Ułożyłam się wygodnie na legowisku w swojej jaskini. Zwinęłam w kłębek i próbowałam zasnąć. Bałam się. Od paru dni czułam dziwny ból w brzuchu, a cała skóra mnie piekła. Oczy miałam ciągle zmęczone, a obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny. Nie wiedziałam jaka to może być choroba, syndromy nie pasowały mi do żadnej, którą bym znała. Spojrzałam na chwilę na wejście do jaskini. Tylko niebieska plama otoczona szarą obwódką. Ja chyba nie ślepnę... Proszę.
Zerwałam się na równe nogi po usłyszeniu donośnego huku. Obraz był z powrotem wyraźny, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi. Wybiegłam i rozejrzałam się. Nic. Zrobiłam jeszcze kilka kroków i usłyszałam melodyjny głos:
- Mary, już czas. Teraz staniesz się pełną Meduzą. Twoja moc będzie kompletna. Gratulujemy.
Ten głos... Mama. Odwróciłam się. Zza drzew wychodziła biała wadera o krwistych, ale pełnych miłości oczach. Miała nawet czerwoną różę przy prawym uchu... Usiadła parę kroków przede mną i uśmiechnęła się ciepło. Nagle usłyszałam szelest. Coś się ruszało w lesie... Nie... To znowu ten koszmar... Wyjdzie niedźwiedź i...
Ale nie. To była moja babcia. Babcia Azami z długą czarną sierścią ,w którą wplecione były czerwone wstęgi... Jej oczy, w przeciwieństwie do mamy, były surowe, a ich czerwień budziła grozę. Uśmiechnęła się jednak lekko i usiadła koło mamy. Przecież... Zawsze były skłócone.
- Mary, nadszedł Twój czas. Jako niepełna Meduza urodziłaś się jako zwykły wilk. Żyłaś prawie jak zwykły wilk. Jedynie twoja moc odróżniała cię od reszty. Teraz nie będziesz już taka jak inni. Będziesz jedną z nas. - rzekła mama po czym podeszła do mnie. - Ja, Shion, pół meduza, córka Meduzy i śmiertelnika, naznaczam Cię. - po czym wykonała ruch przypominający okrąg z rombem w środku. - Wężu Kiuroshi, miej ją w opiece. - uśmiechnęła się raz jeszcze i z powrotem usiadła koło babci. Tym razem ona wstała.
- Ja, Azami, córka Węża Kiuroshi, naznaczam Cię. - wykonała taki sam ruch jak mama. - Wężu Kiuroshi, miej ją w opiece. - wtedy złapała jedną ze wstąg w pysk i podała mi ją. - taka mała pamiątka żebyś wiedziała, że... w sumie sama zobaczysz. - szepnęła i odeszła.
- To chyba już tyle, prawda mamo? - biała wadera podniosła się i udała w kierunku lasu. - Powodzenia córciu!
- Pamiętaj! - dopowiedziała babcia i także weszła między drzewa. Spojrzałam tępo na wstęgę i niepewne zawiązałam ją sobie na łapie. Natychmiast poczułam jak kręci mi się w głowie i upadłam. Zemdlałam.
***
Obudziłam się. Podniosłam powoli łeb i spojrzałam przed siebie. Ból ustał, a wzrok powrócił. Sen dobrze mi zrobił... Sen... Sen! Rozejrzałam się szybko po jaskini. Zobaczyłam mamę... I babcię... To był tylko sen. Chciałam zrobić krok w kierunku wyjścia, ale wtedy coś przykuło mój wzrok. Czerwona kokarda na łapie. Na białej łapie. Popatrzyłam do tyłu. Białe ciało i ogon. Cała jestem biała... Pobiegłam do najbliższej kałuży i z przerażeniem stwierdziłam ,że jestem biała. Moje jasne futro... Zmieniło kolor. Wtedy spojrzałam na dwie różowe plamki... Moje oczy, one też... Nie, wzrok tak mi się pogorszył, że nie rozróżniam już kolorów. Ale ta kokarda... Dla upewnienia pobiegłam do zatoki i tam też przyjrzałam się odbiciu. To samo. Spanikowałam. Jestem pełną Meduzą... Ja.. ja... Ja nie wiedziałam co robić. Shervana. Muszę zobaczyć Shervanę.
Pobiegłam na około mając nadzieję, że nie spotkam żadnego wilka. Na szczęście minęłam tylko sarnę ,która wystraszona przebiegła strumyk i zniknęła za drzewami. Jest jaskinia. Powoli zajrzałam do środka. Była sama. Zrobiłam parę kroków i powiedziałam cicho na progu.
- S-Shervana... J-ja... Się... Przemieniłam. To ja Mary.
<Shervana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz