- Lucy, wstawaj! - usłyszałam głos Signitou. - Wstawaj, wstawaj, wstawaj!
- Już nie śpię - przerwałam hałas jaki robiła moja towarzyszka. - Co się stało?
- Yee... nic ! - wykrzyknęła i pomogła mi się podnieść z łóżka.
- Nic? - zapytałam i uniosłam wysoko moją brew.
Signitou podleciała do okna i spojrzała na mnie.
- Tak, nic, a poza tym dzisiaj chciałaś dołączyć do watahy! - ucieszyła się.
- Ja? Nic takiego nie mówiłam. - zmarszczyłam brwi.
- Po prostu Ty tego nie pamiętasz.
- Czemu miałabym nie pamiętać?
- Bo... to było bardzo dawno temu. - uśmiechnęła się i poszłyśmy.
Przez całą drogę oglądałam się dokoła. Było strasznie ciepło jak na koniec jesieni...
- O mój Boże! Nie! Co?! - nad moją głową przeleciała jakaś łapa. - O Boże! Signitou! Gdzie Ty?
Rozejrzałam się dokoła, nigdzie nie było Signitou ani właściciela łapy.
- Cześć... - powiedział powoli ktoś za mną, a ja tak samo powoli się odwróciłam.
- Yy, cześć - delikatnie uśmiechnęłam się.
- Ty... Nowa ? - zapytał.
- Chyba, chyba tak... Tyle, że ja jeszcze nie należę do tej watahy - powiedziałam cicho i zauważyłam, że nie ma on jednej łapy.
Basior zaczął rozglądać się na o koło, a potem spojrzał w moją stronę.
- Ła-pa - powiedział i spojrzał na swoją łapę... bez łapy.
- Eeee.. tam jest ! - powiedziałam i wskazałam łapą miejsce spoczynku łapy.
Basior poszedł tam, a ja pobiegłam dalej. Myślę, że on nie miał złych zamiarów, ale bardzo się go przestraszyłam. Po godzinie szukania innych miejsc znalazłam jakąś zatokę. Było tam parę wilków, a trochę z nich się kąpało. Podeszłam bliżej wody, a z wody wynurzył się jakiś basior. Gdy wyszedł na brzeg podszedł do mnie i zapytał :
- Jesteś nowa? - zapytał i się uśmiechnął.
- Tak, a czy wszystkim tu odpadają łapy? - zapytałam również się uśmiechając.
- Co? Nie. - zaśmiał się - Pewnie poznałaś już Citro.
- Tak, to chyba on...
- On jest zombie i nie bój się go..., a ja jestem Vuko.
- Miło mi, ja jestem Lucy - uśmiechnęłam się.
< Vuko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz