Dawno, dawno temu no może nie aż tak dawno temu tylko kilka miesięcy wstecz byłem najzwyklejszym samotnym wilkiem, który przemierzał niezliczone ziemie w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Mój ród wywodzi się z jednych rzadkich i potężnych wilków Nekromantów, którzy dzierżą pogrom w głosie w śród wielu stworzeń choć nie wszystkich. Szczególnie tych, którzy o nas nie słyszeli. Nasza tradycja nakazywała nam by na młodych wilkach naszego rodu odprawiano pewien rytuał przejścia, gdzie to następnie wilki takie jak ja zostają gdzieś porzucane w lesie i mają tam dorastać, stać się silniejszymi i kiedy przyjdzie czas odnaleźć swoją rodzinę i swoją watahę. Jako kilku miesięczny szczeniak po odprawieniu na mnie mrocznego rytuału, moje serce jak i dusza zostały zapieczętowane i nasączone czarną magię wilków nekromantów, lecz moje moce dopiero z czasem zaczęły ujawniać.
Leżałem sobie pod jakimś drzewem wiele, wiele kilometrów od mej prawdziwej rodziny i watahy, która pewnie gdzieś tam czeka do dziś lub już o mnie zapomnieli i spisali na straty, a może i nie, lecz minęło już stanowczo za dużo czasu od tego dnia kiedy miałem odnaleźć swoje stado, lecz wracając do momentu, kiedy mnie rodzina musiała porzucić gdzieś tak w lesie. Leżałem i skomlałem z lekkiego bólu i strachu jak i tego, że wiedziałem iż nikogo przy mnie nie ma już w tej chwili. Dzika zwierzyna jak widziała młodego szczeniaka bezbronnego, samego bardzo daleko od jakiej kolwiek watahy miała w ten czas idealną okazję by sobie upolować coś i zjeść i tak o to trafiło na mnie. W pewnej chwili zza krzaków wyskoczyła na mnie pewna puma, która była bardzo łasa na taki łatwy smakołyk. Ja w tym między czasie siedziałem i się rozglądałem, w momencie kiedy wyskoczyła przede mnie puma zacząłem głośno wyć i nawoływać swoich, lecz było to bez odpowiedzi. Dzikie zwierzę zbliżało się do mnie i już miało mnie zabić jednym uderzeniem swej potężnej łapy do momentu kiedy się zatrzymało i jej wyraz mimiki mówił tak jak by ta puma zobaczyła jakiegoś ducha wielkiego złego ducha i uciekła stąd gdzie pieprz rośnie. Obróciłem swój pyszczek w kierunku tego co było za mną, gdyż zdziwiło mnie to, że ona tak uciekła. Kiedy spojrzałem do tyłu zobaczyłem dziwną coś na wzór czarną mgiełkę, która przypominała dorosłego wilczego demona albo złego ducha jak kto by wolał. Kiedy go widziałem odsunąłem się kilka kroków, lecz ten do mnie przemówił.
-Nie obawiaj się mnie Faas Vokun'ie
Nazwał mnie dosyć dziwnie w sumie to imienia jeszcze nie miałem czyżby to taki ktoś miał mi wybrać imię? Zadałem sobie takie pytanie w myślach i lekko przekrzywiłem pyszczek, moja mowa nie była wtedy jeszcze na najlepszym poziomie.
-Umm...Faas? Ja, ale kto ty być? -Spytałem się go takim piskliwym głosem jak to na szczeniaczka.
-Jestem Rakath'u i jestem tobą jak i w tobie jestem jednym z twych przodków i będę twym nauczycielem do czasu kiedy nie nauczysz się panować nad moją mocą i będę cię strzegł nim nie staniesz się prawdziwym wilkiem rodu Nekromantów.
-Umm...a kiedy bym mógł wrócić do swoich rodziców? - spytałem niepewnie.
-Do czasu kiedy nie opanujesz swych mocy i nie staniesz się dostatecznie silnym wilkiem!
Po chwili Rakath'u wyparował znikając w obłokach czarnej mgły, która również zniknęła. Siedziałem tak długi czas nie wiedząc co zrobić. Nie ukrywając przechodził przeze mnie spory strach, gdyż nie wiedziałem nawet od czego bym mógł zacząć w ten czas przemówił w mej głowie pewien głos "Poluj". Rozejrzałem się i wstałem zrobiłem kilka niepewnych kroków gdzieś w przód i po chwili zacząłem kroczyć. Początki były ciężkie i nie wiedziałem jak polować więc płoszyłem swą ofiarę za ofiarą do czasu kiedy nie otrzymałem kilka cennych wskazówek od swego nauczyciela. Zacząłem uczyć się powoli chodzić i ostrożniej stąpać po ziemi by nie wywoływać zbędnych hałasów. Kiedy już to w miarę opanowałem zacząłem się skradać przemykać między krzewami i krzakami nie wywołując najmniejszych szelestów. Kiedy już to udało mi się w miarę możliwości opanować zacząłem swoje pierwsze prawdziwe polowanie na królika. Kiedy już takowego wytropiłem po zapachu, zacząłem kroczyć w jego kierunku ostrożnie i po około 100 metrach ukazał mi się on. Królik we własnej osobie, który wylazł ze swej norki. Zacząłem skradać się bardzo ostrożnie jak tylko umiałem i powoli podchodziłem do niego, kiedy byłem już w zasięgu dostatecznym by chwycić go bez najmniejszych oporów skoczyłem na niego próbując go powalić i zabić, lecz nie wiedziałem jak to zrobić i w ten czas głos mi powiedział "Szyję, rozerwij mu tętnicę szyjną" I tak zrobiłem, lecz me ząbki były jeszcze słabe jak i sam ścisk szczęki i robiłem mu bardziej pewne ranki, lecz w końcu królik się poddał i padł po małej chwili nie przytomny i zaraz zmarł. Ja ucieszony z mojej pierwszej ofiary podskoczyłem raz i drugi raz radośnie. "Gratuluję ciesz się swą pierwszą ofiarą mój mały drogi Faasie." Powiedział mi w głowie i następnie zacząłem zjadać martwego królika do kości, był bardzo smaczny i po 10 minutach miałem już dosyć, została mu tylko głowa. Schowałem tą resztkę gdzieś może na później, albo po prostu schowałem i tyle.
Następnie ruszyłem gdzieś przed siebie i tak dalej. Z biegiem czasu zacząłem już normalnie polować i skradać się do ofiar. Moim następnym etapem życiowym miało być nauka mocy Rakath'u, którą miałem opanować...
Następnie ruszyłem gdzieś przed siebie i tak dalej. Z biegiem czasu zacząłem już normalnie polować i skradać się do ofiar. Moim następnym etapem życiowym miało być nauka mocy Rakath'u, którą miałem opanować...
Koniec prologa. Co będzie dalej? Oczekujcie rozdziału 1 Rady Rakath'u
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz