Z łbem usadowionym na równi z linią grzbietową ruszyłem w stronę niczego nieświadomych zajęcy. Nim wszystkie zdołały zorientować się w sytuacji jeden pisnął przerażony, kiedy szczęki z dużą siłą zmiażdżyły kości na szyi. Krew trysnęła na trawę, a reszta uszaków zaczęła uciekać w popłochu. Wypuściłem zdobyć i uważnie się jej przyjrzałem. Położyłem się, po czym zacząłem pożerać martwe zwierzę. Pozostawiłem po sobie... no właśnie praktycznie nic. Pochłonąłem nawet jak największą ilość kości ze względu na szpik. Postawiłem uszy i z uwagą rozejrzałem się po okolicy. Pusto. Powstałem, by następnie udać się w stronę wody. Zamoczyłem wszystkie łapy. Schyliłem czerep, żeby móc napić się cieczy. Po ugaszeniu pragnienia przyjrzałem się odbiciu w tafli. Krew splamiła mój pysk, klatkę piersiową i łapy. Znieruchomiały przyglądałem się z uwagą. Uszy lekko drgnęły, gdyż w oddali dało się dosłyszeć nietypowy dźwięk natury. Powieki uniosły się ciut wyżej, gdy wśród zieleni dostrzegłem wilczą postać. Chyba jeszcze nie zostałem zauważona. Nieco za bardzo stałem na środku polany i do najbliższego drzewa miałem trochę drogi do pokonania. Przemieściłem się na głębszą wodę, po czym zanurzyłem. Wszystkie odgłosy zostały zagłuszone przez szum wody. Czułem się jak podczas pierwszej zasadzki wodnej. Wtedy było lepiej. Rzeka oraz las to dobre miejsce, ale nie otwarta przestrzeń, gdzie prędzej się udusisz nim obcy dotrze do wody. Wziąłem przed zanurzeniem jak największy haust powietrza, ale nie starczy mi to na wieki. Chyba było lepiej wybrać się biegiem w stronę drzew. Teraz jednak nie zmienię decyzji. Może jak się wynurzę to tamten minie wodę i pójdzie gdzie indziej. Szkoda, że uznałem go za wroga z nawyku. Jednak nie tak łatwo się oduczyć zachowań wpojonych od najmłodszych lat.
{Nedvena?}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz