No tak, dlatego miałby mnie teraz poznać. Przecież się zmieniłem... Ale pomimo tego coś mnie zabolało. Coś w środku...
- To ja, Fearghal... Vane - powiedziałem ze spuszczoną głową. Basiorowi chyba szczęka opadła ze zdziwienia.
- Wracajmy do watahy... - no i jakimś cudem wróciliśmy. Wydawało mi się, że Vuko przez ten cały czas chciał coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział jak zacząć. Co chwila na przemian, otwierał oraz zamykał pysk.
Gdy tylko znaleźliśmy się na znajomych terenach, ja bez słowa wyjaśnia zmieniłem się w smoka i odleciałem. Nie wiem dlaczego, ale mój humor stał się wręcz mroczny. Nie chciałem widzieć teraz nikogo, a zwłaszcza Vuko. Znalazłem sobie ciche oraz odludnione miejsce. Ułożyłem się na dużym, zimnym głazie i tak leżałem. Leżałem do czasu aż zaczęło się ściemniać; usłyszałem szelest suchych liści pod łapami, które z pewnością nie należały do mnie. Zza krzaków wyszedł Vuko z niepewnym spojrzeniem. Już się poderwałem z zamiarem odejścia, ale jego głos mnie zatrzymał.
- Czekaj! - zawołał za mną. Mówił coś, ale ja go nie słyszałem. Powtarzałem po cichu wciąż te same słowa, "zostaw mnie, zostaw mnie, zostaw mnie...". Aż w końcu głos Vuko stał się bardziej zdecydowany oraz znacznie głośniejszy, on już krzyczał. Sam o tym nie wiedząc zmieniłem się w demona po czym wydarłem się donośnie.
- ZOSTAW MNIE! - jeszcze nigdy nie krzyknąłem, w ogóle... w moich oczach pojawiły się łzy. -Proszę... - dodałem bardzo cicho.
<Vuko? ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz