wtorek, 15 października 2013

Od Emersit'a cd historii Shervany

Leżę, myśląc o tym, ile czasu zajmie mi zgnicie. Nagle czuję taki ból w skroniach, że zaczynam uderzać głową w kamienną posadzkę i wyć ile sił w płucach. Kiedy wszystko ustaje, w moim umyśle zakwita wiadomość. Wiadomość od Shervany. To nie pomaga. Jak?! Jak wybrać, jak...?! Opadłem na kamień. N i e  m o g ę, i nie umiem wybrać. A może nie chcę? Chwytam kamień "kredowy" i zaczynam rysować nim po kamiennej posadzce. Rysuję z taką pasją, taką gracją, takim... wyczuciem, że zajmuje mi to kilkadziesiąt minut. Dokładnie wiem, gdzie, jak i jakiej długości narysować kolejną linię, ale nie wiem po co. Kiedy jest idealna, zajmuję się kolejną. Niespodziewanie rysunek zaczyna zajmować coraz więcej miejsca. Biegam, dobierając idealne miejsca, na kolejne linie. Nie umiem już objąć wzrokiem całego rysunku. Teraz - teraz czas na ostatnią linię. Z nabożeństwem podchodzę do miejsca, które jest JEJ miejscem. Ostatni zgrzyt kamienia - nie kamienia, mojego pazura, kamień właśnie zmienił się w piasek. Teraz wiem, że skończyłem, i zrobiłem to co miałem i musiałem zrobić. Et pojawia się pod postacią ptaka i porywa mnie wysoko, wysoko pod sufit. Teraz widzę, widzę co narysowałem. Dwie kryształowe łzy spadają z wysokości dokładnie nad nos narysowanej Shervany. Wiem... wiem, że...
Wybrałem.

<Shervana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy