Przez bardzo długi okres dbałem sam o siebie.
Pewnego słonecznego ranka zaatakowało mnie trzy osobowe stado tygrysów szablozębnych.
Cóż... Sam raczej, bym im nie uciekł.
Nagle zza krzaków wyskoczyła smukła postac, a zaraz za nią wyleciał sokół, który momentalnie staną w ogniu.
Tygrysy zaczęły się wycofywać, aż w końcu uciekły.
- Dzięki za uratowanie życia. - Powiedziałem przyglądając się moim wybawcą.
- Nie ma sprawy. - Odparła wadera
- Co tu robisz? - Wtrąciła szybko
Opowiedziałem jej w streszczeniu całą moją historie.
- Może zechciałbyś dołączyć do mojego stada?
Bez zastanowienia odpowiedziałem "Tak"... Nie chciałbym paść ofiarą tygrysa szablozębnego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz