Znałem ją z widzenia, kilka razy rozmawialiśmy ale to były tylko krótkie wymiany zdań.
Przysiadłem się po czym zacząłem rozmowę.
- Cześć...
- Witaj...
- Co się stało?
- Mój ojciec właśnie zmarł...
- Przykro mi.
- To nie twoja wina...
Okazało się że drży z zimna więc na szybko pozbierałem drewno, splunąłem na ognisko, a ono zapłonęło.
Nadal było jej zimno więc wyciągnąłem skrzydło i zagarnąłem ją o siebie, a ona wtuliła się w moje futro.
To dziwne, chociarz prawie w ogóle się nie znaliśmy, zachowywaliśmy się jak przyjaciele.
Wkrótce potem Diana osunęła się na ziemię zasypiając. Ja położyłem się obok niej, również zapadając w sen...
~~~~ Rano ~~~~
Wstałem. Diana jeszcze drzemała, ale ja postanowiłem udać się w pobliskie krzaki, upolować coś na śniadanie.
Nagle zauważyłem parę saren biegających pośród drzew.
Nie mogłem przepuścić takiej okazji.
Szybko uśmierciłem sarnę, po czym zaniosłem pod wodopój.
Diana właśnie wstała i patrzyła na mnie półprzytomnym wzrokiem
- To dla Ciebie, gwiazdeczko...
< Diana?Sorry rozpisałem się >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz