Podeszłam pod wolno płynący strumyczek i położyłam się koło niego. Podsumowując, moim jedynym wspomnieniem jest przesiadywanie w pokoju z zabawkami i zostanie zamordowaną przez złotego wilka, znalazłam watahę i raczej czuję się w niej swojo. Przetoczyłam się na brzuch i spojrzałam na niebo. Zachmurzone i zbierało się na deszcz. Uśmiechnęłam się lekko. Zawsze lubiłam deszcz...
Tak jak myślałam po chwili zaczęły padać pojedyncze krople. Otworzyła pysk i poczułam coś w rodzaju zimnych pocisków w swojej buzi. Wstałam i podeszłam do rzeczki. Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Brązowe włosy stały się oklapłe i oczywiście mokre, jak reszta czarnego futra. Poprawiłam jeden z warkoczy, pomimo tego, że nie miało to nawet sensu. Odgarnęłam grzywkę z oczu i zauważyłam coś, co przykuło mój wzrok: złoty zegarek na dnie. Zdziwiona przyjrzałam mu się, upewniając czy to nie jest jakiś kamyk. Ale to był zegarek. Zanurzyłam łapę w lodowatej wodzie i wyciągnęłam go.
Był zdobiony, w nienaruszonym stanie. Jedynie łańcuszek miał urwany fragment. Otworzyłam go. Moim oczom ukazała się tarcza - w sumie to nie całkiem. Górna połówka była cała, lecz dolnej nie było. Ogołocone miejsce ukazywało mechanizm zegarka. Czarne wskazówki wskazywały godzinę 18.03. Jednak to co przykuło moją uwagę to melodia. Melodia, która się z niego wydobywała. Przypominała kołysankę, którą zdawałam się kojarzyć.
- To pieśń z Twojego pogrzebu... - usłyszałam cichy głosik i spanikowana rozejrzałam się. Pusto. Zamknęłam zegarek i melodia ucichła. Jednak nie na długo. Otworzył się sam z siebie i znowu ją słyszałam.
- Pieśń życia i śmierci... Szczęścia i rozpaczy...
Spanikowana rozejrzałam się i zobaczyłam go. Biały króliczek unoszący się nad ziemią. Miał malutkie, czarne oczka i słodki pyszczek. Pokryty błękitną tkaniną, z której spływały krople... Krwi.
- Pamiętasz? Kochałaś tą piosenkę... Bawiłaś się przy niej, tańczyłaś, a nawet śpiewałaś. Tyle wspomnień... Ahh... Ale ty nie pamiętasz, prawda? Zapomniałaś o tym wszystkim... Żyjesz chwilą, starzy przyjaciele nie mają już znaczenia? Nie... teraz jesteś tutaj. Sama, bez opieki, pozbawiona kogokolwiek... Umarłaś. A mogłabyś żyć. Dalej byśmy się bawili, urządzali podwieczorki... Ale nie żyjesz. To dlaczego jesteś, Alice? Mogłabyś umrzeć i już. A jednak jesteś. Lepiej... By było gdybyś nie żyła.
Jego oczy zaczęły się zapadać, a na pyszczku malował się złośliwy uśmiech.
- Po co żyjesz? Nikomu nie jesteś potrzebna. Nikomu. Tylko przeszkadasz... łatwiej by nam było bez ciebie.
Okrążył mnie i zaczął się zbliżać. Powoli się wycofywałam. Na mojej twarzy malowało się przerażenie, a z oczy płynęły gorzkie łzy. Czemu...
- Sama już nie widzisz sensu żyć... To... Może to zakończymy?
Zbliżył się do mnie i patrzył mi głęboko w oczy. Nie umiałam odwrócić wzroku, tylko ciągle patrzyłam w te martwe, szklane oczy.
- Pomogę ci.
Poczułam jak ciężkie łańcuchy oplatające moje ciało. Bez walki im się poddałam.
- Wrócisz do Otchłani... Tam gdzie twoje miejsce...
Wrócę? Ja tam kiedyś...
- Zakończymy to.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz