Pierwsza lekcja ze szczeniakami.
- Dobra szczeniaki, zbierzcie się tu… nie tam! Tu! Nieeeee! Do jasnej ciasnej, przy tym kamieniu! Dejla! Wracaj! No. Sprawdzamy obecność. Diana?
- Jestem! - krzyknęła i pobiegła.
- Dejla? Dejla?! No nie, wracaj, mówiłem ci że nie wolno wskakiwać do kałuży z błota! Cała jesteś brudna. Chodź tu… Diana! Wracaj! I to już! Zaraz was przywiążę do ziemi! Jestem cierpliwy, ale do pewnego momentu. Tak, Diana? Masz podniesioną łapkę. Chcesz o coś spytać?
- Co będziemy dzisiaj robić? Gdzie mama i tata? Ja chcę do domu! Ueeeeeeeee…
-Ja też! - dodała Dejla - Ueeeeeeeee!
- Cichutko. Przez kilka godzin to ja będę się wami zajmować. Wasi rodzice zajmują się jaskinią. -powiedziałem.
- Dzisiaj będziemy uczyć się polować! Cieszycie się? - cały czas starałem się zachować pogodny ton.
- Taaak… - wymamrotały szczeniaki z opuszczonymi nosami.
„Hmmmm…one chcą czegoś lepszego, czegoś nowego” - pomyślałem - „Czemu, by nie…no jasne! Już wiem!”
- Poprawka, dzieciaki, dzisiaj będziecie ze mną latać!
- Jupi! Hura, hurra!! Ale fajnie! - piszczały przeszczęśliwe.
Wziąłem jedną pod jedną łapę, druga trafiła pod drugą łapę i wystrzeliliśmy w powietrze…
- Proszę pana - odezwała się nagle Diana.
- Tak, skarbeńku?-odpowiedziałem.
- Bo ja muszę kupkę…
- A ja siusiu!-dorzuciła Dejla.
Chyba nici z dzisiejszej lekcji, ale przynajmniej trochę polatały! Przy okazji odkryłem, że Dejla ma ambicje aby zostać mistrzynią piorunów! Szkoda, że rodzice mieli pretensje o to, że całe były w błocie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz