Opuściłem łeb, wiem, że "jej rodzinne strony" nie są dla nas zbyt przyjazne. Zrobiło mi się jej żal i trochę wstyd. Podszedłem do niej. Leżała, łkając, płasko na ziemi i wyglądała bardzo żałośnie.
- Hej, Shervana, musimy stąd zwiewać.
Podniosła zapłakany pyszczek.
- Ale ja-a-ak! Nie mam już si-iły...!
- Hej, radziliśmy sobie już tyle razy, teraz też się uda!
Jak ma w to uwierzyć? Ja sam w to nie wierzę...
<Sher?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz