Wylądowałem na Północnym Wzgórzu. Widziałem, że czuwa nade mną Shi, co umocniło mnie w duchu. Serce waliło mi jak szalone, przede mną stał morderca mojej ukochanej. Poznałem go, a on mnie. Warknął i rzucił się na mnie z zębami. Nagle poczułem, że mam nadzwyczajną siłę w łapach. Wzbiłem się w niebo i zacząłem intensywnie myśleć nad pewnym zaklęciem i wnet z moich łap wystrzeliło zaklęcie. Niestety jego zaklęcie było silniejsze. Wokół mojego wroga wystrzeliła kula, która trafiła prosto we mnie. Powaliła mnie na ziemię, spadłem z dosyć dużej odległości na ziemię. Ale po chwili wstałem, gdy on nie widział. Wzbiłem się w niebo i wystrzeliłem nowe zaklęcie, jeszcze silniejsze. Powaliło go na ziemię i umarł. Na to wszystko patrzyła Shi.
-Alex! Ty naprawdę go zabiłeś - krzyknęła. - Dokonałeś tego!
-Tak, dokonałem tego! - wykrzyknąłem
-Nic Ci nie jest? - zapytała zmartwiona
-Nie Twoja miłość mnie ochroniła. Teraz już nie liczę się ja, taraz liczysz się Ty!
Jakimś cudem znaleźliśmy się na pięknej kwitnącej łące. Shi otoczyła ściana ognia, sięgająca aż do nieba. Wzbiła się w powietrze, coś zaczęło się w niej zmieniać. Zleciała na ziemię, ściana znikła. Teraz nie była już duchem. To była ona, wróciła moja ukochana.
-Udało się! - krzyknąłem i pocałowałem ją
<Shi, nie jesteś już duchem. Co teraz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz