Szedłem ciemnym lasem i zastanawiałem się, po co jeszcze istnieję. Z rozmyślań wyrwał mnie głos innego wilka:
-Jak się masz? Piękna dzisiaj noc, nieprawdaż?-obróciłem się, aby zobaczyć kto do mnie mówi. Był to Kill, wilk z watahy.
-Noc jak noc-odburknąłem - przyczep się do kogoś innego.
-Oj stary, czemu musisz być taki wiecznie obrażony? Rozluźnij się trochę! Opowiem ci żart…wiesz w ogóle, co to jest?
-Nie. Ale poczekam, aż łaskawie raczysz mi wyjaśnić-odpowiedziałem, tylko lekko zaciekawiony.
-To słuchaj.
Idze baba do lekarza, a lekarz też baba!-zawołał Kill i zaczął tarzać
się ze śmiechu w błocie. Uśmiechnąłem się, po czym poprosiłem aby
opowiedział coś jeszcze.
-To jest niezłe. Idzie sobie mucha…
Siedzieliśmy
tak w lesie całą noc, a Kill rozbawiał mnie coraz to lepszymi żartami.
Zaczynałem się śmiać, po czym oboje dostaliśmy niepowstrzymanego ataku
śmiechu, aż do czasu gdy znalazła nas smoczyca na porannym polowaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz