Przesunąłem się kilka cali, kiedy pociąg się zatrzymał. Przełknąłem ślinę. Spróbowałem wstać, czy raczej napiąć mięśnie. Marne starania. Mimo to zacisnąłem zęby i zsunąłem z maszyny. Zaniepokojona Shervana za mną. Pociąg odjechał. Osunąłem się na ziemię.
- Gdzie jesteśmy?... - mruknąłem.
- Nie wiem.
Moje powieki opadły... Nie miałem siły ich utrzymać. I nie chciałem. Zrobiłem to, co miałem zrobić.
- Pusty? - spytała niespodziewanie Shervana.
Podniosłem na nią głowę i utrzymałem przez kilka sekund powieki. Kiedy opadła, powiedziałem po prostu:
- Pusty. Bez przeszłości.
To NIE jest dobry moment.
- Tak, mówiłeś, ale o co Ci chodziło?
- O mnie. - kręcę się w kółko... - Gdzie? Kiedy? Dlaczego? Po co?
- Co?
Jestem wariatem.
- Się urodziłem. Bo ja się urodziłem, nie?
Obraz się zamazał.
<Sher? Jestem wariatem...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz