Kiedy wylądowałem - nie omieszkałem rzucić Yes wymownego spojrzenia - zatoczyłem się i pomachałem zmęczonymi łapami. Podniosłem głowę. Po Yes nie było śladu, a Shervana się za nią rozglądała.
- Gdzie ona jest? - mruknęła. - Nie mów, że jej planem jest zostawienie nas tutaj.
W tym momencie rozległ się wściekły ryk. Zamachałem łbem i ustawiłem się w pozycji bojowej. Ucichło. Nagle, przy powtórnym wrzasku, z ciemności wyłonił się olbrzymi, szmaragdowy troll z rubinowymi znakami na ciele. Był przepasany brudną, gołą sierścią jakiegoś zwierzaka. Potrząsnął wysadzaną szafirami maczugą i warknął. Następnie zaszarżował na nas.
<Shervana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz