Promienie słońca zaczęły mnie pieścić po pysku.
Obudziłem się.
Lekkim krokiem opuściłem jaskinię.
-"Skoro nikt, ani nic nie trzyma mnie w watasze na zawsze mógłbym odejść na pare miesięcy?" - pomyślałem.
Racja. Nie byłem w żadnym związku, a Rose pewnie nie odwzajemni moich uczuć (...)
Z uniesionym ogonem zmierzałem ku jaskini alfy.
- Cześć, Moon! - usłyszałem nagle.
Odwróciłem sie i ujrzałem pędzącego w moim kierunku Vane.
- Cześć, Młody!
- Gdzie idziesz Moon? Mogę iść z tobą? Pobawimy się? - rzucał pytaniami.
- Nie Młody. Idę właśnie do Sher poinformować ją o tym, że odchodzę z watahy.
Weź idź zobacz czy Cię na łące nie ma.
Odwróciłem się i ponownie zacząłem iść w kierunku Shervany.
- A-ale Moon...? - jęknął cicho basior.
- Żegnaj, Vane...
Postanowiłem przyspieszyć... Nic tak nie bolało jak płacz szczeniaka i to w dodatku z twojej winy.
Po kilku chwilach dotarłem na miejsce.
Wychodząc zza "rogu" wpadłem na jakiegoś wilka.
- Oo! Hejka, Moon.
- Noo o cześć Rose.
< Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz