Shervana, unikając mojego wzroku, ruszyła między drzewa. Szedłem za nią, kryliśmy się w krzakach i czołgaliśmy w bujnej trawie. W końcu wadera zatrzymała się. Stanąłem obok jej. Szmaragdowe oczy śledziły ruchy płonącego ptaka. Jego "płomienny charakter" nic nam nie zrobi, oboje mamy żywioł ognia. Przełknąłem ślinę.
<Shervana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz