środa, 2 października 2013

Od Raquel'a

Blue siedziała w jaskini ze szczeniakami. Postanowiłem pójść po coś do jedzenia dla mojej partnerki. Na dworze szalała śnieżyca, płatki śniegu wpadały mi do oczu. Było mi potwornie zimno. W pobliżu jaskini znalazłem tylko mizernie wyglądający krzaczek z jagódkami. Poszedłem więc dalej, licząc nawet na mięso. Zapuściłem się aż ZA DALEKO...
Trafiłem do wielkiego, mroźnego lasu. Z każdym krokiem było mi coraz zimniej. Niemal czułem, jak krew przestaje we mnie krążyć. Lecz pomyślałem o głodnej Blue i pobiegłem dalej. Aż natrafiłem na niego. Niedźwiedzia. W kłębie miał ze dwa metry. Pazury miał ogromne jak miecze. Zawarczałem i najeżyłem sierść najmocniej jak mogłem. Ukazałem swoje zęby i spróbowałem zastraszyć przeciwnika mimo przejmującego mrozu. Bestia nie wzięła sobie do serca tego ostrzeżenia. Jednym ruchem monstrualnej łapy rozorała mi cały bok. Niedźwiedź ryknął na mnie najgłośniej jak tylko potrafił. Oświadczył w ten sposób całemu światu, że zwyciężył. Po czym odszedł i zostawił mnie zdanego na siebie. Leżałem bezwładnie na lodowatym mrozie niezdolny do żadnego ruchu. Śnieg wokół mnie robił się coraz bardziej czerwony. Usłyszałem lekkie, ale szybkie kroki pędzące w moją stronę. To była Blue.
-Raquel! Raquel!-krzyczała z rozpaczą - nic ci nie jest?
-Nie. Umieram tutaj z mrozu i braku krwi i nic mi nie jest - ostatkami sił odpowiadałem - gdzie są dzieci?
-Z opiekunką - odpowiedziała.
W tym momencie poczułem się bardzo słaby.
-Blue...zajmij...się...szczenia- tylko tyle zdołałem wykrztusić.
Usłyszałem jeszcze tylko płacz Blue, po czym zmarłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy