Wybił kolejny dzień po porządnie chłodnej nocy. Z rana całe ptactwo znów zaczęło podśpiewywać torturując moje biedne uszka na mej polanie. Była poranna mgiełka, która parowała po porannej rosie. W końcu wybiła godzina tak koło 7:30 patrząc po niebie i położeniu słońca, którego i tak nie widać hehe. Na niebie było parę chmur, które mogły coś zapowiadać później, ale nie na aktualny stan. Po całym odpoczynku ruszyłem gdzieś przed siebie, a bardziej na teren łowny by upolować jakąś zwierzynę na śniadanie. Trzymałem nos przy ziemi do momentu kiedy wyczułem jakąś sarnę parę set metrów stąd. Tropiłem ostrożnie ów sarenkę do momentu kiedy nie była na mym widoku. Jak ją już ujrzałem przyczaiłem się w zaroślach, kiedy już podeszła do mnie wyskoczyłem na nią by następnie wgryźć się w jej szyję i rozerwać tętnicę. Kiedy sarenka była martwa zacząłem ją zjadać, jakieś 10 minut później i po solidnym posiłku ruszyłem na patrolowanie terenów watahy. W pewnej chwili coś wyczułem jakąś nieznaną osobę w pobliżu watahy, która się zbliżała nieświadomie. Schowałem się i przyczekałem aż się zbliży. Kiedy dostrzegłem ją jakieś parę metrów dalej ode mnie postanowiłem wyskoczyć z krzaków i popędzić na nią by po chwili ją powalić i mieć swobodny dostęp by rozszarpać jej gardło, lecz tego nie zrobiłem, jedynie warknąłem na nią przybliżając pysk do jej oczu.
-Czego tu szukasz przybłędo! - Powiedziałem groźnym głosem.
-J-ja szukałam nie wiem szłam przed siebie... - Popatrzyła na mnie z nie małym przerażeniem w oczach.
-Jest to pewna wataha! Ale nie pójdziesz dalej, gdyż ja pilnuję tutaj granic!
-A-a jest jakaś szansa na dołączenie tutaj?
-Nie wiem...może jest, a może i nie ma tej szansy...to zależy jak się wykażesz...
Zszedłem z wadery i ona po chwili wstała byłem gotowy na wszelki atak z jej strony.
<Lettice>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz