Nadal lustrując wzorkiem okolicę, uśmiechnąłem się lekko pod nosem, jakby na próbę. Ostatnimi czasy trudno było u mnie zobaczyć ten gest, a teraz wyglądał on jakbym sam nie był pewny tego co robię lub robiłbym to pierwszy raz. Musiałem wyglądać jak kretyn, ale nie przejmowałem się tym jakoś.
- Jeśli ma się akurat szczęście. - mruknąłem i spokojnie ruszyłem przed siebie, obserwując jak trawa zmienia kolor jakby jakieś dziecko bawiło się pędzlem.
- Widzę, że jesteś bardzo zadowolony z tego... - urwała na chwilę nie mogąc znaleźć słowa. - ... landrynkowego czegoś.
Wskazała łapą świat, a ja skinąłem pyskiem nadal nie przestając się szczerzyć.
- Przynajmniej coś się dzieje.
Na jej ciche parsknięcie udało mi się wydobyć z siebie nawet coś na kształt chichotu połączonego z kaszlem, a potem przeradzającego się w krzyk, gdy fioletowa trawa zaczęła barwić moje łapy...
< Argona? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz