- Czekaj, czekaj. Co?! Naix?
O co jej chodzi? Co się stało?
- Wataszce demonów?! Shervana, nie jesteś Demonem, jesteś Alfą Watahy Black Night, nie jesteśmy na polowaniu, tylko w dziurze, nad nami szaleje śnieżyca, a ja nie jestem żadnym Naix'em tylko Emersit'em! Pamiętasz, jak spaliłem nogę gigantycznemu elfowi z czekolady, jak gonił nas pociąg bez maszynisty i jak Cię spotkałem w Lesie Ke'rei, a Ty zaprosiłaś mnie do tej watahy?! - zacząłem się trząść, krzyczeć i mocno gestykulować. - Pamiętasz, Shervana?!
- Nie. Ale fajna ta historyjka!
- Nie taką Cię kochałem...
Wtedy, kiedy ze złości i bezsilności prawie zacząłem płakać, właśnie wtedy usłyszałem... nie nie usłyszałem, ja POCZUŁEM cichy, przeraźliwy i trujący pisk, taki wysoki, niszczący zmysły. Upadłem i przestałem się ruszać. Ostatnim, co widziałem, był wilk... nie, nie wilk, Demon wychodzący z ciemności tunelu, uśmiechający się i mruczący:
- Shervana.
- Naix! - wadera była uradowana, podbiegła do basiora i...
<Shervanku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz