Wylądowaliśmy w pięknym, ale nieznanym nam miejscu.
-Nie wiem... - powiedziałam cicho. Rozglądałam się zdumiona. Nie wiem
jak długo to trwało, ale nagle oprzytomniałam i spojrzałam na Kinaja.
-O matko! Kinaj! - wrzasnęłam. Mój towarzysz leżał na wpół przytomny na
ziemi. Był cały siny. - Jezu... Kinaj! Słyszysz mnie?! Halo!
-Szłysz... - wymamrotał. - Dejla? Co się ze mną dzieje? Pomóż mi, proszę...
-Staram się... Oddychaj głęboko i spokojnie. Nie zamykaj oczu - wydawałam komendy. - Nie usypiaj. Kinaj!
Oddychanie trochę poskutkowało. Przybrał normalną barwę, ale nadal do
końca nie kontaktował. Dotknęłam jego boku, był strasznie rozpalony.
Przywołałam chłodny deszcz, aby schłodzić basiora. Po chwili Kinaj był
trochę chłodniejszy.
-Kinaj... - powiedziałam spokojnie. - Słyszysz mnie?
-Słabo... - szepnął i stracił przytomność.
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Przerażona zaczęłam potrząsać
nim. Krzyczałam. Byłam sama w miejscu, którego nie znałam z umierającym
basiorem.
-Kinaj! Proszę cię! Nie umieraj! Nie możesz! Błagam... Nie zostawiaj
mnie tu! Nie teraz... Nie tu... Kinaj... Polubiłam cię i to bardzo przez
te wszystkie przygody. Chyba się w tobie zakochałam... Wiem, teraz nie
ma to znaczenia, teraz liczy się twoje życie... Proszę... - wtuliłam się
w jego futro, żeby nie czuł się samotnie w tak trudnych chwilach. Być
może ostatnich. Nie mogłam nic więcej zrobić oprócz modlenia się i
błagania. Leżałam tak wtulona w niego i rozpłakałam się na dobre... Nie
wiem ile przepłakałam, ale nie poczułam nawet jak Kinaj zaczął się
ruszać i otworzył oczy...
<Kinaj?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz