Pochyliłem się i przywarłem do skrzydeł Shervany, uszy trzepotały mi na wietrze. Nagle moja partnerka obniżyła lot i po kilku sekundach rozłożyła skrzydła.
- Skacz! - syknęła.
Posłusznie przy nadarzającej się okazji (kępie wyglądającej na dość miękkiej trawy) zeskoczyłem z jej grzbietu. Bolało... Ale od razu odskoczyłem, gdyż trawa pode mną już zaczynała się żarzyć.
- Ok! - krzyknąłem do Shervany, która odwracała się we wszystkie strony w powietrzu, szukając jakiś rannych. - Hej! - zacząłem szybko przebierać w miejscu łapami, czując nieprzyjemne płomienie pod nimi. - Shervana! Przestań kręcić się w kółko i mnie posłuchaj! - poczułem na sobie przerażony wzrok wadery. - Spokojnie!
- SPOKOJNIE?!
Zobaczyłem, jak zawraca w powietrzu i panicznie poszukuje jakiś wilków, odłącza się ode mnie wlatując prosto w płomienie.
- Shervana! STÓJ!
Wadera jednak mnie w ogóle nie słuchała...
<Shervana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz