- Nie! - krzyknęłam, patrząc na upadek Emersita.
Nie mogłam się z tym pogodzić, miałam ochotę skoczyć za nim, ale wtedy, usłyszałam znajomy głos:
~ Nie drzyj się tak, na całych terenach Cię słychać.
~ Ale... - chciałam wytłumaczyć sytuacje, ale w tym momencie, obok mnie pojawił się pikujący smok.
~ Żadne ale. Już go ratuje, a weź się uspokój. - powiedział Kain.
Prawie się roześmiałam, ale sytuacja nie była odpowiednia. Popatrzyłam na nich i jedna myśl przeleciała mi przez głowę " Co jak nie zdąży?". Przyszłość bez Em'a, widziałam jak wielką pustke. Co z przygodami? Oczywiście kłopoty często same do mnie przychodziły, ale tak samej? Nie... Potrząsnęłam głową, znów skupiając się na locie samców. Smok, akurat wsuwał się pod Emersit'a i niewzruszony leciał do góry z "pakunkiem". Gdy tylko położył go na ziemi, rzuciłam mu się na szyje, mimo bolącej łapy.
~ Jak ja nie lubię zmieniać kształt. - narzekał Kain, ponownie wracając do oryginalnego kształtu - sokoła, a potem odlatując.
Spojrzałam w oczy Em'a, a on w moje i powiedział...
< zaciesz z uratowania Ciebie, Em ^,^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz