Ściągnęłam policzki.
- A jeżeli, to co? - pytam, regulując prędkość agonii ślimaka.
- Dostaniesz Ją.
Nie widzę go. On mnie też nie widzi. Oboje trzymamy się cienia.
Przygryzam wargę z podekscytowania. Wilk W Czerni wciąż trzyma dłonie na
klindze bułata wbitego w ziemię między nami. Nie ufa mi. Ha, nie wie,
że JA wzajemnie.
- Dostanę Ją?
Ale co się stanie, jak ją dostanę? Ona jest materialnym, dobrem,
skumulowaną dobrą energią, a ja... Jej odwrotnością. Uśmiecham się w
cieniu. Dalej bawię się ślimakiem. Podrzucam go i przecinam... w jaki
sposób on jeszcze żyje? Dalej zastanawiam się w ciszy. Czy wtedy ona się
spali? A może to ja się spalę. Ale to moje największe marzenie... no
właśnie, marzenie. Co zrobię, jak nawe marzenia nie będę miała? I tak
przez wieki... Nie, lepiej ścigać ją przez całe życie.
- Więc?
Jestem PEWNA, że tam się uśmiecha, w ciemności. Uah, jak ja go nienawidzę!
- Nie. - mówię, jednoczeście zaciskając pięść.
I tak skończyła się agonia ślimaka, i... moja przy okazji. Wilk W Czerni
rzucił się na mnie. przywołałam najśmiejsze, nie testowane pułapki, i
noże, i siekiery, ale on się uzdrawiał. Jego dusza była... nie, jego
dusza była m a r t w a! Ona już nie istniała! Ale i ja już wtedy nie
istniałam.
Obudziłam się... obok siebie. Widziałam swoją skorupę, swoje dawne,
śmiertelne ciało, i czułam, jak przez moją duszę przesiąka nienawiść.
Czysta nienawiść, do samej siebie, do całego świata. Czysta nienawiść,
która jest najcenniejszą substancją tego czasu. Czysta nienawiść, która
rośnie i rośnie, a na końcu wypiera wszystko inne, która jest chorobą
niszczącą nas od środka. Jest zarazą, zatruwającą życie innym. Stojąc
tak, i czując, jak zaczynam wszystko rozumieć, jak moja lodowata logika
otwiera kolejne drzwi, poczułam, że to białe ścierwo, które się przede
mną rozciąga, musi przestać istnieć. Stworzyłam wszystko, co mogło je
zniszczyć. I zniszczyłam je. Tej samej nocy wyruszyłam gdziekolwiek. Tej
samej nocy, dołączyłam tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz