Spojrzałam na Kinaja... Niby szedł, ale coś nadal mnie niepokoiło. Miał skupiony wyraz pyska, stał jak totalna ciota. Zapewniał mnie, że jest dobrze, ale chyba nie do końca tak było.
-Ej, Kinaj! Dajesz radę czy mam odesłać cię do watahy? - zapytałam.
-Cichaj... Daję radę - zaśmiał się.
-No to dawaj idziesz do mnie - odbiegłam kawałek i humor bardzo mi się poprawił.
-Czekaj - uśmiechnął się i próbował iść. Był zbyt pewny siebie, chyba nie chciał okazać mi swojej bezradności.
-No liczę na ciebie - podpuszczałam go. Spróbował do mnie podbiec. Na początku mu to wychodziło, ale po chwili jego łapy rozjechały się na cztery strony świata tuż przede mną. Zaczęłam się śmiać jak szalona, a on razem ze mną.
-Kinaj, wilk gąsienica - nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Widzę, że humorek dopisuje - uśmiechnął się, po czym wstał, otrzepał się i klepnął mnie w bok. - Berek! - krzyknął i zaczął uciekać. Nagle wróciły mu zmysły. Biegał sprintem w koło mnie. Próbowałam go dogonić, ale był za szybki.
-Czyżby nagle siły wróciły? - spojrzałam na niego i goniłam go ile miałam sił w łapach. Zaczął robić slalom między drzewami, a potem przebiegł przez dużą kałużę. Ganialiśmy się dość długo, oboje byliśmy zmęczeni, ale nie poddaliśmy się. Nagle potknął się o niewielki kamień i przewrócił się na grzbiet. Podjęłam szybką decyzję. Skok! Byłam za blisko i za szybko biegłam, żeby się zatrzymać. Więc jednym zgrabnym susem przeskoczyłam nad basiorem. Wylądowałam i położyłam się kawałek dalej. Zaczęliśmy się śmiać. Rozejrzałam się dokoła, widok ten jeszcze bardziej podniósł mój poziom śmiechu.
-Kinaj, czy ty widzisz to otoczenie? - chichotałam.
Spojrzał na krajobraz i również dostrzegł, że wokół nas stoją żółte, gumowe kaczuszki do kąpieli. Nie były one zwyczajne, były to kaczki giganty.
<Kinaj? Co na to powiesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz