Stół ofiarny musiał mieć co najmniej kilka wieków, a sądząc po jego stanie i kilkumilimetrowej warstwie kurzu - nie był zbyt często używany. W miejscu gdzie mnie ułożono podmuch zwiał troszkę brudu i można było ujrzeć, że był wykonany z obsydianu, a do robienie złoceń użyto płynnego złota.
- Avi nixeri ni radi vae padi... - mruczał pod nosem kapłan.
Czarny kaptur zasłaniał jego pysk, ale z głosu brzmiał na dorosłego basiora. W łapie kurczowo ściskał nóż ozdobny, zaś przed sobą miał ogromną księge, z której czytał jakieś zaklęcia.
- Uwolnij mnie. - poprosiłem po raz kolejny.
Lecz tak samo jak wcześniej nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Pogodzony z losem, zacząłem podsumowywać moje życie, kiedy usłyszałem hałasy. Przez naszą salę przebiegła grupa strażników z arsenałem rozmaitej broni.
- On nie może się tu dostać! Nie pozwólcie mu przejść! Nikt nie może zakłócić rytuału! - można było usłyszeć zza ścian.
" Keiichi? " - przeleciało mi przez głowę. Może coś się domyślił? Próbuje rozerwać więzy, lecz jest to bezskuteczne. Mocniej opinają moje nadgarstki, a ja tracę siły...
< Keiichi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz