poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Śmierć Blue Neona

Było Boże Narodzenie. Grupka ludzi chodziła po lesie, szukając zwierząt. Byłem głodny i musiałem jeszcze upolować dużego jelenia. I tak dopuściłem się już najgorszego.... moja ukochana Monday i nasze szczeniaki zamarzły na śmierć... zjadłem ich ciała, by nikt im już nie przeszkadzał. Ale mniejsza.... siedziałem w krzakach. Zobaczyłem jakiś ruch. Wyskoczyłem z zarośli. To nie był jeleń, ale ludzkie dziecko. Miało na oko ze 12 lat. Odskoczyłem w tył. Ale....Wpadłem w sidła. Sidła zaciskały się coraz bardziej na mojej łapie.
- Tato, wilk!! - Krzyknęło dziecko.
Ból był nie do zniesienia. Śnieg w okół był zabarwiony moją krwią. Nagle przyszła grupa ludzi. Jeden z nich założył mi worek na głowę, a drugi uwolnił moją łapę. Poczułem ulgę w bólu...
Po pewnym czasie ktoś zdjął worek z mojej głowy. Leżałem w jakimś koszu, na miękkich poduszkach. Byłem w małym metalowym pokoiku i kratami w miejscu drzwiczek. Nade mną była mała lampka. Wstałem, lecz po chwili upadłem. Moja łapa była zabandażowana. Po chwili ujrzałem jakiegoś lekarza.
- Proszę, jedz i zdrowiej. - Powiedział człowiek i otwierając drzwiczki, wsunął do pomieszczenia miskę z mięsem.
Podszedłem powoli do miski i po chwili ugryzłem człowieka w rękę. Ten z wrzaskiem zabrał rękę. Gdy drzwiczki się zamknęły, położyłem się w koszyku i zasnąłem...
- Co do.... - Pomyślałem wstając.
Wszystko wokół mnie płonęło. Drzwiczki były otwarte. Kulejąc, wyszedłem na korytarz. Wszędzie był ogień i pełno zwęglonych ciał zwierząt i ludzi. Szybko,omijając ogień, pobiegłem do okna na końcu korytarza. Było zamknięte. Zacząłem drapać w szybę i uderzać w nią głową. Udało się. Wyszedłem na dwór. Był środek nocy. Zacząłem biec, ale poślizgnąłem się za lodzie. Upadłem na ziemię tak nie fortunnie, że dwie gałązki leżące na ziemi,wbiły mi się w oczy. Oślepłem. Wstałem i zacząłem uciekać na ślepo, uderzając głową w drzewa. Nagle zatrzymałem się. Usłyszałem trzask. Podniosłem głowę,by lepiej słyszeć dźwięk. Lecz nagle..... drzewo pod ciężarem śniegu.... zawaliło się na mnie. Z pod wielkiego pnia wystawała moja łapa... a po chwili z od drzewa wylała się kałuża krwi....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy