Powoli się budzę. Chcę otworzyć oczy, ale zakrzepła krew nie pozwala mi tego zrobić. Oblizuję suche wargi i walczę z oczami trąc je. W końcu rozglądam się i wymiotuję. Krew, krew i ciała. Nie wytrzymuję tego widoku. Uciekam.
Po przebiegnięciu kilkudziesięciu kilometrów upadam w jakimś lasku. Nie wytrzymam długo w tym świecie. Shervana, znajdź mnie, proszę!
<Brak weny całkowity przewlekły... Shervana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz