Nie miałam zaufania do tego wilka ale czemu by nie spróbować? No właśnie. Z tą decyzją niosło się ryzyko. Ale i tak je podjęłam. Popatrzyłam wilkowi w oczy i przemówiłam do niego bardzo poważnym głosem.
-Dobrze,-wzięłam głęboki wdech. -Ale dam ci go przed tą ceremonią sprawdzenia. Nie wcześniej-wstałam-, żeby było wiadome. A na razie będzie przy mnie.-podeszłam do drzewa a basior za mną. Zerwałam świeży pęd z drzewa i przymocowałam do niego kamień następnie zawiesiłam na szyi. Idealnie pasował mi do oczu. Polubiłam ten kamień.
-Tylko uważaj bo mogą się w nim kryć dziwne moce...-przestrzegł mnie
-Nie jestem taka głupia.- powiedziałam- Zresztą mnie nie tak łatwo mnie zniszczyć, sam się o tym przekonałeś - uśmiechnęłam się złośliwie.
-Ta-powiedział jakby od niechcenia.
-To co oprowadzisz mnie po terenach watahy?-zapytałam go, nie patrząc na niego tylko jeszcze przyglądając się kamieniu.
-No dobrze, nie widzę w tym przeszkód- odpowiedział mi- To może przejdziemy się najpierw do gór? Są najbliżej...
-Nie ma problemu. Mi obojętnie gdzie najpierw.-powiedziałam obojętnym głosem do niego.
-Dobrze to chodźmy-powiedział i ruszył, a ja za nim. Przez pierwsze dziesięć minut szliśmy w zupełnej ciszy. Góry, chłodne i opanowane na pozór ale potrafią spowodować lawinę niosącą śmierć. Usłyszałam cichy głos za sobą "Nie idź tam".
-Mówiłeś coś?-zapytałam Faas'a i się zatrzymałam oraz obejrzałam ale nikogo nie ujżałam i nie wyczułam. Basior również się zatrzymał i popatrzył na mnie.
-Nie?-odpowiedział-Coś słyszałaś?
Pokręciłam łebkiem- Musiało mi się coś przesłyszeć. Nie ważne. Idźmy dalej -powiedziałam i zaczęłam iść.
-Aha- poszedł dalej obok mnie. Nie wiedziałam co słowa te oznaczały. Może mi się tylko przesłyszały? Postanowiłam o tym nie myśleć. Zaczęłam myśleć o watasze i to co mnie spotka. Tak dawno tego nie miałam. Nie wiem czy będę umiała żyć wśród innych wilków normalnie... Po prostu nie wiem. Za dużo używam tego słowa... Czy moje życie jest takie niepewne jak myślę? Chyba tak.
Nie zauważyłam jak doszliśmy pod góry.
-I jesteśmy-powiedział
-Wejdziemy na nie kawałek?
-Możemy.
Zaczęliśmy wchodzić na górę.
-Dawno nie byłam w górach... Nawet na zleceniach -powiedziałam.
-Widać- powiedział lekko złośliwie.
-Bardzo śmieszne - odpowiedziałam z irytacją w głosie.
Wymieniliśmy potem kilka słówek. A potem szliśmy cicho. Weszliśmy do połowy gdy usłyszeliśmy niepokojący dźwięk. Popatrzyłam w górę. Lawiną mknęła ku nam. Śniegu z każdym metrem było więcej. Wraz z basiorem zaczęłam biec w dół. Stanęłam. Basior krzyknął:
-Biegnij bo zginiesz!
Ruszyłam by mu odpowiedzieć
-Nie zdążymy już...
Na te słowa oba stanęliśmy. Próbowaliśmy uciec przeznaczeniu. Usłyszałam głos wewnątrz siebie "Śmierci nie bądź pewna". Basior na pewno nie usłyszał tego głosu. Lawina była już przed nami. Stanęłam przed nią i krzyknęłam do niej co o dziwo przyniosło skutek.
-Nie bądź taka pewna, że mnie zabijesz!
Lawina "przeskoczyła nad nami. Byliśmy jak w jaskini bez wyjścia a śnieg przemykał nad nami. To było coś niesamowitego. Miałam wrażenie, że od kamienia bije delikatne ciepło, ogrzewające moje serce i dodające otuchy. Dodatkowo widziałam jak kamień świecił lekko na zielono.
Skupiłam się na nim i ujżałam tego co nikt prócz widzących by nie zauważył. Połączenia. To był z pewnością magiczny kamień. Było ich pare. Ciemnozielona jak moje oczy, szara, czarna i potworna w pewnym sensie pochodzącym od czegoś co znam i intensywnie niebieska cienka nitka. Pewnie to pierwsze połączenie było takie piękne i dobre... Spojrzałam na Faasa?
<Faas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz