- Shervana! - pisnąłem słabo. - Shervana!..
Co robić? Co robić? Potrząsam nią, ale ona... umiera. Sher-va-na! Zatrzymuję czas. Podrzucam ją na swój grzbiet i wreszcie rozumiem - to wyścig z czasem. Rzucam się przed siebie i biegnę póki jeszcze mam czas. Ona umiera... Szybciej, szybciej! Niewiele czasu zostało... Niewiele zostało mi sił... Ale MUSZĘ ją uratować. Bo to mój sens. Zdwajam wysiłek. Puszczam cięciwę zwaną "biegiem czasu", ale biegnę dalej... Słowa w skroni wybijają takt życia Shervany i mojego biegu...
O-na u-mie-ra.... O-na u-mie-ra...
<Shervana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz