- Nie uda. - mruknęłam, po czym zmusiłam moje łapy do ruchu.
Czułam się mała, słaba i... przegrana. Pogodziłam się z tym. W myślach niemal czułam jak rodzina rozszarpuje moje ciało i idącego obok mnie basiora. Oczywiście od razu odkryliby co nas łączy i najpierw torturowali, by jego... na moich oczach, z których płynęłyby potoki łez. Otrząsnęłam się.
- Nie powinnam tak myśleć. - mruknęłam cicho, a Em nawet nie zwrócił na to uwagi.
Zaś ja zwróciłam uwagę na coś innego. Znajomy szlak. Bez zastanowienia - ruszyłam nim.
- Sher! - krzyknął za mną mój partner, ale ja szłam dalej.
Mimo, że zbliżałam się do terenów mojej rodzinnej watahy to musiałam tam pójść. W miejsce gdzie podjęłam jedną z najważniejszych decyzji, która zapewne zmieniła całe moje życie. Nad strumieniem, przy którym sprzeciwiłam się wataszce i uciekłam. Moje łapy gnały tam bez mojej świadomej zgody. Za sobą słyszałam basiora, a przed sobą widziałam cel. Nie ważne dla mnie było czy biegne na pewną śmierć czy na ratunek. Musiałam tam zajrzeć. Tak więc już wkrótce moje łapy dotknęły wody, a ja zemdlałam słysząc jak Emerged klnie.
~~ Po utracie przytomności ~~
- Em? - spytałam otwierając oczy.
Jednak odpowiedziała mi cisza, a widok wcale mnie nie zadowolił. Nie byłam tam gdzie wcześniej. Czyżby ktoś mnie przeniósł? A może dorwały nas Demony? Zmarłam?
- Nie. - zaprzeczył czyjś lekko piskliwy głos.
- Kim jesteś? - warknęłam, zrywając się na cztery łapy.
- Tobą. - zaśmiał się dziwny wilk.
Po czym wyszedł z cienia. I rzeczywiście to byłam ja. Młoda ja, z futrem postrzępionym od wędrówki i z jeszcze świeżymi bliznami. Stawiałam, że miała jakiś rok i dwadzieścia dni. Tydzień po mojej ucieczce. A właściwie naszej.
- Ale jak? - zawachałam się.
- Zwyczajnie. - znów rozległ się śmiech. - Jestem wspomnieniem, a Ty do mnie wróciłaś.
- Nigdy nie mam wizji w znajomych miejscach.
- Nigdy ich nie potrzebowałaś. - odparła i przebiegła pod moim pyskiem, starannie łaskocząc go swoim ogonem.
- A teraz?
- Teraz brakuje Ci mojej odwagi. - uśmiechnęła się i zaśpiewała:
Z Demonami żyłaś,
ale strach zwyciężyłaś.
Teraz błąkasz się,
mimo, że w głębi serca nadal skrywasz mnie.*
- Co? - spytałam.
- Jestem Odwagą. - odparła i kontynuowała śpiew:
Gdyby nie ja,
nie byłoby nas.
Gdyby nie ja,
dawno skończyłby się Twoj czas.*
- Ale jak?
- Zwyczajnie. - zaśmiała się.
To ja,
kazałam Ci biec.
To ja,
uratowałam Cię od złych serc.*
- Bez Ciebie bym nie... nie żyła? - spytałam, dopiero teraz pozwalając tej myśli dotrzeć do mojego umysłu.
- Tak. Teraz też Śmierć na Ciebie czyha. Musisz mnie w sobie odnaleść, a ocalisz Was obojga. - odpowiedziała poważnym głosem i znikła. Zaś ja powróciłam do realnego świata.
~~ Znów przy Emergedzie ~~
Obudziłam się czując znajomy zapach wokół siebie i ciepłą, miłą w dotyku sierść, na której leżałam. Poczułam również, że po pysku spływa mi woda.
- Em?
- Sher! - krzyknął. - Tak się bałem. Nagle straciłaś przytomność i nie mogłem Cię dobudzić.
- Już dobrze. Nie boje się.
- Co się stało?
- Odnalazłam siebie. - odparłam uśmiechając się tajemniczo.
Po czym wstałam i...
* - pisane własnoręcznie! Nie kopiować bo utne głowe!
< Emerged? Rozpisałam się troche xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz