To trochę wyjaśniało. Ale tylko trochę. Uroczy, latający, półwidzialny kot, ciągnący za ogon wilka. To wyglądało przekomicznie, jednak ja tego dnia wstałam lewą łapą, więc nie chciało mi się śmiać.
- Czyli to z nim rozmawiałeś, ta? - zapytałam, żeby się upewnić, bo chyba nieznanego wilka by półwidzialny kot za ogon nie ciągnął.
- Z nią, co najwyżej... strasznie uparta jest, ale ja na prawdę już idę.
- Jeśli chcesz. - powiedziałam z niechęcią, jednak po chwili dodałam - Nie widziałam cię tu nigdy, a często tędy przechodzę. Jesteś tu nowy?
- Tak, a teraz idę... Cześć. - odwrócił się i odszedł. Nie miałam zbytniego zamiaru ciągle za nim gonić. Postanowiłam kontynuować swą wędrówkę w kierunku rzeki, gdy usłyszałam za sobą szept
- Musisz mu wybaczyć. On taki jest. - rozglądnęłam się gwałtownie - Hej, spokojnie! To ja, ten kot.
- A, ty. Dzięki za próby poznania go ze mną, ale on chyba takiego zamiaru nie ma. A chciałam mu pokazać okolicę, pomóc się tu odnaleźć... - westchnęłam
- Hm, a dokąd idziesz?
- Napić się wody z rzeki. Tam. - wskazałam łapą w stronę rzeki
- Aha. To ja wracam do Kail' a. Cześć! Tylko nikomu o mnie nie mów, zgoda?
- Możesz mi zaufać.
- Dzięki! - rzucił i już go, czy tam jej (chyba) przy mnie nie było. Szłam powoli i miarowo. Po drodze nazbierałam kilka ziół. Gdy byłam już przy rzece i położyłam zioła w skrytce w krzaku napiłam się. Woda była zimna i ożeźwiająca, czyli taka jaka powinna być. Nagle poczułam zapach, który już znałam, ale nie pamiętałam skąd... Postanowiłam znaleźć źródło zapachu, lecz to raczej on, znalazł mnie...
- Albina! - zawrzeszczał radośnie wysoki wilk stojący przedemną. Zaczął mnie ściskać, a ja dobrze nie zdążyłam zobaczyć jego twarzy
- Hej, czekaj, kto ty? - odsunęłam się
- Albusia, nie pamiętasz mnie? - przyjrzałam się twarzy, to moja siostra. Wstrętna, okropna, siostra.
- Midilene, co ty tu do cholery robisz?
- Ej, grzeczniej, siostrunia! Potrzebuję twojej pomocy!
- Ty? Mojej? Odwal się odemnie raz na zawsze! - ona popatrzyła na mnie smętnie
- O co ci chodzi? Dobra, przejdźmy do sedna. Mianowicie...
- Nie-chcę-tego-słuchać. Zrozumiałaś? - jej pomarańczowe oczy błysnęły złością
- Masz mnie wysłuchać! Twoja rodzina cię potrzbuje! Na naszą watahę napadnęły złe duchy. Ty byłaś jedyną szamanką u nas. Tylko ty potrafisz je wypędzić! Musisz nam pomóc! Inaczej nas pokonają! - i co ja miałam zrobić? Byłam między młotem, a kowadłem. Albo zostanę tu i skażę tamtą watahę na śmierć, albo pomogę moim wrogom, którzy potem pewnie mi każą wrócić do rodziny... W końcu cała tamta wataha jest dla mnie jednym, wielkim wrogiem. - No, to idziesz? - spytała - szybciej się decyduj, ślamazaro!
- Myślę!
- To myśl szybciej, albo ja ci pomogę! - podniosła groźnie łapę w górę. Nagle zobaczyłam, że tej scenie przygląda się Kail.
<Kail? Co to się porobiło... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz