Oh.
- Tak... Cóż - pomyślałem chwilę nad jej prośbą. Nagle mnie olśniło! - Wiem! Znam kogoś o wiele lepszego ode mnie w walce! Za mną!
Pędem ruszyłem w stronę miejsca, gdzie, jak myślałem, przebywał basior. Kiedy do niego dotarliśmy, właśnie kończył pogawędkę z waderą, której... szczerze mówiąc, zapomniałem imienia. Odwrócił się do nas właśnie w momencie, gdy, zdyszani, stanęliśmy przed nim.
- Kill! - krzyknąłem między dwoma głośnymi wdechami. - Ta wadera... - skazałem na Vendettę, wciąż dysząc - chętnie potrenowałaby walkę wręcz. Mógłbyś coś w tej sprawie uczynić?
Basior niemrawo kiwnął głową. Może odepchnęła go niedostępność Vendetty, która nawet się nie przedstawiła?
- Kill, to Vendetta, Vendetto, to Kill.
- Miło Cię widzieć - powiedział serdecznie czarny basior.
Wadera mruknęła coś, co przypominało "nawzajem". Kiedy w końcu uspokoiłem oddech odwróciłem się do Vendetty i powiedziałem z cichym żalem (no cóż, trenować kogoś - to jest coś!):
- Widzisz, Vendetto, niestety masz rację, jestem Alfą, co niestety nie jest tylko sielanką i życiem u boku mojej wspaniałej partnerki. - posłałem jej krzywy uśmiech i odbiegłem szybko w kierunku reszty watahy. Wybrałem się na polowanie. Ale to już zupełnie inna historia.
<Vendetto? Kill? Mój wkład skończony. :/ (sorry, troszeczkę brak mi czasu)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz