Za to on był w bliżej nieokreślonym gdzieś, jak zauważono w poprzednim poście - daleko od wadery. Łapy gnały go przed siebie, wiatr smyrał jego grzywkę, która czasami wpadała na oczy i zasłaniała mu świat, ale nie przestawał. Adrenalina, strach - wszystko kazało mu biec i robił to, gdyby nie wpadł w siatkę.
- Kogo my tu mamy? - zachichotał ktoś za jego plecami.
- Słodki basiorek. - inny głos też wybuchł śmiechem.
Zawieszony w niewygodnej pozycji, nie mogłem ujrzeć moich prześladowców, więc czekałem, aż hormony przestaną działać na tyle, bym mógł myśleć o czymś innym niż gryfie.
< Kim? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz