- Granice!? Już idę!
Ruszyłem z Rovem na granice watahy.
- A ja? - spytała Shervana.
- Ty zostań! - powiedzieliśmy razem.
- Jeszcze czego? Idę z wami!
Jak chciała tak zrobiła. Jak zwykle musiała to zrobić. W głębi duszy cieszyłem się, że idzie z nami, jednak nie dawałem po sobie tego poznać. Po półgodzinie dotarliśmy i zobaczyliśmy obce wilki. Warknąłem i od razu ruszyłem na nich. Pierwszego powaliłem, a Rov zajął się drugiem. Walczyliśmy zaciekle, więc po chwili na mnie ruszyły pozostałe dwa. Shervana stała obok i nie zamierzała stać spokojnie. Podbiegła do jednego z basiorów i zaczęła walkę. Niestety miała małe szanse, bo wilk był 3 razy większy od nas. Chciał ją walnąć w jej piękny pyszczek. Nastroszyłem sierść i przewaliłem basiora, który mnie atakował. Poczułem się silniejszy i wskoczyłem pomiędzy Sher, a jej przeciwnika, warcząc groźnie. Walnął mnie w pysk, a ja tylko otarłem pysk z krwi i powiedziałem:
- Zostaw ją! Mierz się jak wilk z wilkiem! Nie wciągaj do tego wadery!
- Taa, coś jeszcze? - zapytał.
- Jesteście na naszych terenach! - warknąłem.
- I co?
~ Smoczyco błagam weź swojego partnera i inne smoki i przyleć tu.
~ Już lecę do Ciebie. - rzekła.
Po kilku minutach była obok.Wyłoniła się zza moich pleców.
- Mamy wsparcie! - powiedziałem z chytrym uśmiechem.
Wilki podkuliły ogon.
- Albo odejdziecie, albo dam znak aby zaatakowały.Co wy na to?
Podkulili ogony i wybrali opcję nr 2.
- Sher nic Ci nie jest? - zapytałem.
<Sher dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz