spytałem srogo. Była ode mnie dużo niższa ale mimo to pewna siebie.
- Gdzie Kinaj? - powtóżyła
- Po co ci to wiedzieć?
- Kairo kazał go przyprowadzić - mówiła dalej pewna siebie.
- Nie wydaje mi się... Z resztą Kinaj' a nie ma... - powiedziałem i zaśmiałem się kpiąco. - A ty lepiej wracaj do celi jeśli ci życie miłe - szepnąłem tak aby tylko ona usłyszała. Widac było że nie wiedziała co myśleć.
- Haru, ma racje... Powinnaś wracać do celi... Fazie! - warknął basior stojący w drzwiach. Wadera odwróciła sie niepewnie aby sprawdzić kto to. To był Kairo przyduszający Gretę do ściany. Fazie nie wiedziała co ma robić. W jej oczach widać było strach i złość. Za drzwiami stało kilku strażników. Kairo posłał ich aby pojmali Fazie. Ona zaczęła się wycofywać i szczerzyć kły, gotowa do ataku. Rozbawiło to basiora który puścił Gretę a ta upadła na ziemię. Wyjął swój pilot który sterował obrożami. Nacisnął kilka guzików, pokręcił pokrętła i wcisnął duży czerwony guzik. Greta zwinęła się z bólu a Fazie padła na ziemię. Przeszedł je elektryczny wstrząs idący od obroży. Były chwilowo sparaliżowane.
- Głupie... Szczególnie ty Greto... Powinnaś wiedzieć że z obrożą elektryczną obrożą nie da się stąd uciec. Aaaa... No tak... myślałaś że uda ci się ją zdjąć.! No to szczyt głupoty! Nikt jej nie zdejmie oprócz mnie! - powiedział z pogardą. - Aha... Spróbuj jej powiedzieć słowo na temat Kinaj' a a osobiście dopilnuje żeby ona jak i ty umarł w potwornych męczarniach... A co do ciebie Fazie... Nie szukaj go! I tak nie znajdziesz... - warknął. - zabrać je! Fazie do północnego,a Grete do południowego skrzydła! Do cel 15 i 987! Pilnować pod stopniem 6!...
< Fazie? I czo teraz xD 6 to wysoki poziom pilnowaniabo skala jest od 1-10 i 10 to ten najwyższy ;) >
- Ej, gdzie jest Kinaj - zwróciła się do mnie. Uśmiechnąłem sie kpiąco.
- Kim jesteś - spytałem srogo. Była ode mnie dużo niższa ale mimo to pewna siebie.
- Gdzie Kinaj? - powtóżyła
- Po co ci to wiedzieć?
- Kairo kazał go przyprowadzić - mówiła dalej pewna siebie.
- Nie wydaje mi się... Z resztą Kinaj' a nie ma... - powiedziałem i zaśmiałem się kpiąco. - A ty lepiej wracaj do celi jeśli ci życie miłe - szepnąłem tak aby tylko ona usłyszała. Widac było że nie wiedziała co myśleć.
- Haru, ma racje... Powinnaś wracać do celi... Fazie! - warknął basior stojący w drzwiach. Wadera odwróciła sie niepewnie aby sprawdzić kto to. To był Kairo przyduszający Gretę do ściany. Fazie nie wiedziała co ma robić. W jej oczach widać było strach i złość. Za drzwiami stało kilku strażników. Kairo posłał ich aby pojmali Fazie. Ona zaczęła się wycofywać i szczerzyć kły, gotowa do ataku. Rozbawiło to basiora który puścił Gretę a ta upadła na ziemię. Wyjął swój pilot który sterował obrożami. Nacisnął kilka guzików, pokręcił pokrętła i wcisnął duży czerwony guzik. Greta zwinęła się z bólu a Fazie padła na ziemię. Przeszedł je elektryczny wstrząs idący od obroży. Były chwilowo sparaliżowane.
- Głupie... Szczególnie ty Greto... Powinnaś wiedzieć że z obrożą elektryczną obrożą nie da się stąd uciec. Aaaa... No tak... myślałaś że uda ci się ją zdjąć.! No to szczyt głupoty! Nikt jej nie zdejmie oprócz mnie! - powiedział z pogardą. - Aha... Spróbuj jej powiedzieć słowo na temat Kinaj' a a osobiście dopilnuje żeby ona jak i ty umarł w potwornych męczarniach... A co do ciebie Fazie... Nie szukaj go! I tak nie znajdziesz... - warknął. - zabrać je! Fazie do północnego,a Grete do południowego skrzydła! Do cel 15 i 987! Pilnować pod stopniem 6!...
< Fazie? I czo teraz xD 6 to wysoki poziom pilnowaniabo skala jest od 1-10 i 10 to ten najwyższy ;) >
Od Kail' a cd historii Ayame
Nie byłem zadowolony spławiając waderę ale co miałem innego zrobić? Nie mogę nikogo narażać. Lepiej żeby myślała o mnie źle i trzymała z daleka niż lubiła i była blisko... Kiedy doszedłem do jaskini przespałem się a dalszy dzień minął mi dość zwyczajnie. Wieczorem jak zwykle wybrałem się w głąb lasu. Zagłębiony w swoich myślach nawet nie zauważyłem kiedy wybiła pierwsza w nocy. Stałem zaraz za Bramą Xendri'sh. Usłyszałem szelest w krzakach, chciałem się odwrócić żeby zobaczyć co lub kto to, ale było za późno. ON zaczął przejmować kontrolę. Całe ciało zaczęło się zmieniać...
(tak wygląda po przemianie :P troche rozmazane ale musi takie być xd on jest idealny <3)
(tak wygląda po przemianie :P troche rozmazane ale musi takie być xd on jest idealny <3)
Ostatnią moją myślą było przywołani towarzysza
- Mistaki - szepnąłem, a demon przejął kontrolę nad ciałem.
***
Od Mistaki xD
Od Mistaki xD
Kail jak zawsze wyszedł koło północy i jak zawsze nie pozwolił mi ze sobą iść. Położyłam się zatem spać w nadziei że nic mu nie jest.
~ Mistaki! - obudził mnie cichy głos w mojej głowie. Wiedziałam co się kroi
~ Mistaki! - obudził mnie cichy głos w mojej głowie. Wiedziałam co się kroi
- Kail - krzyknęłam i wyleciałam z jaskini. Znalazłam się w miejscu z którego wzywał mnie basior w ułemek sekundy. Byłam pod postacią ducha więc nikt mnie nie widział. Zobaczyłam Kail' a a raczej Scar' a w jego ciele. W krzakach stała młoda wadera którą wczoraj spotkał Kail. Niestety nie tylko ja ją zauważyłam.Basior odwrócił łeb w jej stronę a ta stała sparaliżowana.
- K-k- kim ty jesteś?! - krzyknęłą wadera
- Jestem Scar! Twój największy koszmar! - warknął basior. I skierował całe ciało w stronę wadery. Widać było że zaraz się na nią rzuci. Musiałam zareagować. Użyłam swoich mocy i z ziemi pod łapami basiora wyrosły grube pędy, które oplotły jego ciało tak że nie mógł się ruszać. Wiedziałam że to niewiele da ale zyskałam trochę czasu. Podleciałam do wadery przyjmując postać kota. Ona patrzyła na mnie przerażona.
- Spokojnie, spokojnie... Jestem z tobą, nic ci nie zrobie... - mowiłam spokojnie
- Kim jesteś?! Co się tu dzije?! - mówiła zszokowana
- Jestem towarzyszem Kail' a. To nie jest on... A te plącza to moja sprawka. Dadzą nam trochę czasu ale nie za wiele więc musisz robić dokładnie to co ci mówię. Rozumiesz? Pomogę ci - mówiłam nadal spokojnym głosem
- Tak - odpowiedziała krótko
- Dobrze... Biegnij przed siebie. Będę zaraz za tobą. Musze lecieć tyłem bo będę kierować wiatr tak aby zabrał nasz zapach jak najdalej stąd w różne strony tak aby Scar nas nie znalazł. Będęcie nawigować i zabiorę w bezpieczne miejsce - powiedziałam szybko ale wyraźnie widząc że Scar zaczyna się wyplątywać. Trzeba było działać szybko...
< Ayame? No cóż xD szybko żeś doszła do tego momentu xd 2 opo i już znasz tajemnice jego życia xD >
- Spokojnie, spokojnie... Jestem z tobą, nic ci nie zrobie... - mowiłam spokojnie
- Kim jesteś?! Co się tu dzije?! - mówiła zszokowana
- Jestem towarzyszem Kail' a. To nie jest on... A te plącza to moja sprawka. Dadzą nam trochę czasu ale nie za wiele więc musisz robić dokładnie to co ci mówię. Rozumiesz? Pomogę ci - mówiłam nadal spokojnym głosem
- Tak - odpowiedziała krótko
- Dobrze... Biegnij przed siebie. Będę zaraz za tobą. Musze lecieć tyłem bo będę kierować wiatr tak aby zabrał nasz zapach jak najdalej stąd w różne strony tak aby Scar nas nie znalazł. Będęcie nawigować i zabiorę w bezpieczne miejsce - powiedziałam szybko ale wyraźnie widząc że Scar zaczyna się wyplątywać. Trzeba było działać szybko...
< Ayame? No cóż xD szybko żeś doszła do tego momentu xd 2 opo i już znasz tajemnice jego życia xD >
Od Fazie cd historii Kinaj' a
Cała wędrówka raczej nie trwała długo. Wszystko się udało, jakimś cudem ani razu nie natknęłyśmy się na Kairo. Byłyśmy przy drzwiach, na których widniał napis SELUPU.
- Ej, a czemu taka nazwa? – spytałam Gerdy przed wejściem
- Pff... nie mam pojęcia. Aha, coś tam mówili, że kiedyś w tym obiekcie było jakieś mroczne królestwo i tu była sala tronowa gościa o imienu Selupu. Tak ku pamięci, wiesz. – wytłumaczyła
- A teraz co tam jest?
- Zwyczajna sala tortur. – powiedziała, a ja jęknęłam cicho
- I... Kinaj tam jest? – zapytałam szeptem
- Dokładnie. – skinęła głową, ale raczej się tym faktem nie przejęła. Na ruch mojej łapy otworzyła skrzypiące metalowe drzwi. Powolnym krokiem weszłam do środka. Na samym środku sali był tron przerobiony na elektryczne krzesło, natomiast po bokach były najróżniejsze narzędzia do torturowania. Nigdzie jednak nie widziałam Kinaja. Gerda według moich zaleceń stała w drzwiach, by nikt nie wszedł do środka. Rozglądałam się bacznie, ale widziałam tylko dwa nieznane mi wilki siedzące w narzędziach tortur oraz jednego strażnika zajmującego się jednym z więźniów.
- Fazie, ale Kinaj... - zaczęła Gerda
- Milcz. – przerwałam jej
- Ale Fazie, nie rozumiesz. Kina...
- Cicho! – szepnęłam gniewnie w jej stronę
- Fazie...
- Czy ty jesteś głucha?! – warknęłam. Zaczęłam się przechadzać po sali i szukać może jakiejś wnęki, czy czegoś, gdzie mógłby być Kinaj. Gerda i inni strażnicy, których zapytałam potwierdzili, że Kinaj będzie tu. Nie mógł się rozpłynąć!
- Ej, gdzie jest Kinaj? – zapytałam basiora o ogromnych czarnych skrzydłąch i pokaźnych jelenich rogach
<Kinaj? Tudzież Haru? Czo teraz? OuO>
- Ej, a czemu taka nazwa? – spytałam Gerdy przed wejściem
- Pff... nie mam pojęcia. Aha, coś tam mówili, że kiedyś w tym obiekcie było jakieś mroczne królestwo i tu była sala tronowa gościa o imienu Selupu. Tak ku pamięci, wiesz. – wytłumaczyła
- A teraz co tam jest?
- Zwyczajna sala tortur. – powiedziała, a ja jęknęłam cicho
- I... Kinaj tam jest? – zapytałam szeptem
- Dokładnie. – skinęła głową, ale raczej się tym faktem nie przejęła. Na ruch mojej łapy otworzyła skrzypiące metalowe drzwi. Powolnym krokiem weszłam do środka. Na samym środku sali był tron przerobiony na elektryczne krzesło, natomiast po bokach były najróżniejsze narzędzia do torturowania. Nigdzie jednak nie widziałam Kinaja. Gerda według moich zaleceń stała w drzwiach, by nikt nie wszedł do środka. Rozglądałam się bacznie, ale widziałam tylko dwa nieznane mi wilki siedzące w narzędziach tortur oraz jednego strażnika zajmującego się jednym z więźniów.
- Fazie, ale Kinaj... - zaczęła Gerda
- Milcz. – przerwałam jej
- Ale Fazie, nie rozumiesz. Kina...
- Cicho! – szepnęłam gniewnie w jej stronę
- Fazie...
- Czy ty jesteś głucha?! – warknęłam. Zaczęłam się przechadzać po sali i szukać może jakiejś wnęki, czy czegoś, gdzie mógłby być Kinaj. Gerda i inni strażnicy, których zapytałam potwierdzili, że Kinaj będzie tu. Nie mógł się rozpłynąć!
- Ej, gdzie jest Kinaj? – zapytałam basiora o ogromnych czarnych skrzydłąch i pokaźnych jelenich rogach
<Kinaj? Tudzież Haru? Czo teraz? OuO>
Od Ayame cd historii Kail'a
- Wystraszyłeś się co ?
Kail stał jeszcze trochę oszołomiony nic nie mówiąc.
- Spokojnie. Nic Ci nie zrobię.
- Wiem, po prostu się wystarszyłem. - powiedział i uśmiechną się do mnie.
- Gdzie byłeś ? - zapytałam i spojrzałam na jego łapę całą we krwi.
- Nigdzie - odpowiedział i poszedł.
Stałam przy krzakach nie wiedząc co o tym myśleć. Wiedziałam, że od początku dołączenia do watahy był szorstki i unikał kontaktu z wilkami. Nie chciałam odpuścić. Chciałam się dowiedzieć dlaczego taki jest. Następnej nocy obudził mnie szelest o północy. To był Kail. Od razu przypomniała mi się tamta rozmowa. Postanowiłam go śledzić. Szłam tak od godziny nie spuszczając go z oka. Weszliśmy do jakiegoś lasu. Rozejrzałam się dookoła i od razu przypomniala mi się tamta noc. To było miejsce poprzedzające Bramę Xendri'sh. Wiedziałam to, ponieważ sama kiedyć tu byłam jako szczeniak. Kiedy Kail wszedł do Bramy nie mogłam uwierzyć własnym oczą. To co tam ujrzałam przebiło wszystko. Stałam przed Barmą w bezruchu, przerażona. Nagle Kail się odwrócił.
<Kail?>
Kail stał jeszcze trochę oszołomiony nic nie mówiąc.
- Spokojnie. Nic Ci nie zrobię.
- Wiem, po prostu się wystarszyłem. - powiedział i uśmiechną się do mnie.
- Gdzie byłeś ? - zapytałam i spojrzałam na jego łapę całą we krwi.
- Nigdzie - odpowiedział i poszedł.
Stałam przy krzakach nie wiedząc co o tym myśleć. Wiedziałam, że od początku dołączenia do watahy był szorstki i unikał kontaktu z wilkami. Nie chciałam odpuścić. Chciałam się dowiedzieć dlaczego taki jest. Następnej nocy obudził mnie szelest o północy. To był Kail. Od razu przypomniała mi się tamta rozmowa. Postanowiłam go śledzić. Szłam tak od godziny nie spuszczając go z oka. Weszliśmy do jakiegoś lasu. Rozejrzałam się dookoła i od razu przypomniala mi się tamta noc. To było miejsce poprzedzające Bramę Xendri'sh. Wiedziałam to, ponieważ sama kiedyć tu byłam jako szczeniak. Kiedy Kail wszedł do Bramy nie mogłam uwierzyć własnym oczą. To co tam ujrzałam przebiło wszystko. Stałam przed Barmą w bezruchu, przerażona. Nagle Kail się odwrócił.
<Kail?>
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Od Alby cd historii Kail' a
- Eee... – przekrzywiłam łebek – co?
- Idiotka, idiotka, idiotka. – powiedziała do siebie Mistaki pacając się w głowę. Chyba zrozumiałam, o co jej chodzi.
- Słuchaj, Kail to dzielny basior. Da sobie jakoś radę. – powiedziałam pocieszająco
- Wiem, wiem... ale... ych. Poróbmy coś. – zażądała spoglądając na mnie
- Niech tak się stanie. Co masz ochotę porobić? – spytałam
- Cokolwiek. – położyła się na grzbiecie unosząc tylne łapki do góry i przyglądając się im
- Zaraz wracam. – uśmiechnęłam się i ruszyłam do mojej skrytki na zioła. Gdy byłam na miejscu wzięłam zioła potrzebne do wykonania jakiejś uspakajającej herbatki, maseczki i może czegoś tam jeszcze. Zrobimy z Misą babski wieczorek. Powróciłam spokojnym krokiem do kotki. Ona właśnie zamiatała ogonkiem przed jaskinią.
- Już jestem! – zawołałam radośnie. Ona obróciła się w moją stronę z uśmiechem – Masz jakiś kociołek? – zapytałam, a ta zrobiła ździwioną minę
- A po co ci kociołek?
- Zobaczysz, moja miła. – zachichotałam. Ta przeskanowała mnie wzrokiem, ale posłusznie dała mi garnuszek. Zebrałam najbliższe gałązki i zapaliłam je. Mistaki pomogła mi zbudować stelaż, by kociołek się trzymał nad ogniem. Rozmawiałyśmy luźno w międzyczasie. Do kociołka wlałam trochę wody, dodałam parę różnych ziółek i w magiczny sposób powstała pyszna herbatka. Sklonowałam miseczkę podarowaną przez Misę i przelałam zawartość kociołka do dwóch w ten sposób powstałych misek. Gdy upajałam się zapachem i smakiem napoju, tworzyłam również maseczkę na łebek. Na początku Mistaki nie wiedziała o co mi chodzi mówiąc „maseczka” i myślała, że seplenię i chciałam powiedzieć „miseczka”. Nie pasowało jej jednak „nałożymy potem tę miseczkę na łepek.”. Spowodowało to u nas głośny śmiech.
Teraz potrzebowałam więcej składników. Wsadziłam do kociołka wszystkie zioła, ale potrzebowałam jeszcze paru innych rzeczy. Poprosiłam Mistaki, by podała mi garść owoców, które wcześniej nazbierałyśmy. Mikstura od razu zgęstniała, jednak nie aż tak, by można ją było już nakładać. Zdjęłam na chwilę kociołek z ognia i ruszyłyśmy na poszukiwania rośliny, z której wydzielał się charakterystyczny olejek idealny do zagęszczenia i dodania pięknego zapachu maseczce. Okazało się, że rośnie tuż za jaskinią, więc nie musiałyśmy długo szukać. Po chwili wszystko było gotowe, by oficjalnie rozpocząć babski wieczorek. Zastanawiałam się tylko, czy nie stworzyć może jeszcze trochę alkoholu, ale o chwili uznałam, że bez przesady, musimy zostać odrobinę poważne.
<Kail? Albo Mistaki? default smiley xd>
- Idiotka, idiotka, idiotka. – powiedziała do siebie Mistaki pacając się w głowę. Chyba zrozumiałam, o co jej chodzi.
- Słuchaj, Kail to dzielny basior. Da sobie jakoś radę. – powiedziałam pocieszająco
- Wiem, wiem... ale... ych. Poróbmy coś. – zażądała spoglądając na mnie
- Niech tak się stanie. Co masz ochotę porobić? – spytałam
- Cokolwiek. – położyła się na grzbiecie unosząc tylne łapki do góry i przyglądając się im
- Zaraz wracam. – uśmiechnęłam się i ruszyłam do mojej skrytki na zioła. Gdy byłam na miejscu wzięłam zioła potrzebne do wykonania jakiejś uspakajającej herbatki, maseczki i może czegoś tam jeszcze. Zrobimy z Misą babski wieczorek. Powróciłam spokojnym krokiem do kotki. Ona właśnie zamiatała ogonkiem przed jaskinią.
- Już jestem! – zawołałam radośnie. Ona obróciła się w moją stronę z uśmiechem – Masz jakiś kociołek? – zapytałam, a ta zrobiła ździwioną minę
- A po co ci kociołek?
- Zobaczysz, moja miła. – zachichotałam. Ta przeskanowała mnie wzrokiem, ale posłusznie dała mi garnuszek. Zebrałam najbliższe gałązki i zapaliłam je. Mistaki pomogła mi zbudować stelaż, by kociołek się trzymał nad ogniem. Rozmawiałyśmy luźno w międzyczasie. Do kociołka wlałam trochę wody, dodałam parę różnych ziółek i w magiczny sposób powstała pyszna herbatka. Sklonowałam miseczkę podarowaną przez Misę i przelałam zawartość kociołka do dwóch w ten sposób powstałych misek. Gdy upajałam się zapachem i smakiem napoju, tworzyłam również maseczkę na łebek. Na początku Mistaki nie wiedziała o co mi chodzi mówiąc „maseczka” i myślała, że seplenię i chciałam powiedzieć „miseczka”. Nie pasowało jej jednak „nałożymy potem tę miseczkę na łepek.”. Spowodowało to u nas głośny śmiech.
Teraz potrzebowałam więcej składników. Wsadziłam do kociołka wszystkie zioła, ale potrzebowałam jeszcze paru innych rzeczy. Poprosiłam Mistaki, by podała mi garść owoców, które wcześniej nazbierałyśmy. Mikstura od razu zgęstniała, jednak nie aż tak, by można ją było już nakładać. Zdjęłam na chwilę kociołek z ognia i ruszyłyśmy na poszukiwania rośliny, z której wydzielał się charakterystyczny olejek idealny do zagęszczenia i dodania pięknego zapachu maseczce. Okazało się, że rośnie tuż za jaskinią, więc nie musiałyśmy długo szukać. Po chwili wszystko było gotowe, by oficjalnie rozpocząć babski wieczorek. Zastanawiałam się tylko, czy nie stworzyć może jeszcze trochę alkoholu, ale o chwili uznałam, że bez przesady, musimy zostać odrobinę poważne.
<Kail? Albo Mistaki? default smiley xd>
Od Diego c.d. historii Cruel
- A jednak potrafisz być miła. - powiedziałem drocząc się z wilczycą i ruszyłem przed siebie radośnie. Wadera znowu przewróciła oczami i niechętnie ruszyła za mną. Szliśmy w milczeniu. Liście szeleściły pod moimi łapami. Spojrzałem na Cruel, która wydawała się rozkoszować ciszą. Miała przymknięte oczy i głowę zwróconą delikatnie ku górze. Uśmiechnąłem się do siebie patrząc jak promienie słońca podkreślają jej policzki i smukłą szyję. Wadera jakby czytała mi w myślach. Odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę i skarciła mnie wzrokiem. Natychmiast spuściłem wzrok i zarumieniłem się. Musiałem wyglądać jak idiota, gapiąc się tak na nią. Kątem oka dostrzegłem, że wilczycę (chociaż trochę) rozbawiło moje zmieszane. Poczułem się głupio. Spróbowałem zmienić temat.
- Byłaś już może nad zatoką? To naprawdę piękne miejsce. Możemy najpierw pójść tam... jeśli chcesz...- Wadera wzruszyła obojętne ramionami i ruszyła dalej. Musiałem znaleźć jakiś inny temat do rozmowy.
- A więc Cruel, tak? To piękne imię. W niektórych językach oznacza ono nieugięty, odważny...
-W większości języków oznacza ono co innego. -przerwała mi wilczyca.
- Nie obchodzi mnie większość. To trochę tak jakbyś miała widzieć tylko na czarno i biało. Przecież to indywidualności czyni nas wspanialszymi.
Cruel spojrzała na mnie inaczej. Wcześniej albo próbowała mnie zabić wzrokiem albo nim zamordować. Teraz w jej spojrzeniu był... szacunek. Jakbym powiedział coś co po prostu chciała usłyszeć. Trwało to tylko moment. Po tej chwili znowu poczułem na sobie zimny i nie wzruszony wzrok. I... szczerze to już chyba pewniej czułem się jak patrzyła na mnie w ten sposób. W ciągu minionych minut zdążyłem się przyzwyczaić do mordowania mnie wzrokiem.
< Cruel? Bardzo przepraszam że tak długo czekałaś :c awaria komputera... ale mam nadzieję że ci się spodoba default smiley ;)>
- Byłaś już może nad zatoką? To naprawdę piękne miejsce. Możemy najpierw pójść tam... jeśli chcesz...- Wadera wzruszyła obojętne ramionami i ruszyła dalej. Musiałem znaleźć jakiś inny temat do rozmowy.
- A więc Cruel, tak? To piękne imię. W niektórych językach oznacza ono nieugięty, odważny...
-W większości języków oznacza ono co innego. -przerwała mi wilczyca.
- Nie obchodzi mnie większość. To trochę tak jakbyś miała widzieć tylko na czarno i biało. Przecież to indywidualności czyni nas wspanialszymi.
Cruel spojrzała na mnie inaczej. Wcześniej albo próbowała mnie zabić wzrokiem albo nim zamordować. Teraz w jej spojrzeniu był... szacunek. Jakbym powiedział coś co po prostu chciała usłyszeć. Trwało to tylko moment. Po tej chwili znowu poczułem na sobie zimny i nie wzruszony wzrok. I... szczerze to już chyba pewniej czułem się jak patrzyła na mnie w ten sposób. W ciągu minionych minut zdążyłem się przyzwyczaić do mordowania mnie wzrokiem.
< Cruel? Bardzo przepraszam że tak długo czekałaś :c awaria komputera... ale mam nadzieję że ci się spodoba default smiley ;)>
Od Kail' a do Ayame
Było koło godziny 4 nad ranem. Jak co noc wracałem do swojej jaskini. Księżyc prawie w ogóle nie świecił i nic nie było widać. Nie wiem co ten kretyn wyrabiał ale strasznie bolała mnie prawa przednia łapa. Nie miałem jak sprawdzić ale chyba leciała z niej krew. Olałem ten fakt wiedząc że do jaskini został mi spory kawał i mimo wszystko muszę go przejść. Wędrowałem przez jakiś czas zamyślony. Nagle usłyszałem w krzakach szelest.
- Kto tam jest?! - warknąłem rozkładając skrzydła i w razie czego przyjąłem pozę do ataku. Nie wiem po co mi te skrzydła... I tak ich nie użyję ale dodają mi trochę wzrostu i powagi. Z krzaków spokojnym krokiem wyszła wadera. Od razu się rozluźniłem i złożyłem skrzydła. - Przepraszam...
<Ayame? Mały brak weny xD no cóż Kail troszkę nerwowy ;) >
Od Kinaj' a cd historii Fazie
Jeden ze sługusów Kairo zaprowadził mnie do pokoju. Był uprzejmy i sprawiał wrażenie jakby się bał. Wprowadził mnie do środka i oprowadził po całym terenie. Byłem raptem kilka drzwi dalej od pokoju naczelnika. Wychodząc osiłek powiedział krótko
- Kolacja za 30 minut. Jadalnia znajduje sie 2 pię...- zaczął tłumaczyć ale mu przerwałem
- Doskonale wiem jak tam dojść - warknąłem krótko. On skinął tylko głowa i wyszedł. Tu trzeba być szorstkim, wrednym i przebiegłym aby przetrwać. Te 30 minut minęło zanim się obejrzałem. Zszedłem do jadalni. Siadłem przy pierwszym lepszym stole między przeciętnymi strażnikami. Kairo wezwał mnie do siebie gestem łapy. Siedział przy stole wraz z głównymi dowódcami straży.
- Słucham - powiedziałem krótko stając koło niego. Kairo również gestem łapy wygonił od stołu jednego z siedzących obok niego wilków i kazał mi zasiąść na tym miejscu. Jest to praktycznie niespotykane jeśli chodzi o "zwykłych strażników" bo tu praktycznie nie ma awansów. Przysługuje ci rola jaka miał twój ojciec i nie da sie tego zmienić.
- W końcu jestreś synem naszego pana... Nie możesz siedzieć przy zwykłym stole.
- Masz mnie za zdrajce - szepnąłem. - On pewnie też
- Krwii nie zmienisz... Ale nie myśl że oddam ci moją role! O tym zadecyduje twój ojciec. - Jak to?! Ojciec?! Nie chce go tu... Byłem wściekły na samą myśl o nim ale nie dałem tego po sobie poznać. Zaczęła sie kolacja. Jako że siedziałem przy stole naczelnika dostawaliśmy większe porcje niż zwykli. Kiedy kolacja dobiegła końca Kairo wstał powiedział kilka słów organizacyjnych, między innymi o tym który oddział gdzie sprawuje kontrole, o której jest cisza nocna i o której śniadanie a potem wyrzucił wszystkich poza siedzącymi przy naszym stole z sali. Kiedy zwyki opuścili jadalnie Kairo dalej stał.
- Za 15 minut w sali narad. - powiedział krótko i to wystarczyło żeby wszyscy wstali i popędzili w wyznaczone miejsce. Wszyscy oprócz mnie. - Ciebie tez sie to tyczy - powiedział szorstko
- Ale... Nie rozumiem. Czemu od razu stawiasz mnie tak wysoko?
- Bo mimo zdrady tobie ufam tu najbardziej...
- Jak to?!
- Jeszcze się pytasz? Stary przyjacielu - uśmiechnął się - a teraz marsz do sali narad - warknął, a ja ruszyłem tam z Kairo' em u boku. Weszliśmy do sali. Na środku stał ogromny stół a przy nim wilki towarzyszące nam przy kolacji. Wszyscy wstali kiedy Kairo przekroczył próg. Spotkanie troche trwało bo naczelnik musiał wyznaczyć wszystkim zadania na najbliższy czas, Objaśnić który oddział gdzie idzie i kto czym sie zajmuje. Potem zastanawiali sie nad sprawami więźniów i wymierzaniem im kar oraz kilkoma jutrzejszymi egzekucjami.
- Haru... Ty cały jutrzejszy dzień spędzisz w sali selupu - kiwnąłem głową na znak że zrozumiałem rozkaz. Kairo wygłosił jeszcze kilka zdań po czym odesłał nas do pokoi.
Następnego dnia rano według rozkazu udałem się do sali selupu...
<Fazie? czo to za sala ;-; pamiętaj że Kinaj wygląda zupełnie inaczej i ma nawet inaczej na imie więc trudno będzie go rozpoznać :P z reszta... czy on będzie chciał uciec xD >
- Kolacja za 30 minut. Jadalnia znajduje sie 2 pię...- zaczął tłumaczyć ale mu przerwałem
- Doskonale wiem jak tam dojść - warknąłem krótko. On skinął tylko głowa i wyszedł. Tu trzeba być szorstkim, wrednym i przebiegłym aby przetrwać. Te 30 minut minęło zanim się obejrzałem. Zszedłem do jadalni. Siadłem przy pierwszym lepszym stole między przeciętnymi strażnikami. Kairo wezwał mnie do siebie gestem łapy. Siedział przy stole wraz z głównymi dowódcami straży.
- Słucham - powiedziałem krótko stając koło niego. Kairo również gestem łapy wygonił od stołu jednego z siedzących obok niego wilków i kazał mi zasiąść na tym miejscu. Jest to praktycznie niespotykane jeśli chodzi o "zwykłych strażników" bo tu praktycznie nie ma awansów. Przysługuje ci rola jaka miał twój ojciec i nie da sie tego zmienić.
- W końcu jestreś synem naszego pana... Nie możesz siedzieć przy zwykłym stole.
- Masz mnie za zdrajce - szepnąłem. - On pewnie też
- Krwii nie zmienisz... Ale nie myśl że oddam ci moją role! O tym zadecyduje twój ojciec. - Jak to?! Ojciec?! Nie chce go tu... Byłem wściekły na samą myśl o nim ale nie dałem tego po sobie poznać. Zaczęła sie kolacja. Jako że siedziałem przy stole naczelnika dostawaliśmy większe porcje niż zwykli. Kiedy kolacja dobiegła końca Kairo wstał powiedział kilka słów organizacyjnych, między innymi o tym który oddział gdzie sprawuje kontrole, o której jest cisza nocna i o której śniadanie a potem wyrzucił wszystkich poza siedzącymi przy naszym stole z sali. Kiedy zwyki opuścili jadalnie Kairo dalej stał.
- Za 15 minut w sali narad. - powiedział krótko i to wystarczyło żeby wszyscy wstali i popędzili w wyznaczone miejsce. Wszyscy oprócz mnie. - Ciebie tez sie to tyczy - powiedział szorstko
- Ale... Nie rozumiem. Czemu od razu stawiasz mnie tak wysoko?
- Bo mimo zdrady tobie ufam tu najbardziej...
- Jak to?!
- Jeszcze się pytasz? Stary przyjacielu - uśmiechnął się - a teraz marsz do sali narad - warknął, a ja ruszyłem tam z Kairo' em u boku. Weszliśmy do sali. Na środku stał ogromny stół a przy nim wilki towarzyszące nam przy kolacji. Wszyscy wstali kiedy Kairo przekroczył próg. Spotkanie troche trwało bo naczelnik musiał wyznaczyć wszystkim zadania na najbliższy czas, Objaśnić który oddział gdzie idzie i kto czym sie zajmuje. Potem zastanawiali sie nad sprawami więźniów i wymierzaniem im kar oraz kilkoma jutrzejszymi egzekucjami.
- Haru... Ty cały jutrzejszy dzień spędzisz w sali selupu - kiwnąłem głową na znak że zrozumiałem rozkaz. Kairo wygłosił jeszcze kilka zdań po czym odesłał nas do pokoi.
Następnego dnia rano według rozkazu udałem się do sali selupu...
<Fazie? czo to za sala ;-; pamiętaj że Kinaj wygląda zupełnie inaczej i ma nawet inaczej na imie więc trudno będzie go rozpoznać :P z reszta... czy on będzie chciał uciec xD >
Aiyanna oddchodzi
Wczoraj witaliśmy szczeniaka dzisiaj niestety musimy pożegnać jedną z naszych wilczych sióstr.
Aiyanna, żegnaj, ale pamiętaj... Zawsze możesz do nas wrócić a my powitamy cię z uśmiechem
Aiyanna, żegnaj, ale pamiętaj... Zawsze możesz do nas wrócić a my powitamy cię z uśmiechem
Od Fazie cd historii Kinaj
Chodziłam po celi tam i z powrotem zastanawiając się nad dalszym planem działania.
- Jak mogłaś jej w żaden sposób nie skuć? Po prostu tak ją włożyłaś do celi? Wypier*alaj mi z pola widzenia! – usłyszałam wrzask i pisk spowodowany porażeniem prądem. Wiedziałam, że chodzi o wilczycę, która mnie tu wsadziła. Mój mózg natychmiast zareagował. Przesunęłam się błyskawicznie do jednego z ciemnych kątów przy drzwiach. Usłyszałam tupanie i rozsuwanie krat. Wchodzący strażnik nie zdążył się zorientować, gdy dostał w głowę z metalowej miski tak, że upadł bezwładnie na ziemię.
Wysunęłam delikatnie głowę zza węgła. Na tym krótkim korytarzu była tylko wilczyca sparaliżowana prądem.
- Hej, ty! Gadaj gdzie jest Kinaj i gdzie jest wyjście! – szepnęłam groźnie w jej stronę
- Nie powiem ci... – odparła oszołomiona jeszcze
- Gadaj, jeśli chcesz żyć! – powiedziałam trochę głośniej przyciskając ją do ściany. Ona nie wiedząc co robić wymruczała tylko:
- Weź mnie ze sobą. Nie chcę tu dłużej być.
- To nie czas na rozczulające scenki! Gadaj gdzie on do cholery jest! – przycisnęłam ją jeszcze mocniej
- Haru jest... w sali selupu. – z jej oka wypłynęła łza – Wyjście jest na wschodnim korytarzu. Pojedziesz windą na jego końcu na samą górę. I jesteś wolna. Weź mnie ze sobą! – syknęła błagalnym głosem, a ja westchnęłam głęboko i spuściłam łapę przyciskającą waderę
- Gdzie ta sala selupu?
- Na północno – wschodnim. Prosto, w lewo i potem jeszcze raz w lewo. Zabierz mnie! – krzyknęła półgłosem
- To sama ucieknij! Co za problem? – wzruszyłam ramionami – Jak paraliż przestanie działać to po prostu zabijaj wszystkich na wschodnim korytarzu, żebyśmy mieli jak się wydostać. – zażądałam. Wbiłam jeszcze pazury w strażnika, który dostał miską, by upewnić się, że nie żyje. Potem ostrożnie i cicho ruszyłam przed siebie. Ten korytarz był krótki. Potem rozwiedlał się na dwa – w lewo i prawo. Według zaleceń spojrzałam na lewo.
- Uuu, sporo strażników. – szepnęłam do siebie. Wpadłam jednak na wspaniały pomysł. Powróciłam szybko do celi z umarlakiem i wzięłam jego zbroję i resztę wyposażenia. Potem bez obaw wyszłam na przeciw strażnikom. Szłam mocnym krokiem w stronę, którą wyznaczyła wadera.
- Hola, hola. – usłyszałam za sobą. Zmroziło mnie trochę, ale obróciłam się na piętach.
- No co? Szef mnie mianował oficjalnym pomocnikiem. – fuknęłam odważnie w stronę wilka wyższego ode mnie o jakieś 20-30 centymetrów.
- To czemu niby nie zmienił ci postury? Taka wątła waderka nie da sobie tutaj rady. – szepnął złośliwie
- Mam ci pokazać, że dam radę? – odparłam wyniośle wypinając dumnie pierś
- Ha, ha, dobra, dobra. Ale i tak wiem, że nie dasz rady. W porównaniu do Gerdy - jedynej wadery tutaj - jesteś po prostu filigranowa. – zaśmiał się. Ja prychnęłam tylko. Do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł. Znowu zawróciłam w stronę mojej byłej celi. Obok na łapy stawała właśnie (jak się dowiedziałam) Gerda.
- Słuchaj, coś za coś. Opowiem ci plan, tylko udowodnij szybko czemu chcesz stąd odejść. – szepnęłam w jej stronę
- Mam po prostu dosyć zapachu krwi, ciągłego bycia na zawołanie Kairo, i wszystkiego tutaj. Teraz mów plan. – powiedziała przekonywująco
- Niech będzie. Niby jestem oficjalnym pomocnikiem, sługusem i strażnikiem. Tak wiedzą ci na tamtym korytarzu. – wskazałam łapą, a ta skinęła łbem – Ale. Jak spotkamy Kairo, to mówisz, że uważasz, że jestem gotowa, by zostać oficjalnym pomocnikiem, że mi się tu podoba i w ogóle. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Wspaniale. Potem idziemy po Kinaja, że chcę mu niby spuścić lanie i pilnować. Tak na prawdę go odbijamy i jeszcze nie wiem jak, ale przetransportowujemy się z nim do wyjścia. Wychodzimy i spierdalamy jak najdalej stąd. – zaśmiałam się cicho, co Gerda odwzajemniła
- Oby tylko się to wszystko udało.
- Oj, oby. – potrząsnęłam łbem – Idziemy. Ty pierwsza. - zażądałam
<Kinaj? Trzeba na nowo się rozruszać z tą historią default smiley :d>
- Jak mogłaś jej w żaden sposób nie skuć? Po prostu tak ją włożyłaś do celi? Wypier*alaj mi z pola widzenia! – usłyszałam wrzask i pisk spowodowany porażeniem prądem. Wiedziałam, że chodzi o wilczycę, która mnie tu wsadziła. Mój mózg natychmiast zareagował. Przesunęłam się błyskawicznie do jednego z ciemnych kątów przy drzwiach. Usłyszałam tupanie i rozsuwanie krat. Wchodzący strażnik nie zdążył się zorientować, gdy dostał w głowę z metalowej miski tak, że upadł bezwładnie na ziemię.
Wysunęłam delikatnie głowę zza węgła. Na tym krótkim korytarzu była tylko wilczyca sparaliżowana prądem.
- Hej, ty! Gadaj gdzie jest Kinaj i gdzie jest wyjście! – szepnęłam groźnie w jej stronę
- Nie powiem ci... – odparła oszołomiona jeszcze
- Gadaj, jeśli chcesz żyć! – powiedziałam trochę głośniej przyciskając ją do ściany. Ona nie wiedząc co robić wymruczała tylko:
- Weź mnie ze sobą. Nie chcę tu dłużej być.
- To nie czas na rozczulające scenki! Gadaj gdzie on do cholery jest! – przycisnęłam ją jeszcze mocniej
- Haru jest... w sali selupu. – z jej oka wypłynęła łza – Wyjście jest na wschodnim korytarzu. Pojedziesz windą na jego końcu na samą górę. I jesteś wolna. Weź mnie ze sobą! – syknęła błagalnym głosem, a ja westchnęłam głęboko i spuściłam łapę przyciskającą waderę
- Gdzie ta sala selupu?
- Na północno – wschodnim. Prosto, w lewo i potem jeszcze raz w lewo. Zabierz mnie! – krzyknęła półgłosem
- To sama ucieknij! Co za problem? – wzruszyłam ramionami – Jak paraliż przestanie działać to po prostu zabijaj wszystkich na wschodnim korytarzu, żebyśmy mieli jak się wydostać. – zażądałam. Wbiłam jeszcze pazury w strażnika, który dostał miską, by upewnić się, że nie żyje. Potem ostrożnie i cicho ruszyłam przed siebie. Ten korytarz był krótki. Potem rozwiedlał się na dwa – w lewo i prawo. Według zaleceń spojrzałam na lewo.
- Uuu, sporo strażników. – szepnęłam do siebie. Wpadłam jednak na wspaniały pomysł. Powróciłam szybko do celi z umarlakiem i wzięłam jego zbroję i resztę wyposażenia. Potem bez obaw wyszłam na przeciw strażnikom. Szłam mocnym krokiem w stronę, którą wyznaczyła wadera.
- Hola, hola. – usłyszałam za sobą. Zmroziło mnie trochę, ale obróciłam się na piętach.
- No co? Szef mnie mianował oficjalnym pomocnikiem. – fuknęłam odważnie w stronę wilka wyższego ode mnie o jakieś 20-30 centymetrów.
- To czemu niby nie zmienił ci postury? Taka wątła waderka nie da sobie tutaj rady. – szepnął złośliwie
- Mam ci pokazać, że dam radę? – odparłam wyniośle wypinając dumnie pierś
- Ha, ha, dobra, dobra. Ale i tak wiem, że nie dasz rady. W porównaniu do Gerdy - jedynej wadery tutaj - jesteś po prostu filigranowa. – zaśmiał się. Ja prychnęłam tylko. Do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł. Znowu zawróciłam w stronę mojej byłej celi. Obok na łapy stawała właśnie (jak się dowiedziałam) Gerda.
- Słuchaj, coś za coś. Opowiem ci plan, tylko udowodnij szybko czemu chcesz stąd odejść. – szepnęłam w jej stronę
- Mam po prostu dosyć zapachu krwi, ciągłego bycia na zawołanie Kairo, i wszystkiego tutaj. Teraz mów plan. – powiedziała przekonywująco
- Niech będzie. Niby jestem oficjalnym pomocnikiem, sługusem i strażnikiem. Tak wiedzą ci na tamtym korytarzu. – wskazałam łapą, a ta skinęła łbem – Ale. Jak spotkamy Kairo, to mówisz, że uważasz, że jestem gotowa, by zostać oficjalnym pomocnikiem, że mi się tu podoba i w ogóle. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Wspaniale. Potem idziemy po Kinaja, że chcę mu niby spuścić lanie i pilnować. Tak na prawdę go odbijamy i jeszcze nie wiem jak, ale przetransportowujemy się z nim do wyjścia. Wychodzimy i spierdalamy jak najdalej stąd. – zaśmiałam się cicho, co Gerda odwzajemniła
- Oby tylko się to wszystko udało.
- Oj, oby. – potrząsnęłam łbem – Idziemy. Ty pierwsza. - zażądałam
<Kinaj? Trzeba na nowo się rozruszać z tą historią default smiley :d>
niedziela, 5 kwietnia 2015
Od Kail' a (Mistaki xD) cd historii Alby
Od Mistaki
Szybko za nim poleciałam. Musiałam być bardzo ostrożna bo Kail widzi mnie bez względu na wszystko. Bardzo się o niego boje. Leciałam między drzewami szukając kuśtykającego basiora. Mimo wszystko nie widziałam go. Gdzie on do cholery zniknął?! Nie mógł oddalić się za daleko... Latałam w ta i z powrotem po lesie bez skutku. Po kilku godzinach wróciłam do jaskini.
- I co? Gdzie Kail? Wszystko gra? - powitała mnie Alba
- Nie... Nigdzie go nie było. - powiedziałam smutno
- Nie mógł przecież rozpłynąć się z powietrzu... - kiedy Alba to powiedziała coś we mnie uderzyło. W końcu zrozumiałam.
- Kail nie... Ale ON tak! - krzyknęłam - No tak! O matko... Przecież byłam w takim niebezpieczeństwie. Chciał mnie dorwać więc stał się niewidzialny. Ale tylko Kail widzi mnie bez względu na wszystko. CZYLI latając pod postacią ducha on nie widział mnie a ja jego!...
<Alba? Brak weny ;-; ale no czo ja moge więcej zrobić :/ no nic xD musisz coś wymyślić :P >
Szybko za nim poleciałam. Musiałam być bardzo ostrożna bo Kail widzi mnie bez względu na wszystko. Bardzo się o niego boje. Leciałam między drzewami szukając kuśtykającego basiora. Mimo wszystko nie widziałam go. Gdzie on do cholery zniknął?! Nie mógł oddalić się za daleko... Latałam w ta i z powrotem po lesie bez skutku. Po kilku godzinach wróciłam do jaskini.
- I co? Gdzie Kail? Wszystko gra? - powitała mnie Alba
- Nie... Nigdzie go nie było. - powiedziałam smutno
- Nie mógł przecież rozpłynąć się z powietrzu... - kiedy Alba to powiedziała coś we mnie uderzyło. W końcu zrozumiałam.
- Kail nie... Ale ON tak! - krzyknęłam - No tak! O matko... Przecież byłam w takim niebezpieczeństwie. Chciał mnie dorwać więc stał się niewidzialny. Ale tylko Kail widzi mnie bez względu na wszystko. CZYLI latając pod postacią ducha on nie widział mnie a ja jego!...
<Alba? Brak weny ;-; ale no czo ja moge więcej zrobić :/ no nic xD musisz coś wymyślić :P >
Od Kinaj' a do Cruel
Przechadzałem się nocą po lesie. Księżyc świecił ale nie dawał zbyt mocnego światła przez co ledwo widziałem gdzie idę. Nie obchodziło mnie to za bardzo... Dojdę gdzie dojdę i tak jakoś wrócę a nie mogę spać więc nic do stracenia. No okazało się że mam jednak coś do stracenia bo wychodząc na polanę spotkałem sie oko w oko z pewnnym gryfem. Ten jegomość ma mi za złe pewien żart a dokładniej pewnego dnia przywiązałem jego ogon do drzewa. Kiedy ten chciał odlecieć zaplątany ogon cofnął go i zaliczyl nie przyjemne spotkanie z drzewem. Można powiedzieć że nasze relacje nie są przyjazne bo od tamtego czasu jeszcze nie zdążył dać mi nauczki. Co więc genialny ja postanowił zrobić? Użyć swojej wspaniałej superszybkości i uciec gdzie pieprz rośnie. No nie przesadzajmy nie będę się nawet do niego przymierzał bo mam za co oberwać poza tym koleś jest ode mnie 2 razy wyższy. Jeden jego ruch i nie żyje. Miejmy odrobinę rozsądku... Wracając.... Biegłem sobie z tą superszybkością i w głowie mi się nie mieściło że ktoś może stać mi na drodze. Takim oto sposobem stratowałem niewinną białą waderę która niefartownie trafiła na drogę mojego biegu. Jakby tego było mało, biegłem z górki przez co kiedy uderzyłem w wadere obydwoje sturlaliśmy się na sam dół. Ale! To nie koniec. Da samym dole pagórka stało sobie jezioro... Nie dało sie go ominąć. W rezultacie moja głupota spowodowała to że ja i wadera wylądowaliśmy w jeziorze. Chyba nie będzie zbyt zadowolona...
<Cruel? Co ty na to? xD przeciez wszyscy uwielbiaja byc tratowani, zrzucani z góry i wrzucani do jeziora przez obcego basiora ;) >
Od Noah' a do Shikki
Odkąd pamiętam mieszkałem w jaskini. Nie mam co za dużo pamiętać bo w końcu mam tylko 6 miesięcy a przynajmniej tak mówili rodzice. Przychodzili do mnie raz na jakiś czas, ale przecież jestem wilkiem, muszę sobie radzić sam. Zacząłem się uczyć chodzić. Pewnego razu przyszła do mnie mama
- Mamo? Pokazać ci coś? – zapytałem radośnie
- No dobra… - powiedziała bez większej radości. Chyba nie była dzisiaj w nastroju. Nie przejąłem się tym zbytnio i pokazałem czego się nauczyłem. Zrobiłem kilka kroków potykając się co jakiś czas ale i tak byłem dumny z siebie że prawie umiem – Świetnie! Jutro idziemy na spacer!
- Naprawdę? – spytałem pełen zachwyty i szczęścia.
- Tak. – powiedziała krótko i wyszła. Szybko poszedłem spać żeby czas szybciej minął i żebym miał dużo siły na kolejny dzień.
***kolejny dzień
Obudził mnie promień słońca wpadający do jaskini. Od razu zerwałem się na równe nogi i chodziłem w ta i z powrotem czekając na mamę i ćwicząc przy tym chodzenie. Nie długi czas upłynął a u wejścia do jaskini stała mama
- Chodź! – powiedziała krótko, a ja radośnie wyszedłem z jaskini. Szliśmy w milczeniu cały dzień z kilkoma krótkimi przerwami. Mama ciągle zmieniała kierunek ale w końcu była dorosła. Na pewno wie co robi. W pewnym momencie zatrzymała się.
- Czekaj tu na mnie! Zaraz wrócę – powiedziała prosto, a ja grzecznie wysłuchałem jej prośby i usiadłem. Mama wbiegła w krzaki a ja obserwowałem jak odbiega. Nie było to dla mnie dziwne. Może coś ją zainteresowało? Mijał czas, minuty, godziny, niebo stawało się coraz ciemniejsze. Moje małe oczka zaczęły się zamykać i postanowiłem się przespać.
*** noc
Obudziło mnie szturchanie cudzą łapą w moje ramie. Uchyliłem lekko powieki
- Mama? – spytałem cicho
- Nie… Ale trochę nie bezpiecznie jest spać samemu w lesie nocą – powiedział jakiś wysoki głosik definitywnie należący do samiczki.
<Shikka? Zostałaś mianowana małą szturchającą samiczką default smiley :d >
- Mamo? Pokazać ci coś? – zapytałem radośnie
- No dobra… - powiedziała bez większej radości. Chyba nie była dzisiaj w nastroju. Nie przejąłem się tym zbytnio i pokazałem czego się nauczyłem. Zrobiłem kilka kroków potykając się co jakiś czas ale i tak byłem dumny z siebie że prawie umiem – Świetnie! Jutro idziemy na spacer!
- Naprawdę? – spytałem pełen zachwyty i szczęścia.
- Tak. – powiedziała krótko i wyszła. Szybko poszedłem spać żeby czas szybciej minął i żebym miał dużo siły na kolejny dzień.
***kolejny dzień
Obudził mnie promień słońca wpadający do jaskini. Od razu zerwałem się na równe nogi i chodziłem w ta i z powrotem czekając na mamę i ćwicząc przy tym chodzenie. Nie długi czas upłynął a u wejścia do jaskini stała mama
- Chodź! – powiedziała krótko, a ja radośnie wyszedłem z jaskini. Szliśmy w milczeniu cały dzień z kilkoma krótkimi przerwami. Mama ciągle zmieniała kierunek ale w końcu była dorosła. Na pewno wie co robi. W pewnym momencie zatrzymała się.
- Czekaj tu na mnie! Zaraz wrócę – powiedziała prosto, a ja grzecznie wysłuchałem jej prośby i usiadłem. Mama wbiegła w krzaki a ja obserwowałem jak odbiega. Nie było to dla mnie dziwne. Może coś ją zainteresowało? Mijał czas, minuty, godziny, niebo stawało się coraz ciemniejsze. Moje małe oczka zaczęły się zamykać i postanowiłem się przespać.
*** noc
Obudziło mnie szturchanie cudzą łapą w moje ramie. Uchyliłem lekko powieki
- Mama? – spytałem cicho
- Nie… Ale trochę nie bezpiecznie jest spać samemu w lesie nocą – powiedział jakiś wysoki głosik definitywnie należący do samiczki.
<Shikka? Zostałaś mianowana małą szturchającą samiczką default smiley :d >
Nowy wilk!
Powitajmy nowego członka watahy!
Oto Noah :) Witaj w naszych skromnych progach szczeniaczku <3
Oto Noah :) Witaj w naszych skromnych progach szczeniaczku <3
Od Chion' a
Przechadzałem się po lasach wokół naszego siedliska wypatrując niebezpieczeństw. A raczej nudząc się okropnie. Od wielu dni nic się nie działo, a na dodatek z nieba sypał śnieg. Wiosną. I to wcale nie była moja wina! Przeskoczyłem nad zamarzniętym strumykiem, który przepływał na północ od jaskini Alf i przycupnąłem na głazie, z którego był idealny widok na naszą polanę, ale nikt, kto akurat przez nią przechodził nie mógł mnie zauważyć. Ułożyłem się jak najbardziej wygodnie, co było raczej mało możliwe i zająłem się rozglądaniem po okolicy. Po drugiej stronie, w wąwozie z któego czasami korzystałem zauważyłem drugiego strażnika, lecz ze względu na odległość jaka nas dzieliła, nie mogłem go rozpoznać. Księżyc przesuwał się na zachód, co chwilę znikając za grubymi chmurami, z których przestał już sypać śnieg.
- Ekhem. - usłyszałem za sobą i skoczyłem na równe łapy, skacząc do przodu i odwracając się, by dojrzyć kto za mną stał. Jak mogłem tak łatwo dać się zaskoczyć?!
<Ktoś?>
- Ekhem. - usłyszałem za sobą i skoczyłem na równe łapy, skacząc do przodu i odwracając się, by dojrzyć kto za mną stał. Jak mogłem tak łatwo dać się zaskoczyć?!
<Ktoś?>
sobota, 4 kwietnia 2015
Od Kinaj cd historii Fazie
Banda zbirów wyprowadziła waderę z kopalni. Kairo został i kazał swoim bestią trzymać mnie aż nie da im znać. Kiedy minęło sporo czasu odkąd zniknęła za rogiem basior pozwolił im mnie puścić. Oczywiście nie byli delikatni i wręcz rzucili mną o ziemię. Nie zdążyłem się nawet podnieść bo od razu Kairo złapał mnie za szyje i przydusił do ściany. - Myślisz że ze mną wygrasz?! Jesteś żałosny! I co... Ona na pewno nie wie jaki jesteś naprawdę? Nie wie nawet jak wyglądasz!
- To nie twoja sprawa! - warknąłem ledwo mogąc cokolwiek wydusić. Basior przydusił mnie jeszcze mocniej.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej! - warknął i zluzował uścisk a ja bezwładnie upadłem na ziemie. - Zabrać go do celi! - warknął, a osiłki od razu się na mnie rzuciły. Związali mnie tak samo jak kiedy byłem w klatce (tz. wszystie łapy razem) i zawlekli do celi tak że ciągle jechałem po ziemi to bokiem to łapami. Droga zajęła parę minut, wystarczająco bym zdarł sobie bok o liczne skałki. Wrzucili mnie do celi. Musiała byc baaardzo głęboko pod ziemią bo nie postarali się za bardzo z tym związywaniem. Przednie łapy skuli mi razem i przyczepili łańcuchem do sufitu tak że unosiły się tak z pół metra nad ziemią. Tylne łapy zostawili wolne. Nie powiem nie była to za wygodna pozycja ale i nie jakaś bardzo wyczerpująca. Za to aby dostać się/wyjść z mojej celi trzeba było przejść przez 3 pary żelaznych drzwi, każde coraz mocniejsze. Nie wiedziałem ile mam czasu do kolejnego "zadania" ale nie chciałem marnować czasu. W pamięci utkwiły mi słowa Kairo " Trzeba było myśleć o tym wcześniej". Nasunęły mi bowiem pewien plan. Jest to jedyny w miare rozsądny i możliwy do zrealizowania plan więc nie zastanawiałem się zbyt długo. Chyba tylko w ten sposób mogłem ocalić życie...
Łapy a potem całe ciało stawały się większe. Z grzbietu zaczęły wyrastać mi skrzydła, a z głowy rogi, futro i oczy zmieniło kolor na krwisto czerwony. W rezultacie przyjąłem postać "dawnego, złego mnie"
Łapy stały się większe a całe ciało bardziej masywne i potężne przez co kajdany rozbiły się na milion małych kawałków a moje przednie łapy spokojnie opadły na ziemię. Położyłem sie na środku klatki czekając na reakcję strażników na hałas. Nie musiałem czekać zbyt długo choć chwile zajęło im otworzenie wszystkich drzwi. Oczywiście głąby nie zamknęły za sobą ani jednych. Do celi weszły 2 basiory. Byli potężni ale o głowę niżsi ode mnie. Podniosłem się aby im to udowodnić a oni nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić. Bez problemu obu ich obezwładniłem. Skułem im przednie łapy razem i przyczepiłem łańcuch tak że jedna łapa od jednego i jedna od drugiego były spięte razem i obu mogłem ciągnąć po ziemi jednym łańcuchem. Jednemu rozciąłem pazurem bok, tak aby było widać że leci mu krew. Obydwaj byli nie przytomni więc przeciągnięcie ich przez pusty korytarz nie było trudne. Jeszcze pamiętałem które ścieżki gdzie wiodą więc bez trudu doszedłem do "pokoju" naczelnika. Wyważyłem bez najmniejszego problemu drzwi. Kairo popatrzył na mnie z niedowierzaniem ale kącik jego ust uniósł się. Rzuciłem mu jego obezwładnionych osiłków pod nogi.
- No, no... Nie myślałem że jeszcze cię zobaczę w tej postaci. HARU.- zaśmiał się - Ale nie myśl że wystarczy zmienić postać żeby nie być już zdrajcą!
- Nie zdradziłem was! - krzyknąłem
- Nie! A niby jak wyjaśnisz ucieczkę, zmianę postaci i twoje całe życie po odejściu?!
- Nic nie rozumiesz?! Chciałem dorwać matkę!
- Nie kłam! Zabili ją na twoich oczach!- warknął wrednie Kairo
- Nie prawda! Kazała mi iść znaleźć ojca! Byłem wtedy dzieckiem co miałem zrobić? Powiedziała że wszystko w porządku! Chciałem iść po ojca żeby coś zrobił. Nie wiedziałem że było za późno! Uświadomiłem to sobie dopiero lata później. Chciałem wrócić ale nie mogłem. Uważaliście mnie za zdrajce! Gdybym tu przybył zabilibyście mnie bez słowa!
- Dlaczego miałbym ci wierzyć?!- warknął pogardliwie. Wskazałem łapą na 2 omdlałe wilki.
- Gdybym was zdradził nie byłbym w stanie skrzywdzić żadnej istoty!
- Hmmm... A więc co teraz zamierzasz?
- Chce do was dołączyć.
- Myślisz że to takie proste? I tak ci nie ufam!
- Jak każdemu - rzuciłem zgryźliwie i obydwaj zaczęliśmy się śmiać.
- W sumie racja... Niech ci będzie... Ale nie myśl sobie to tamto! Najpierw sprawdzimy na ile to co mówisz jest prawdą!
- Co mam zrobić?
- Na razie będziesz wykonywał wszystkie moje rozkazy! - warknął i zagwizdał. Wtem do "pokoju weszło kilku basiorów i przygwoździli mnie do ziemi. Było ich zbyt wielu żebym dał sobie z nimi radę.- Mówiłem że nikomu nie ufam.
- Sprytnie... - warknąłem. jeden z oprychów przytrzymał mi kuffe tak że nie mogłem się ruszyć a drugi zapiął mi coś na szyi. Kiedy to zrobił wszystkie zbiry które mnie trzymały puściły i wyszły. - Co to jest?! - warknąłem podnosząc się
- Obroża. Taką samą mają wszystkie sługusy. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, coś co mi się nie spodoba a zostaniesz porażony prądem. Nie da się tego zdjąć i nie da się z tym uciec.
- Jak śmiesz? Ja powinienem tu rządzić!
- Ale nie rządzisz. Trzeba było myśleć o tym wcześniej!...
<Fazie? Sorka że tak dłuuuugo ale w zamian za to troszeczkę się rozpisałam ;) Kinaj zły? :O Pamietaj tylko ze wygląda zupełnie inaczej czyli Fazie go nie pozna :P >
- To nie twoja sprawa! - warknąłem ledwo mogąc cokolwiek wydusić. Basior przydusił mnie jeszcze mocniej.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej! - warknął i zluzował uścisk a ja bezwładnie upadłem na ziemie. - Zabrać go do celi! - warknął, a osiłki od razu się na mnie rzuciły. Związali mnie tak samo jak kiedy byłem w klatce (tz. wszystie łapy razem) i zawlekli do celi tak że ciągle jechałem po ziemi to bokiem to łapami. Droga zajęła parę minut, wystarczająco bym zdarł sobie bok o liczne skałki. Wrzucili mnie do celi. Musiała byc baaardzo głęboko pod ziemią bo nie postarali się za bardzo z tym związywaniem. Przednie łapy skuli mi razem i przyczepili łańcuchem do sufitu tak że unosiły się tak z pół metra nad ziemią. Tylne łapy zostawili wolne. Nie powiem nie była to za wygodna pozycja ale i nie jakaś bardzo wyczerpująca. Za to aby dostać się/wyjść z mojej celi trzeba było przejść przez 3 pary żelaznych drzwi, każde coraz mocniejsze. Nie wiedziałem ile mam czasu do kolejnego "zadania" ale nie chciałem marnować czasu. W pamięci utkwiły mi słowa Kairo " Trzeba było myśleć o tym wcześniej". Nasunęły mi bowiem pewien plan. Jest to jedyny w miare rozsądny i możliwy do zrealizowania plan więc nie zastanawiałem się zbyt długo. Chyba tylko w ten sposób mogłem ocalić życie...
Łapy a potem całe ciało stawały się większe. Z grzbietu zaczęły wyrastać mi skrzydła, a z głowy rogi, futro i oczy zmieniło kolor na krwisto czerwony. W rezultacie przyjąłem postać "dawnego, złego mnie"
Łapy stały się większe a całe ciało bardziej masywne i potężne przez co kajdany rozbiły się na milion małych kawałków a moje przednie łapy spokojnie opadły na ziemię. Położyłem sie na środku klatki czekając na reakcję strażników na hałas. Nie musiałem czekać zbyt długo choć chwile zajęło im otworzenie wszystkich drzwi. Oczywiście głąby nie zamknęły za sobą ani jednych. Do celi weszły 2 basiory. Byli potężni ale o głowę niżsi ode mnie. Podniosłem się aby im to udowodnić a oni nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić. Bez problemu obu ich obezwładniłem. Skułem im przednie łapy razem i przyczepiłem łańcuch tak że jedna łapa od jednego i jedna od drugiego były spięte razem i obu mogłem ciągnąć po ziemi jednym łańcuchem. Jednemu rozciąłem pazurem bok, tak aby było widać że leci mu krew. Obydwaj byli nie przytomni więc przeciągnięcie ich przez pusty korytarz nie było trudne. Jeszcze pamiętałem które ścieżki gdzie wiodą więc bez trudu doszedłem do "pokoju" naczelnika. Wyważyłem bez najmniejszego problemu drzwi. Kairo popatrzył na mnie z niedowierzaniem ale kącik jego ust uniósł się. Rzuciłem mu jego obezwładnionych osiłków pod nogi.
- No, no... Nie myślałem że jeszcze cię zobaczę w tej postaci. HARU.- zaśmiał się - Ale nie myśl że wystarczy zmienić postać żeby nie być już zdrajcą!
- Nie zdradziłem was! - krzyknąłem
- Nie! A niby jak wyjaśnisz ucieczkę, zmianę postaci i twoje całe życie po odejściu?!
- Nic nie rozumiesz?! Chciałem dorwać matkę!
- Nie kłam! Zabili ją na twoich oczach!- warknął wrednie Kairo
- Nie prawda! Kazała mi iść znaleźć ojca! Byłem wtedy dzieckiem co miałem zrobić? Powiedziała że wszystko w porządku! Chciałem iść po ojca żeby coś zrobił. Nie wiedziałem że było za późno! Uświadomiłem to sobie dopiero lata później. Chciałem wrócić ale nie mogłem. Uważaliście mnie za zdrajce! Gdybym tu przybył zabilibyście mnie bez słowa!
- Dlaczego miałbym ci wierzyć?!- warknął pogardliwie. Wskazałem łapą na 2 omdlałe wilki.
- Gdybym was zdradził nie byłbym w stanie skrzywdzić żadnej istoty!
- Hmmm... A więc co teraz zamierzasz?
- Chce do was dołączyć.
- Myślisz że to takie proste? I tak ci nie ufam!
- Jak każdemu - rzuciłem zgryźliwie i obydwaj zaczęliśmy się śmiać.
- W sumie racja... Niech ci będzie... Ale nie myśl sobie to tamto! Najpierw sprawdzimy na ile to co mówisz jest prawdą!
- Co mam zrobić?
- Na razie będziesz wykonywał wszystkie moje rozkazy! - warknął i zagwizdał. Wtem do "pokoju weszło kilku basiorów i przygwoździli mnie do ziemi. Było ich zbyt wielu żebym dał sobie z nimi radę.- Mówiłem że nikomu nie ufam.
- Sprytnie... - warknąłem. jeden z oprychów przytrzymał mi kuffe tak że nie mogłem się ruszyć a drugi zapiął mi coś na szyi. Kiedy to zrobił wszystkie zbiry które mnie trzymały puściły i wyszły. - Co to jest?! - warknąłem podnosząc się
- Obroża. Taką samą mają wszystkie sługusy. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, coś co mi się nie spodoba a zostaniesz porażony prądem. Nie da się tego zdjąć i nie da się z tym uciec.
- Jak śmiesz? Ja powinienem tu rządzić!
- Ale nie rządzisz. Trzeba było myśleć o tym wcześniej!...
<Fazie? Sorka że tak dłuuuugo ale w zamian za to troszeczkę się rozpisałam ;) Kinaj zły? :O Pamietaj tylko ze wygląda zupełnie inaczej czyli Fazie go nie pozna :P >
Od Ines cd historii Kill' a
- Ale... Jako to? Chcesz mnie zostawić? - wydukałam ledwo co. Nie mogłam w to uwierzyć. Czemu?
-P... - chciał coś powiedzieć Kill ale zaraz mu przerwałąm.
- Dobrze! Proszę bardzo! Leć sobie! Zostaw mnie tu - wybuchłam płaczem i od niechcenia stworzyłam portal. Byłam zła, nie wiedziałam co robię i dokąd prowadzi portal. Kail objął mnie skrzydłem i rzucił groźne spojrzenie Kill' owi, a ja wtuliłam się w futro brata płacząc. Kill stał i patrzył w portal. Widać było że nie jest przekonany i zbiera myśli. Wtedy z portalu ktoś wyskoczył. Nie wiedziałam co się dzieje. Spojrzałam na portal i z niedowierzaniem. Stał tam wielki czarny wilk. Miał czerwone znamiona i ślady krwi na futrze. Ale to nie była jego krew.. Jedno spojrzenie wystarczyło żebyśmy ja jak i Kail go poznali. Jedno spojrzenie wystarczyło żeby lęk przeszedł nas od stup do głów...
(po prawej -> czarny xD )
- Rakta - szepnęłam...
<Kill? I co teraz i co teraz xD Rakta przybył? Ale po co :o powodzenia ^^ PS sooooorcia że nie pisałam ale wataha ogółem jakoś tak upadła, jeszcze w tym roku pisze egzamin więc w ogóle ;-; ale znalazłam chwile, wena przybyła i mam nadzieje że czesciej bede znajdować takie chwile ;) >
-P... - chciał coś powiedzieć Kill ale zaraz mu przerwałąm.
- Dobrze! Proszę bardzo! Leć sobie! Zostaw mnie tu - wybuchłam płaczem i od niechcenia stworzyłam portal. Byłam zła, nie wiedziałam co robię i dokąd prowadzi portal. Kail objął mnie skrzydłem i rzucił groźne spojrzenie Kill' owi, a ja wtuliłam się w futro brata płacząc. Kill stał i patrzył w portal. Widać było że nie jest przekonany i zbiera myśli. Wtedy z portalu ktoś wyskoczył. Nie wiedziałam co się dzieje. Spojrzałam na portal i z niedowierzaniem. Stał tam wielki czarny wilk. Miał czerwone znamiona i ślady krwi na futrze. Ale to nie była jego krew.. Jedno spojrzenie wystarczyło żebyśmy ja jak i Kail go poznali. Jedno spojrzenie wystarczyło żeby lęk przeszedł nas od stup do głów...
(po prawej -> czarny xD )
- Rakta - szepnęłam...
<Kill? I co teraz i co teraz xD Rakta przybył? Ale po co :o powodzenia ^^ PS sooooorcia że nie pisałam ale wataha ogółem jakoś tak upadła, jeszcze w tym roku pisze egzamin więc w ogóle ;-; ale znalazłam chwile, wena przybyła i mam nadzieje że czesciej bede znajdować takie chwile ;) >
Od Diego c.d. historii Terry
Wyczułem napięcie w jej głosie. Coś zaczęło dziać się dziać z powietrzem i ziemią wokół wadery.
-Nie chciałem cię przestraszyć albo być natrętny... ja tylko - język zaczął mi się plątać. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. W dodatku napięcie w otoczeniu ciągle rosło.
-Kim jesteś?!- zapytała ponownie wilczyca.
- Diego. -odpowiedziałem najmilszym tonem na jaki mogłem się wtedy zdobyć. Wilczyca milczała, najwyraźniej zastanawiając się co powinna teraz zrobić. Poczułem się trochę niepewnie. Coś w tej waderze wywoływało u mnie niepokój.
-A ty jesteś? - zapytałem nie wytrzymując już dłużej tego milczenia. Napięcie w powietrzu zelżało, ale wilczyca wciąż była spięta. Stała sztywno z pazurami wbitymi w ziemię i mięśniami przygotowanymi do ataku.
< Terry? Tylko go nie zabijaj default smiley xd Witam w watasze! 😊>
-Nie chciałem cię przestraszyć albo być natrętny... ja tylko - język zaczął mi się plątać. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. W dodatku napięcie w otoczeniu ciągle rosło.
-Kim jesteś?!- zapytała ponownie wilczyca.
- Diego. -odpowiedziałem najmilszym tonem na jaki mogłem się wtedy zdobyć. Wilczyca milczała, najwyraźniej zastanawiając się co powinna teraz zrobić. Poczułem się trochę niepewnie. Coś w tej waderze wywoływało u mnie niepokój.
-A ty jesteś? - zapytałem nie wytrzymując już dłużej tego milczenia. Napięcie w powietrzu zelżało, ale wilczyca wciąż była spięta. Stała sztywno z pazurami wbitymi w ziemię i mięśniami przygotowanymi do ataku.
< Terry? Tylko go nie zabijaj default smiley xd Witam w watasze! 😊>
wtorek, 17 lutego 2015
Od Alby cd hisotii Kail' a
- Teraz to już z nim nie wygrasz. Uparty, że ja nie mogę. – bąknęła
Mistaki. W ciągu tego dnia nieco lepiej ją poznałam i trochę się z nią
zżyłam.
- Jak możesz z nim na codzień wytrzymać? – zadrwiłam
- Czasem jest na prawdę trudno, na serio. – odpowiedziała kotka i potrząsnęła głową. Wpatrywałam się w Kaila oddalającego się pokracznie.
- O co mu wogóle chodzi? – spytałam wracając do zbierania owoców
- Ech, on ma swoje sprawy, które są tak zakręcone, że czasem nawet ja ich do końca nie rozumiem. – usiadła przy wejściu do jaskini. – Wystarczy, nie zbieraj już. – powiedziała cicho. Koszyk wypełniony owocami wstawiłam do wnętrza jaskini, a potem usiadłam obok Mistaki, która westchnęła głęboko.
- Co jest? – spytałam widząc, że Misi markotnieje
- Nic... – odrzekła wymijająco, a ja próbowałam otulić ją ramieniem, co było wyjątkowo trudne, bo aktualnie przybywała w postaci ducha. – Bo ja po prostu chcę dla Kaila jak najlepiej, a nie mam pojęcia jak mu pomóc. Wiele rzeczy mogłabym zmienić, ale jak? – mówiła powoli i smutnie
- Kail ma jakieś tam swoje poglądy na różne sprawy, których nie dasz rady zmienić. Pozatym widzę, że starasz się mu pomagać. Ale on sam jest już dorosły i chyba potrafi sam decydować o sobie. Myślę, że nie możesz przekroczyć pewnej granicy, bo uwierz mi, sporo dla niego robisz. – powiedziałam z uśmiechem, ale jej ciągle nie poprawił się humor. – Jest coś do roboty? – spytałam
- Raczej nie. – odpowiedziała. Weszłam trochę wgłąb jaskini poszukać czegoś mimo wszystko. Wszystko było jednak raczej wysprzątane, więc wróciłam do kota.
- Tak wogóle to mam iść? Bo tak tu jestem od jakichś dwudziestu czterech godzin i...
- Nie, nie, zostań. – odrzekła i spojrzała w moją stronę. – Alba, mam pomysł. – powiedziała z błyskiem w oczach
- Słucham panią.
- Ja pójdę za nim. Tak, żeby mnie nie zobaczył. Spróbuję jakoś go tu przyciągnąć, bo ja się o niego boję. Albo nie, po prostu będę w pobliżu. Tak więc nawet na łapę* mi będzie jak tu zostaniesz.
- Ale proszę, zrób to tak, aby nikt się o niczym nie dowiedział. Tylko ja i ty. – powiedziałam, a ona skinęła łebkiem na tak. Uśmiechnęła się dziarsko, stała się niewidzialna i... i nie wiem co, bo była niewidzialna. Zasiadłam przy wejściu do jaskini i zaczęłam „wzrastać” kwiatki. Zawsze fajnie jest sobie przypomnieć dawno nieużywane moce.
<Kail? *Mówi się, że coś jest na rękę, to u wilków chyba będzie że coś jest na łapę >
- Jak możesz z nim na codzień wytrzymać? – zadrwiłam
- Czasem jest na prawdę trudno, na serio. – odpowiedziała kotka i potrząsnęła głową. Wpatrywałam się w Kaila oddalającego się pokracznie.
- O co mu wogóle chodzi? – spytałam wracając do zbierania owoców
- Ech, on ma swoje sprawy, które są tak zakręcone, że czasem nawet ja ich do końca nie rozumiem. – usiadła przy wejściu do jaskini. – Wystarczy, nie zbieraj już. – powiedziała cicho. Koszyk wypełniony owocami wstawiłam do wnętrza jaskini, a potem usiadłam obok Mistaki, która westchnęła głęboko.
- Co jest? – spytałam widząc, że Misi markotnieje
- Nic... – odrzekła wymijająco, a ja próbowałam otulić ją ramieniem, co było wyjątkowo trudne, bo aktualnie przybywała w postaci ducha. – Bo ja po prostu chcę dla Kaila jak najlepiej, a nie mam pojęcia jak mu pomóc. Wiele rzeczy mogłabym zmienić, ale jak? – mówiła powoli i smutnie
- Kail ma jakieś tam swoje poglądy na różne sprawy, których nie dasz rady zmienić. Pozatym widzę, że starasz się mu pomagać. Ale on sam jest już dorosły i chyba potrafi sam decydować o sobie. Myślę, że nie możesz przekroczyć pewnej granicy, bo uwierz mi, sporo dla niego robisz. – powiedziałam z uśmiechem, ale jej ciągle nie poprawił się humor. – Jest coś do roboty? – spytałam
- Raczej nie. – odpowiedziała. Weszłam trochę wgłąb jaskini poszukać czegoś mimo wszystko. Wszystko było jednak raczej wysprzątane, więc wróciłam do kota.
- Tak wogóle to mam iść? Bo tak tu jestem od jakichś dwudziestu czterech godzin i...
- Nie, nie, zostań. – odrzekła i spojrzała w moją stronę. – Alba, mam pomysł. – powiedziała z błyskiem w oczach
- Słucham panią.
- Ja pójdę za nim. Tak, żeby mnie nie zobaczył. Spróbuję jakoś go tu przyciągnąć, bo ja się o niego boję. Albo nie, po prostu będę w pobliżu. Tak więc nawet na łapę* mi będzie jak tu zostaniesz.
- Ale proszę, zrób to tak, aby nikt się o niczym nie dowiedział. Tylko ja i ty. – powiedziałam, a ona skinęła łebkiem na tak. Uśmiechnęła się dziarsko, stała się niewidzialna i... i nie wiem co, bo była niewidzialna. Zasiadłam przy wejściu do jaskini i zaczęłam „wzrastać” kwiatki. Zawsze fajnie jest sobie przypomnieć dawno nieużywane moce.
<Kail? *Mówi się, że coś jest na rękę, to u wilków chyba będzie że coś jest na łapę >
wtorek, 3 lutego 2015
Od Kail' a cd historii Alby
Odsunąłem delikatnie jej łapę.
- Nie musiałaś - szepnąłem z bólem, który starałem się zamaskować jak tylko się da. Wadera popatrzyła na mnie z politowaniem któe tak bardzo mnie irytuje. Nie znoszę kiedy patrzy się na mnie jak na przegranego. - Nic już nie mów. Odpocznij.. - powiedziała cicho i uniosła delikatnie kącik warg. Już chciałem zaprzeczyć i wstać ale skarcił mnie Misi oczywiście w myślach
~ Nawet o tym nie myśl! Nie odzywaj się i śpij! I tak nie pozwolimy ci wyjść! - w sumie to ma racje. Trudno mi to przyznawać ale taka jest prawda. Poza tym mam za mało siły żeby cokolwiek zrobić. Szybko zasnąłem. Jak zwykle nawiedziły mnie koszmary więc nie powiem żebym się wyspał. Przespałem cały dzień. Obudziłem się dopiero o 20, albo coś koło tego. Wiedziałem że dzisiaj muszę wyjść wcześniej. W takim stanie oddalenie się dość daleko zajmie mi 2 razy tyle czasu co zawsze. Podniosłem lekko jedną powiekę. Dziewczyn nie było. I tak musiałbym się wymknąć więc stwierdziłem że to dobry moment. Podniosłem się z wielkim bólem ale nie mogłem dać zwyciężyć. Zrobiłem kilka kroków, bardzo powolnych kroków żeby podłapać równowagę. Trochę średnio mi to wyszło ale jako tako szedłem. Kierowałem się do wyjścia z jaskini. Coś czułem że nie będzie tak łatwo. Za rogiem wejścia stały obie samice i zbierały jakieś owoce. Cichaczem starałem się udać w drugą stronę ale średnio mi to wyszło...
- Kail? - powiedziała trochę zdziwiona Misi i w sekunde pojawiła się przed moim nosem - gdzie się wybierasz?
- Dobrze wiesz - rzuciłem sucho.
- Nie możesz wychodzić. Wracaj tam i odpoczywaj - podeszła wadera.
- Nic mi nie jest. Muszę iść.
- Kail! Nie możesz! - zdenerwowała się Alba
- Muszę! - warknąłem
- Kail... Może faktycznie powinieneś zostać? - spytała Mistaki. Strasznie mnie tym zdenerwowała.
- Dobrze wiesz czemu muszę iść! I wiesz że muszę! Więc zostaw mnie w spokoju i daj mi iśc jeśli chcecie jeszcze żyć! - rzuciłem jej gniewne spojrzenie. Byłem wściekły. Dobrze zna te historie! Po co tak gada skoro wie że to nie możliwe!
- Przynajmniej daj mi z tobą iść! - upierała się kocica.
- Nie! Nie możesz! Nikt nie może! To zbyt ryzykowne!
- Kail... Poradzę sobie. Wiesz że... - kontynuowała ale ja nie chciałem jej słuchać.
- Nie chce ci zrobić krzywdy! - krzyknąłem.
- Ukryje cię. Chce mieć cię tylko na oku...
- Jak chcesz się ukryć?! On wie dokładnie to co ja, widzi to co ja i czuje to co ja! On to ja! Nie ukryjesz się! A ja nie wybaczę sobie jeśli tobie albo jej się coś stanie! - krzyknąłem i odbiegłem. To musiało wyglądac bardzo pokracznie bo co chwile się potykałem i nie miałem tyle sił żeby faktycznie biec więc to był taki szybki chód w którym się co chwila potykałem. Po chwili zwolniłem. Nie dałbym rady dalej biec ale chciałem żeby myślały że odbiegłem i mnie nie goniły. Nie mogły ze mną iść...
<Alba? Tylko on faktycznie musi iść ;) >
- Nie musiałaś - szepnąłem z bólem, który starałem się zamaskować jak tylko się da. Wadera popatrzyła na mnie z politowaniem któe tak bardzo mnie irytuje. Nie znoszę kiedy patrzy się na mnie jak na przegranego. - Nic już nie mów. Odpocznij.. - powiedziała cicho i uniosła delikatnie kącik warg. Już chciałem zaprzeczyć i wstać ale skarcił mnie Misi oczywiście w myślach
~ Nawet o tym nie myśl! Nie odzywaj się i śpij! I tak nie pozwolimy ci wyjść! - w sumie to ma racje. Trudno mi to przyznawać ale taka jest prawda. Poza tym mam za mało siły żeby cokolwiek zrobić. Szybko zasnąłem. Jak zwykle nawiedziły mnie koszmary więc nie powiem żebym się wyspał. Przespałem cały dzień. Obudziłem się dopiero o 20, albo coś koło tego. Wiedziałem że dzisiaj muszę wyjść wcześniej. W takim stanie oddalenie się dość daleko zajmie mi 2 razy tyle czasu co zawsze. Podniosłem lekko jedną powiekę. Dziewczyn nie było. I tak musiałbym się wymknąć więc stwierdziłem że to dobry moment. Podniosłem się z wielkim bólem ale nie mogłem dać zwyciężyć. Zrobiłem kilka kroków, bardzo powolnych kroków żeby podłapać równowagę. Trochę średnio mi to wyszło ale jako tako szedłem. Kierowałem się do wyjścia z jaskini. Coś czułem że nie będzie tak łatwo. Za rogiem wejścia stały obie samice i zbierały jakieś owoce. Cichaczem starałem się udać w drugą stronę ale średnio mi to wyszło...
- Kail? - powiedziała trochę zdziwiona Misi i w sekunde pojawiła się przed moim nosem - gdzie się wybierasz?
- Dobrze wiesz - rzuciłem sucho.
- Nie możesz wychodzić. Wracaj tam i odpoczywaj - podeszła wadera.
- Nic mi nie jest. Muszę iść.
- Kail! Nie możesz! - zdenerwowała się Alba
- Muszę! - warknąłem
- Kail... Może faktycznie powinieneś zostać? - spytała Mistaki. Strasznie mnie tym zdenerwowała.
- Dobrze wiesz czemu muszę iść! I wiesz że muszę! Więc zostaw mnie w spokoju i daj mi iśc jeśli chcecie jeszcze żyć! - rzuciłem jej gniewne spojrzenie. Byłem wściekły. Dobrze zna te historie! Po co tak gada skoro wie że to nie możliwe!
- Przynajmniej daj mi z tobą iść! - upierała się kocica.
- Nie! Nie możesz! Nikt nie może! To zbyt ryzykowne!
- Kail... Poradzę sobie. Wiesz że... - kontynuowała ale ja nie chciałem jej słuchać.
- Nie chce ci zrobić krzywdy! - krzyknąłem.
- Ukryje cię. Chce mieć cię tylko na oku...
- Jak chcesz się ukryć?! On wie dokładnie to co ja, widzi to co ja i czuje to co ja! On to ja! Nie ukryjesz się! A ja nie wybaczę sobie jeśli tobie albo jej się coś stanie! - krzyknąłem i odbiegłem. To musiało wyglądac bardzo pokracznie bo co chwile się potykałem i nie miałem tyle sił żeby faktycznie biec więc to był taki szybki chód w którym się co chwila potykałem. Po chwili zwolniłem. Nie dałbym rady dalej biec ale chciałem żeby myślały że odbiegłem i mnie nie goniły. Nie mogły ze mną iść...
<Alba? Tylko on faktycznie musi iść ;) >
poniedziałek, 2 lutego 2015
Od Alby cd historii Kail' a
- Alba? – usłyszałam głosik z wnętrza jaskini
- Ach, tu jestem. – powiedziałam i odwróciłam się w stronę Mistaki.
- Chodź. – szybkim krokiem wyszła z jaskini
- Co jest? – spytałam kotkę i poszłam za nią
- Chodzi o Kaila. On... nocami się włóczy... um, nie ważne, chodź. – rozporządziła i przyśpieszyła kroku, a ja za nią. Szłyśmy szybko (albo nawet biegłyśmy) w ciszy przez jakiś czas. W końcu kotka zauważyła wilka i zawołała – Tam jest! – pokazała łapką na leżącego wilczura. Był nim Kail. Podeszłyśmy do niego. Cały był posiniaczony, jego jedna łapa krwawiła, a sam był ledwo żywy. Ten widok na chwilę odebrał mi mowę, a potem jednocześnie chciałam zapytać czy bardzo go boli, co mam robić i co mu się stało. Mimo wszystko wybrałam jeszcze inną opcję. Wzięłam go na grzbiet, mimo że próbował zaprzeczyć i chciał iść sam, co było pomysłem bardzo śmiesznym.
- Prowadź, nie pamiętam drogi. – rzekłam do Mistaki, a ona pokiwała głową i pospiesznie wróciła do jaskini. A ja oczywiście musiałam za nią pędzić. Bardzo mało mówiłam. Myślałam o Kailu i o tym, co mu się stało. Czarne myśli siedziały w mojej głowie. Weszliśmy do jaskini. Delikatnie położyłam wilka na posłaniu z mchu. Mistaki biegała tam i spowrotem nie wiedząc co robić, a ja magią próbowałam tamować ranę na łapie, łagodzić zadrapania, ale moje moce były zdecydowanie za małe. On natomiast nie odzywał się. Czułam, że wszystko go boli, ale nie okazywał tego. Przypomniałam sobie coś.
- Kail, zaraz wracam. Nie ruszaj się i staraj się trzymać łapę w górze. Kocie, pilnuj go. – powiedziałam spokojnie i biegiem rzuciłam się w stronę mojej „skrytki” na zioła i mikstury, przy rzece. Biegłam starając się zapamiętać drogę. Na szczęście trafiłam do tego miejsca, wzięłam wszystko, co mogłoby się przydać, by chociaż trochę zmniejszyć ból Kaila. Zdyszana, z różnymi rzeczami w pysku biegłam spowrotem do jaskini poturbowanego. Wbiegłam nagle do owej jaskini. Mistaki przestraszyła się, ale posłusznie oddaliła się trochę, pozwalając mi pomóc skrzydlatemu. Polewałam rany miksturami i wcierałam w nie zioła tak szybko jak mogłam. Po parunastu minutach z tych największych ran już nie sączyła się krew, a te mniejsze stały się jeszcze mniejsze. Westchnęłam i oddaliłam się nieco w głąb jaskini. Byłam z siebie trochę... dumna. Basior wstał. Syknął, łapa jeszcze go bolała. W jaskini było cicho i... dziwnie. Tak jakby każdy się bał czegokolwiek powiedzieć.
- Nie współczuj mi. – powiedział w końcu Kail. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zasłoniłam mu buzię.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się delikatnie.
<Kail? :3>
- Ach, tu jestem. – powiedziałam i odwróciłam się w stronę Mistaki.
- Chodź. – szybkim krokiem wyszła z jaskini
- Co jest? – spytałam kotkę i poszłam za nią
- Chodzi o Kaila. On... nocami się włóczy... um, nie ważne, chodź. – rozporządziła i przyśpieszyła kroku, a ja za nią. Szłyśmy szybko (albo nawet biegłyśmy) w ciszy przez jakiś czas. W końcu kotka zauważyła wilka i zawołała – Tam jest! – pokazała łapką na leżącego wilczura. Był nim Kail. Podeszłyśmy do niego. Cały był posiniaczony, jego jedna łapa krwawiła, a sam był ledwo żywy. Ten widok na chwilę odebrał mi mowę, a potem jednocześnie chciałam zapytać czy bardzo go boli, co mam robić i co mu się stało. Mimo wszystko wybrałam jeszcze inną opcję. Wzięłam go na grzbiet, mimo że próbował zaprzeczyć i chciał iść sam, co było pomysłem bardzo śmiesznym.
- Prowadź, nie pamiętam drogi. – rzekłam do Mistaki, a ona pokiwała głową i pospiesznie wróciła do jaskini. A ja oczywiście musiałam za nią pędzić. Bardzo mało mówiłam. Myślałam o Kailu i o tym, co mu się stało. Czarne myśli siedziały w mojej głowie. Weszliśmy do jaskini. Delikatnie położyłam wilka na posłaniu z mchu. Mistaki biegała tam i spowrotem nie wiedząc co robić, a ja magią próbowałam tamować ranę na łapie, łagodzić zadrapania, ale moje moce były zdecydowanie za małe. On natomiast nie odzywał się. Czułam, że wszystko go boli, ale nie okazywał tego. Przypomniałam sobie coś.
- Kail, zaraz wracam. Nie ruszaj się i staraj się trzymać łapę w górze. Kocie, pilnuj go. – powiedziałam spokojnie i biegiem rzuciłam się w stronę mojej „skrytki” na zioła i mikstury, przy rzece. Biegłam starając się zapamiętać drogę. Na szczęście trafiłam do tego miejsca, wzięłam wszystko, co mogłoby się przydać, by chociaż trochę zmniejszyć ból Kaila. Zdyszana, z różnymi rzeczami w pysku biegłam spowrotem do jaskini poturbowanego. Wbiegłam nagle do owej jaskini. Mistaki przestraszyła się, ale posłusznie oddaliła się trochę, pozwalając mi pomóc skrzydlatemu. Polewałam rany miksturami i wcierałam w nie zioła tak szybko jak mogłam. Po parunastu minutach z tych największych ran już nie sączyła się krew, a te mniejsze stały się jeszcze mniejsze. Westchnęłam i oddaliłam się nieco w głąb jaskini. Byłam z siebie trochę... dumna. Basior wstał. Syknął, łapa jeszcze go bolała. W jaskini było cicho i... dziwnie. Tak jakby każdy się bał czegokolwiek powiedzieć.
- Nie współczuj mi. – powiedział w końcu Kail. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zasłoniłam mu buzię.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się delikatnie.
<Kail? :3>
sobota, 31 stycznia 2015
Od Kail' a cd historii Alby
Ocknąłem się w jakiejś totalnej dziczy. Wszędzie było ciemno. Rozejrzałem się ale nic nie było widać. Po chwili zrozumiałem. Jestem w jaskini. Podniosłem się z zamiarem znalezienia wyjścia ale moja morda w szybkim tempie znalazła się na ziemi. Byłem cały posiniaczony, a przez prawie całą lewą przednią łapę szła długa nadal krwawiąca rana. Poza tym liczne zadrapania i bóle w mięśniach.
- W co ten debil się wpakował?! - mruknąłem do siebie. Podjąłem druga próbę wstania. Co prawda bez użycia krwawiącej łapy nie było najłatwiej ale totalnie straciłem w niej czucie. Przeszła mnie nienawiść do tego idioty, ale to był aktualnie mój najmniejszy problem. Przypomniało mi się że zostawiłem w naszej jaskini Albę i nie powiedziałem jej kiedy wrócę. Nie wspomniałem nawet że wychodzę... Musiałem wracać a co najgorsze nie wiedziałem która jest godzina... Znalazłem w sobie jeszcze trochę siły i ruszyłem przed siebie. Skupiłem się na chwile i wyczuliłem zmysły. Starałem się poczuć jakikolwiek ślad, znak czy coś w tym stylu byle by wskazywało wyjście. Poczułem lekki wietrzyk i słyszałem żołędzie spadające przez niego z drzew. Teraz wiedziałem przynajmniej gdzie mniej więcej się kierować. Długi czas zajęło mi kusztykanie na trzech łapach do wyjścia ale w końcu się udało. Byłem padnięty ale świadomość że zostawiłem waderę samą, bez słowa nie dawała mi spokoju. Resztką sił wywlokłem się z jaskini. Rozejrzałem się, ale nie mogłem skojarzyć otoczenia. Przez co najmniej 10 minut starałem się ogarnąć co się dzieje i gdzie jestem. Zaczęło mi się kręcić w głowie. To pewnie przez ilość obrażeń ale nie mogłem się poddać. W końcu przypomniały mi się te tereny i w miarę wiedziałem gdzie mam iść. Moje zmysły nawet wyostrzone miały się koszmarnie. Co chwilę przed oczami pojawiały mi się plamy albo nic nie słyszałem. Łapy też odmawiały posłuszeństwa. Zebrałem w sobie siłę i trochę na w pól świadomy tego co robię poszedłem przed siebie. Wlekąc się usłyszałem głos w mojej głowie. To była Misi
~ Kail? Co sie z tobą dzieje? Alba zaczęła coś podejrzewać! - powiedziała szybko. Chyba przejrzała moje myśli bo po chwili dodała - Co ci się stało?! Matko! Gdzie jesteś? - spytała przerażona.
- Nic mi nie jest... Zaraz będę. Wymyśl coś tak żeby nic nie podejrzewała.
~ Kail... Może lepiej jak ci pomoże.. Przecież wiem że ledwo stoisz! Nie dasz rasy tu dojść!
- Nic mi nie będzie! A ona ma nic nie wiedzieć! Im mniej wie tym dla niej lepiej...
~ Ale, Kail!
- Nie!! - krzyknąłem i zużyłem na to chyba wszystkie pokłady siły jakie we mnie były. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a ciało bezwładnie padło na ziemię. Usłyszałem tylko cichy głos Mistaki:
~ Kail?! Zaraz tam będę!
<Alba? Przepraszam że tak długo ale nie bardzo mogłam wcześniej odpisywać :c >
- W co ten debil się wpakował?! - mruknąłem do siebie. Podjąłem druga próbę wstania. Co prawda bez użycia krwawiącej łapy nie było najłatwiej ale totalnie straciłem w niej czucie. Przeszła mnie nienawiść do tego idioty, ale to był aktualnie mój najmniejszy problem. Przypomniało mi się że zostawiłem w naszej jaskini Albę i nie powiedziałem jej kiedy wrócę. Nie wspomniałem nawet że wychodzę... Musiałem wracać a co najgorsze nie wiedziałem która jest godzina... Znalazłem w sobie jeszcze trochę siły i ruszyłem przed siebie. Skupiłem się na chwile i wyczuliłem zmysły. Starałem się poczuć jakikolwiek ślad, znak czy coś w tym stylu byle by wskazywało wyjście. Poczułem lekki wietrzyk i słyszałem żołędzie spadające przez niego z drzew. Teraz wiedziałem przynajmniej gdzie mniej więcej się kierować. Długi czas zajęło mi kusztykanie na trzech łapach do wyjścia ale w końcu się udało. Byłem padnięty ale świadomość że zostawiłem waderę samą, bez słowa nie dawała mi spokoju. Resztką sił wywlokłem się z jaskini. Rozejrzałem się, ale nie mogłem skojarzyć otoczenia. Przez co najmniej 10 minut starałem się ogarnąć co się dzieje i gdzie jestem. Zaczęło mi się kręcić w głowie. To pewnie przez ilość obrażeń ale nie mogłem się poddać. W końcu przypomniały mi się te tereny i w miarę wiedziałem gdzie mam iść. Moje zmysły nawet wyostrzone miały się koszmarnie. Co chwilę przed oczami pojawiały mi się plamy albo nic nie słyszałem. Łapy też odmawiały posłuszeństwa. Zebrałem w sobie siłę i trochę na w pól świadomy tego co robię poszedłem przed siebie. Wlekąc się usłyszałem głos w mojej głowie. To była Misi
~ Kail? Co sie z tobą dzieje? Alba zaczęła coś podejrzewać! - powiedziała szybko. Chyba przejrzała moje myśli bo po chwili dodała - Co ci się stało?! Matko! Gdzie jesteś? - spytała przerażona.
- Nic mi nie jest... Zaraz będę. Wymyśl coś tak żeby nic nie podejrzewała.
~ Kail... Może lepiej jak ci pomoże.. Przecież wiem że ledwo stoisz! Nie dasz rasy tu dojść!
- Nic mi nie będzie! A ona ma nic nie wiedzieć! Im mniej wie tym dla niej lepiej...
~ Ale, Kail!
- Nie!! - krzyknąłem i zużyłem na to chyba wszystkie pokłady siły jakie we mnie były. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a ciało bezwładnie padło na ziemię. Usłyszałem tylko cichy głos Mistaki:
~ Kail?! Zaraz tam będę!
<Alba? Przepraszam że tak długo ale nie bardzo mogłam wcześniej odpisywać :c >
wtorek, 27 stycznia 2015
Od Terry
Jest noc. Siedzę na jakimś wzgórzu i wpatruję się w gwiazdy jak zahipnotyzowana. Zaczynam nucić piosenkę, którą zawsze śpiewała mi mama... Szkoda, że jej tu teraz nie ma... Łapię za wisiorek w kształcie gwiazdy i zaczynam szlochać. Nagle strzygę uszami i powoli wstaję... Wyczuwam czyjąś obecność... Wycieram łzy i uspokajam się, przynajmniej tak mi się zdaje. Teraz jestem pewna, że ktoś za mną stoi.
- Gwiazdy są piękne, prawda? - powoli wstaję i rozkładam skrzydła - Zawsze przywołują wspomnienia... - Wokoło moich skrzydeł zaczyna zbierać się ciepłe powietrze. Są gotowe do samozapłonu. - Kim jesteś i jak długo tu stoisz? - pytam szykując truciznę w kłach i pazurach.
<Ktokolwiek?>
- Gwiazdy są piękne, prawda? - powoli wstaję i rozkładam skrzydła - Zawsze przywołują wspomnienia... - Wokoło moich skrzydeł zaczyna zbierać się ciepłe powietrze. Są gotowe do samozapłonu. - Kim jesteś i jak długo tu stoisz? - pytam szykując truciznę w kłach i pazurach.
<Ktokolwiek?>
poniedziałek, 26 stycznia 2015
czwartek, 8 stycznia 2015
Od Kill'a cd historii Ines
Poczułem się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę. Brat?! I dopiero teraz mi o tym powiedzieli?! Wyszedłem na idiotę... Ale cóż, czasu nie cofnę, a Kail'a nie polubię, choćby był nie wiadomo kim. Z wrażenia usiadłem na ziemi i spojrzałem najpierw na Ines, a później na jej... Brata.
- Ło k***a... - mruknąłem - No to nieźle.
Kail podszedł bliżej i poklepał mnie po ramieniu. Oczywiście, nie spodobał mi się ten gest i cicho warknąłem na basiora.
- Meh... Musisz trochę wyluzować - stwierdził - Co ty, myślałeś, że my razem kręcimy?
- Śmiejcie się, śmiejcie - burknąłem.
Widziałem, że Kail z trudem powstrzymuje śmiech. Ines nic nie mówiła, jedynie patrzyła na mnie ze politowaniem. A ból w tylnej łapie odezwał się w najbardziej nieodpowiednim momencie. Skrzywiłem się, ale odwróciłem głowę, aby oni tego nie widzieli. Chcę tylko wrócić do domu, do Kimmy. Nie chcę wojny, ale nie chcę im też w tej wojnie przeszkadzać. Zacisnąłem zęby, żeby wilki nie domyśliły się, że coś mi dolega.
- Ines, portal - wysyczałem cicho - Szybko.
<Ines?>
- Ło k***a... - mruknąłem - No to nieźle.
Kail podszedł bliżej i poklepał mnie po ramieniu. Oczywiście, nie spodobał mi się ten gest i cicho warknąłem na basiora.
- Meh... Musisz trochę wyluzować - stwierdził - Co ty, myślałeś, że my razem kręcimy?
- Śmiejcie się, śmiejcie - burknąłem.
Widziałem, że Kail z trudem powstrzymuje śmiech. Ines nic nie mówiła, jedynie patrzyła na mnie ze politowaniem. A ból w tylnej łapie odezwał się w najbardziej nieodpowiednim momencie. Skrzywiłem się, ale odwróciłem głowę, aby oni tego nie widzieli. Chcę tylko wrócić do domu, do Kimmy. Nie chcę wojny, ale nie chcę im też w tej wojnie przeszkadzać. Zacisnąłem zęby, żeby wilki nie domyśliły się, że coś mi dolega.
- Ines, portal - wysyczałem cicho - Szybko.
<Ines?>
niedziela, 4 stycznia 2015
Od Alby cd historii Kaila
Obudziłam się wcześnie rano. Do jaskini wdarł się zimny wiatr. Nie chciało mi się nigdzie przenosić, bo było mi bardzo wygodnie, ale jeśli nie chciałam zmarznąć to musiałam się przekokosić głębiej w jaskinię. Leniwie otworzyłam oczy i powłóczyłam łapami tam, gdzie wiatr nie docierał. Położyłam się tam i zamknęłam oczy. Po chwili sobie coś uświadomiłam. W chwili otrzeźwiałam i otworzyłam szeroko oczy.
- Kail? - wstałam i wyjrzałam z jaskini. Było jeszcze ciemno. - Kail? - powiedziałam trochę głośniej. Usłyszałam mruknięcie i ziewnięcie. Nie miałam pojęcia skąd dochodzi. Kaila nie było. Zaniepokoiłam się. Rozejrzałam się jeszcze raz. Nikogo nie zauważyłam.
- Och, Alba. - usłyszałam znajomy głos. Przedemną wyłonił się kot.
- Gdzie jest Kail? - zapytałam niespokojnie
- On, on, on zaraz wróci. Poszedł się chyba załatwić. – powiedziała Mistaki, a ja odetchnęłam.
- No tak, a ja odrazu się przeraziłam, że coś się stało... ach, chyba jestem nadopiekuńcza. – powiedziałam spokojnie. Ona popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Martwiłaś się o niego?
- Znaczy, ten, no... trochę. – oblałam się rumieńcem. – Teraz już nie zasnę. Pójdę może coś upolować?
- Nie, nie! Zostań. Spróbuj zasnąć. – jej twarzyczka wyrażała jakby przerażenie.
- Um, ok. Ale mówię, że nie zasn...
- Spróbuj. – przerwała i rozpłynęła się w powietrzu.
- No dobra. – odrzekłam. Położyłam się i skubałam mech na ścianie. Wiedziałam, że nie zasnę. Znowu wrócił do mnie niepokój. Kail nie wracał. Najciszej jak tylko mogłam wstałam i wyjrzałam czy nie ma go gdzieś przy jaskini. Nie. Usiadłam przed wejściem do jaskini i zaczęłam się zastanawiać gdzie może być.
<Kail?>
- Kail? - wstałam i wyjrzałam z jaskini. Było jeszcze ciemno. - Kail? - powiedziałam trochę głośniej. Usłyszałam mruknięcie i ziewnięcie. Nie miałam pojęcia skąd dochodzi. Kaila nie było. Zaniepokoiłam się. Rozejrzałam się jeszcze raz. Nikogo nie zauważyłam.
- Och, Alba. - usłyszałam znajomy głos. Przedemną wyłonił się kot.
- Gdzie jest Kail? - zapytałam niespokojnie
- On, on, on zaraz wróci. Poszedł się chyba załatwić. – powiedziała Mistaki, a ja odetchnęłam.
- No tak, a ja odrazu się przeraziłam, że coś się stało... ach, chyba jestem nadopiekuńcza. – powiedziałam spokojnie. Ona popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Martwiłaś się o niego?
- Znaczy, ten, no... trochę. – oblałam się rumieńcem. – Teraz już nie zasnę. Pójdę może coś upolować?
- Nie, nie! Zostań. Spróbuj zasnąć. – jej twarzyczka wyrażała jakby przerażenie.
- Um, ok. Ale mówię, że nie zasn...
- Spróbuj. – przerwała i rozpłynęła się w powietrzu.
- No dobra. – odrzekłam. Położyłam się i skubałam mech na ścianie. Wiedziałam, że nie zasnę. Znowu wrócił do mnie niepokój. Kail nie wracał. Najciszej jak tylko mogłam wstałam i wyjrzałam czy nie ma go gdzieś przy jaskini. Nie. Usiadłam przed wejściem do jaskini i zaczęłam się zastanawiać gdzie może być.
<Kail?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)