Zasnęłam. Miałam sen.
Widziałam pełno ciał innych wilków było ich może trzydzieści. Byłam w
górach. Spojrzałam w kałużę niedaleko mój pysk i łapy były całe we krwi.
Zaczęłam biec krzycząc
-Nie! Nie! To nie może być prawda!
Biegłam przed siebie nie patrząc gdzie niosą mnie moje łapy. Zatrzymałam
się na polanie. Trawę pokrywała krew na niebie nie było słońca tylko
odcienie brązu, czerwieni i pomarańczy. Zamarłam z przerażenia. Bałam
się, po raz pierwszy od tak dawna. Usłyszałam czyjeś kroki za moimi
plecami. Odwróciłam się bardzo szybko. W moim kierunku szła śnieżnobiała
wilczyca z błękitnymi oczami. Moja matka. Padła jako pierwsza z głodu.
Uśmiechała się, przez co krajobraz wokoło wydawał się mniej straszny.
-Już dobrze. To się nie powtórzy. Skarbie będę zawsze ciebie chronić.
Choć tego nie będziesz widzieć. Będę z tobą. -Uśmiechnęła się i szepnęła
mi do ucha- Keeshe arennie maamare. Te słowa uratują Cię z opresji.
-Jakiej opresji?-zapytałam lecz nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, bo wszystko wraz z nią rozpłynęło się.
Sen dobiegł końca
_________________________________________
Powoli otworzyłam oczy. Czułam ciepło czyjegoś ciała. Kto to?
Natychmiast się zerwałam i zobaczyłam kto to. To był basior z którym
udałam się wczoraj na przechadzkę i podróż do Smoczego Drzewa.
Popatrzyłam groźnie w jego oczy
-Coś ty robił kiedy spałam?!-zapytałam agresywnie
<Faas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz