Koszmary. Nie wytrzymuje tego. Strach, który we mnie wzbiera jest nie do opanowania. Brne uparcie do przodu, lękliwie spoglądając na boki i kładąc po sobie uszy. Nie moge tego powstrzymać. Nie wiadomo czemu, mój ogon sam z siebie wykręca się i głaszcze mój brzuch, uszy chcą się zjednać z pyskiem, a łapy uginają się, czyniąc mnie niską i uległą. Spoglądam w tył. Nie ma ich, poszli gdzieś. "A może nie?" - od razu przebiega przez moją głowę. Jednak ignoruje wszystko, mówie "Nie oglądaj się za siebie". I tak go znajduje.
- Em? - pytam cicho, jakby bojąc się odezwać ciut głośniej.
Z lękiem, że strachy powrócą na dźwięk mojego głosu, czuję się jakby ktoś wymazał mi większość wspomnień i cech charakteru. Nie partnera, ale odwage, pomysłowość, wesołość.
- Gdzie one są? - szepcze do siebie, powoli zbliżając się do nieprzytomnego Emergeda.
Nadal ostrożnie. Jakby miał się na mnie rzucić i mnie pożreć, albo torturować. Bez przytomności, jak jakiś zombie. Czy rozerwanie z książki zadziałało dopiero teraz, czy ktoś ją wziął i zaczął mną sterować? Nie wiedziałam. Jedyne co przebijało się przez ogromną panikę w mojej głowie, był on. Zębami chwyciłam jego nieprzytomne ciało i pociągnęłam. Na oślep i tyłem brnęłam przez krzaki i wpadałam w drzewa. Na szczęście los okazał się być łaskawy dla zagubionej wadery i dziwnym trafem sprowadził mnie do wodopoju. Zadowolona puściłam basiora i ruszałam na poszukiwanie jedzenie. Szybko wpadłam na trop saren i niedługo potem byłam już przy nim. Posiłek odłożyłam na bok, a wodą pochlapałam jego pysk. Dopiero wtedy się ocknął, a ja podsunęłam mu kawał mięsa pod pysk.
- Jedz. - szepnęłam.
< Emerged? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz